©Unipublic/Photogomez Sport

Przedostatni dzień rywalizacji w wielkim tourze to zazwyczaj ostatnie podjazdy i ostatnia okazja do dokonania mniejszych i większych przetasowań w klasyfikacji generalnej. Kiedy jednak tym ostatnim podjazdem jest legendarne Alto de L’Angliru, każdym kolejnym łamiącym ducha kilometrem jest on w stanie wymazać historię minionych trzech tygodni, lub ją odwrócić. Czas na asturyjskiego giganta i ostatni wielki pojedynek w górach tegorocznego sezonu.

W obliczu wspinaczki na Alto de L’Angliru nie ma zawodnika, który nie odczuwałby strachu ani nie ma takiej przewagi, która obroniłaby się sama. Z pominięciem najświeższego rezultatu z roku 2013, zwycięzcami na jego szczycie nigdy nie byli zawodnicy przypadkowi, a w tle zawsze toczyła się walka o prymat w klasyfikacji generalnej hiszpańskiej Vuelty…

Angliru zadebiutowało w hiszpańskim wielkim tourze w roku 1999, kiedy to na jego szczycie triumfował Jose Maria Jimenez, a słabnąć zaczął broniący tytułu Abraham Olano. Klasyfikacja generalna wyścigu ostatecznie padła łupem Jana Ullricha.

Asturyjski gigant powrócił na trasy Vuelty już w kolejnym roku. Tym razem etapowy triumf przypadł w udziale Gilberto Simoniemu, podczas gdy przewagę w klasyfikacji generalnej utrzymał Roberto Heras, bo dowieźć ją aż do Madrytu.

Dwa lata później bój z Alto de L’Angliru na pozycji lidera wyścigu rozpoczął Oscar Sevilla, jednak Góry Kantabryjskie kolejny raz okazały się szczęśliwe dla Roberto Herasa i to on rozpoczął kolejny etap w czerwonej koszulce.

Alto de L’Angliru powróciło na hiszpańskie szosy po sześcioletniej przerwie, a na jego szczycie triumfy święcił młody Alberto Contador. Świetnym występem El Pistolero nie tylko zapewnił sobie swoje pierwsze etapowe zwycięstwo w 63. edycji Vuelty, ale również objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej, które utrzymał do końca.

Rok 2011 to już historia rodzącego się dramatu na linii Bradley Wiggins-Chris Froome i mitycznego Juana Jose Cobo, który w jego cieniu zgarnął pełną stawkę by zniknąć z powierzchni ziemi.

Ostatnia wspinaczka na Alto de L’Angliru to łzy radości Kenny’ego Elissonde, o którym wówczas mówiliśmy, że może stać się małym wielkim góralem oraz triumf Chrisa Hornera nad Vincenzo Nibalim w klasyfikacji generalnej wyścigu, o którym staram się nie mieć opinii.

Dopiero w roku 2013 etap z finałem na Angliru rozegrany został w ostatnią sobotę rywalizacji, a mimo tego pojedynki na jego piekielnie stromych zboczach zawsze przynosiły ważne rozstrzygnięcia – nawet, jeśli czasami dość dziwne. Gdyby w te rozważania zaangażować wyłącznie statystykę, można oczywiście dowodzić, że kluczowy podjazd tegorocznej Vuelty nie tylko nie jest najtrudniejszym wzniesieniem wykorzystywanym w zawodowych wyścigach kolarskich, ale nawet w Hiszpanii są cięższe góry. Można argumentować, że 12,5 kilometra to za mało i że średnie nachylenie poniżej 10% również nie imponuje.

Statystyka jednak mówi również, że w duecie z moim psem mam trzy nogi i pół ogona, co jest dość nieadekwatnym opisem rzeczywistości z którą należy się zmierzyć składając nam wizytę. Podobnie jest z Angliru. Prawda jest bowiem taka, że żaden z regularnych alpejskich podjazdów, nawet dwukrotnie dłuższych, nie jest od niego trudniejszy, a w Hiszpanii nie ma cięższych gór. Każdy podjazd z metką especial pokonywany podczas tegorocznej edycji Vuelty stanowił natomiast jedynie preludium dzisiejszej batalii.

Czeka nas etap niezwykle krótki i obfitujący w treść – jeden z tych o których mam zwyczaj pisać, że wspinaczka rozpoczyna się od linii startu i nie kończy aż do mety. Tak będzie.

Już niekategoryzowany podjazd do La Reigada pozwoli poczuć w nogach ogromny wysiłek z ostatnich dni i z pewnością posłuży jako trampolina do zbudowania przewagi ucieczce dnia, która – jak się spodziewam – powinna obfitować w wyśmienitych górali.

Droga ponownie zacznie się wznosić już na 40-kilometrze, jednak dopiero po przejechaniu kolejnych 30 oficjalnie rozpocznie się wspinaczka pod drugi najcięższy podjazd sobotniego odcinka, Alto de Cobertoria (8.1 km, śr. 8.6%).

Karkołomny zjazd z Cobertorii doprowadzi bezpośrednio do drugiego z zaplanowanych na dzisiaj wzniesień, relatywnie łatwego z obliczu pozostałych wyzwań Alto de El Cordal (5.7 km, śr. 8.6%). Sam w sobie nie powinien stanowić przeszkody dla najlepszych zawodników klasyfikacji generalnej, jednak jego nieregularne zbocza z pewnością znacznie zredukują peleton i pozbawią wielu z nich kluczowych na takich etapach pomocników.

Do znajdującej się u podnóża Angliru La Vegi doprowadzi tym razem pozbawiony większych pułapek zjazd, a wtedy zacznie się prawdziwa zabawa…

Oto, co na temat 20. etapu wyścigu Vuelta a España 2017 mieliśmy do powiedzenia jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji:

Etap 20, 9 września 2017: Corvera de Asturias – Alto de L’Angliru 117,5 km

Droga do ostatecznego triumfu i chwały wiedzie przez Alto de l’Angliru (12.5 km, śr. 9.8%, max. 23.5%), od lat toczącego korespondencyjny pojedynek z Monte Zoncolan o miano najtrudniejszego i najbardziej bezlitosnego podjazdu wykorzystywanego w zawodowym wydaniu kolarstwa. Jeśli przypomnę, że pokonywany on będzie przedostatniego dnia rywalizacji, to już chyba wystarczająca rekomendacja?

Ucieczka dnia? Wczesny atak? Triumf jednego z głównych aktorów klasyfikacji generalnej?

Krótka historia wskazuje, że na szczycie Angliru najczęściej triumfują mocni górale decydujący się na atak z grupy liderów jeszcze przed dotarciem do najbardziej stromego odcinka Cueña Les Cabres.

Jeszcze przed tygodniem niekwestionowanym faworytem do odniesienia jeszcze jednego etapowego triumfu po wdrożeniu takiego właśnie scenariusza byłby Miguel Angel Lopez (Astana), jednak 23-letni Kolumbijczyk w ostatnich dniach wydawał się słabnąć. Zastąpić go w tej roli z powodzeniem może Ilnur Zakarin (Katusha-Alpecin), który jednym manewrem powinien być w stanie nie tylko wygrać królewski etap Vuelty, ale również strącić z podium naprawdę imponującego, ale najzwyczajniej nieprzystosowanego do mierzenia się z podobnymi gradientami Wilco Keldermana (Team Sunweb).

Chyba wszyscy liczymy również na wczesny i tym razem skuteczny atak Alberto Contadora (Trek-Segafredo), dla którego etapowy triumf na szczycie Angliru stanowiłby wymarzone (spośród tych ciągle realistycznych) zakończenie wspaniałej kolarskiej kariery. Forma, którą zaprezentował w ciągu ostatnich kilku dni daje pewność, że podejmie taką próbę.

Niewyrównane rachunki z Angliru mają Chris Froome (Team Sky) i Vincenzo Nibali (Bahrain Merida), co w połączeniu z ich niestabilną ostatnio dyspozycją zwiastuje jeszcze pewne emocje na samym szczycie klasyfikacji generalnej, choć nie wydaje się, aby mieli odegrać główne skrzypce w kontekście walki o etapowe zwycięstwo.

Skutecznym atakiem z grupy liderów lub ucieczki dnia może się popisać Rafał Majka (Bora-hansgrohe), a innymi kandydatami do odjazdu będą niespodziewanie Daniel Moreno (Movistar), Stefan Denifl (Aqua Blue Sport), Davide Villella, Joe Dombrowski (Cannondale-Drapac), Alessandro De Marchi, Nicolas Roche (BMC Racing), Romain Bardet (AG2R La Mondiale), Darwin Atapuma, Jan Polanc (UAE Team Emirates), Thomas De Gendt, Bart De Clercq (Lotto Soudal), Richard Carapaz (Movistar) i Enric Mas (Quick-Step Floors).

 

Pełną zapowiedź 72. edycji Vuelta a España można znaleźć > tutaj

Mapy i profile tutaj

Lista startowa tutaj

Plan transmisji TV > tutaj

Poprzedni artykułAlberto Contador: „Chciałbym wygrać na Angliru”
Następny artykułOlympia’s Tour 2017: Jasper Philipsen najszybszy w Offenbeek
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments