Po tym jak przed kilkoma laty ustawiono metę na szczycie podjazdu pod Willunga Hill Australijczycy szukają kolejnych możliwości uatrakcyjnienia wyścigu.
Dyrekcja wyścigu potwierdzam, że etap jazdy drużynowej na czas pojawi się w wyścigu „prędzej czy później”, a jest to uzależnione od decyzji UCI.
To się stanie w przyszłości, ale nie wiem kiedy. Chcemy drużynowej lub indywidualnej czasówki, świetnie wpasowałoby się to w nasz wyścig
-zapowiada dyrektor wyścigu Mike Turtur.
Póki co wszystko jest jeszcze we wstępnej fazie, zarówno jeśli chodzi o miejsce rozegrania czasówki, jak i co do decyzji na jakim etapie wyścigu powinna się odbyć walka z czasem.
Trzeba być bardzo ostrożnym planując drużynówkę lub indywidualną czasówkę. Kilka lat temu widzieliśmy jak Tony Martin wygrał pierwszy etap w Tour of Beijing i było po wyścigu. Trzeba przemyśleć dystans takiego etapu jak i to, że niektóre ekipy są lepsze od innych. To byłby ciekawy spektakl jeśli wszystko zostałoby odpowiednio zrobione i coś takiego będzie miało miejsce prędzej czy później
-kontynuuje Turtur.
Sprawa rozbija się o kwestie logistyczne. UCI ma na uwadze fakt, że praktycznie wszystkie grupy World Tour mają swoje bazy w Europie i dodatkowy transport rowerów czasowych tylko na jeden etap wydaje się mijać z celem. By uniknąć takiego problemu Mike Turtur proponuje, by ekipy startowały w czasówce na zwykłych rowerach szosowych
W wyścigach World Tour ekipy są zobligowane do używania rowerów czasowych w czasówkach. Trwają konieczne dyskusje z UCI by zrezygnować z tego wymogu. Rower i kask na którym zaczynasz jazdę używasz też podczas czasówki, taki jest plan i nie sądzę by ekipy robiły z tego tytułu jakiś problem
-zakończył dyrektor Tour Down Under.