Wielokrotne ataki rywali i brak kolegów z drużyny sprawił, że Tasmańczyk musiał pożegnać się ze zwycięstwem w Criterium du Dauphine.
Przed startem ostatniego etapu Delfinatu wydawało się, że Porte ma wygraną w kieszeni – przewaga niewiele ponad minuty nad drugim Christopherem Froomem (Team Sky) w wyścigu tygodniowym zazwyczaj stanowi margines wystarczający do obronienia koszulki lidera. Tym razem jednak zmasowane ataki sprawiły, że z triumfu cieszył się Jakob Fuglsang (Astana).
Oczywiście porażka o 10 sekund boli, ale czułem to od startu. Oczywiście rywale nie chcieli, żeby moi koledzy zdołali dość i za każdym razem kiedy chłopaki się zbliżali, to pojawiały się ataki. Dostaliśmy dzisiaj lekcję, ale ważne przed Tour de France jest to, że jestem mocny w górach, a przeciwne drużyny wolą się zgrupować przeciwko mnie. Taką mają strategię. Nie mogę powiedzieć, że walczyli o wygraną, ale o to, żeby pozbawić mnie sukcesu… C’est la vie
– mówił po etapie Porte.
Pomimo porażki Porte nie zasłania się brakiem drużyny i koalicją przeciwko sobie. Australijczyk był dumny ze swojego stylu jazdy i wyciągnął z Criterium du Dauphine wnioski, które z pewnością mogą mu się przydać podczas Tour de France.
Chciałem wygrać i musiałem gonić. Nie wyszło, ale myślę, że mogę być z siebie dumny. Nie przesadziłem pod presją i dobrze pojechałem ostatni podjazd. Fabio Baldato [dyrektor sportowy BMC] podawał mi różnice, więc ostatnie 25km było dla mnie jak jazda indywidualna na czas. Chciałbym wygrać ten wyścig, ale ten sezon i tak jest dla mnie wspaniały. U podnóża góry myślałem, że ich złapię, ale i tak mogę wynieść z tej imprezy trochę pozytywów
– zakończył lider BMC Racing Team.