fot. RCS

Po wspomnieniu kapitalnej wiosny w wykonaniu Fabiana Cancellary, przyszedł czas na przejście w okres wielkotourowy, a w 2010 roku emocji nie brakowało. Zaczniemy od jednego z najpiękniejszych wyścigów ostatnich lat – Giro d’Italia.

Choć minęło już kilka lat, La Corsa Rosa 2010 wciąż wzbudza niezwykłe emocje. Bez wątpienia był to jeden z najpiękniejszych, najbardziej przewrotnych i niezwykłych wyścigów w XXI wieku. Właśnie wtedy mogliśmy oglądać kolarstwo w najczystszej postaci, a zawodnicy stawali na rzęsach by tylko zachować szanse na zwycięstwo w całym wyścigu.

Pierwszy tydzień rywalizacji wyglądał tak, jak wszyscy zapowiadali. Główni faworyci do zwycięstwa w klasyfikacji generalnej jechali dość bezpiecznie, dając się wyszumieć kolarzom specjalizującym się w długich ucieczkach. Tym samym, m.in. Chris Anker Soerensen miał swoje pięć minut na Monte Terminillo. Nic nie zwiastowało tego, co stało się podczas jedenastego etapu.

Odcinek z Lucery do rok wcześniej zrujnowanej przez trzęsienie ziemii L’Aquili okazał się być jednym z najważniejszych w nowoczesnych dziejach kolarstwa. Bardzo silna ucieczka, w której skład wchodzili m.in. Carlos Sastre, Xavier Tondo, David Arroyo, Richie Porte czy Bradley Wiggins, dojechała do mety z ponad 12-minutową przewagą nad grupą faworytów, co przewróciło klasyfikację generalną. Liderem został wówczas wspomniany Porte, a tacy kolarze jak Ivan Basso czy Cadel Evans tracili do niego ponad 11 minut. Wydawało się, że w ten sposób wyścig jest już bliski rozstrzygnięcia. Wydawało się…

Już następnego dnia, na praktycznie płaskim etapie, główni faworyci rozpoczęli zabawę. Kilkanaście kilometrów przed metą, na podjeździe czwartej kategorii, rozpoczęły się rakietowe ataki, które porwały peleton. Wtedy stało się jasne, że nikt nie będzie składał bronii.

Do pierwszej wielkiej pogonii doszło na dwóch legendarnych podjazdach – Monte Grappa i Monte Zoncolan. To właśnie tam, swój wyścig zaczęli jechać kolarze ekipy Liquigas z Ivanem Basso, Vincenzo Nibalim i Sylwestrem Szmydem na czele. Ich doskonała rozgrywka taktyczna i niemałe umiejętności pozwoliły odrobić do lidera (którym został już David Arroyo) ponad 5 minut w 2 dni. Tym samym, przed finałową rozgrywką w trzecim tygodniu wszystko ponownie było otwarte.

Ostatecznie decydujący okazał się etap numer 19 z Brescii do Aprici przez Mortirolo. Według większości kibiców i specjalistów, potwornie ciężka wyprawa przez samo serce włoskich Alp była jednym z najpiękniejszych kolarskich spektakli w ostatnich latach. Po raz kolejny, na rzecz swoich liderów, kapitalną pracę wykonał Sylwester Szmyd, który na wspomnianym Mortirolo ostatecznie zerwał z koła lidera wyścigu, pozwalając Ivanovi Basso na przejęcie Maglia Rosa. Co więcej, duże straty ponieśli także Cadel Evans czy John Gadret.

Pogoń Ivana Groźnego za uciekinierami z Aprici jest do dziś jedną z najpiękniejszych kolarskich historii. Nie da się ukryć, że był to jeden z ostatnich wyścigów, w których mieliśmy przyjemność oglądać rywalizację w najczystszej postaci. Jest więcej niż możliwe, że już nigdy więcej nie będziemy świadkami takich wydarzeń.

Poprzedni artykułCycling Weekly okradzione ze sprzętu
Następny artykułDegenkolb i Stuyven trenowali na brukach
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments