Fot. CCC Sprandi Polkowice

„Polacy przed Giro d`Italia 2017” to cykl wywiadów z polskimi kolarzami, którzy wystartują w jubileuszowej, setnej edycji największego włoskiego wyścigu i pierwszego z trzech wielkich tourów. Serię rozmów otwiera wywiad z Marcinem Białobłockim, kolarzem polskiej drużyny CCC Sprandi Polkowice, która uzyskała możliwość udziału w Giro dzięki tzw. dzikiej karcie.

Marcin, gratulacje za to, że znalazłeś się w składzie drużyny CCC Sprandi Polkowice na setną edycję Giro d`Italia.

Dziękuję.

Masz za sobą pierwszych kilka miesięcy z „Pomarańczowymi”. Jakie są twoje wrażenia z pobytu w tej drużynie?

Moje wrażenia są bardzo pozytywne. Cały zespół się naprawdę stara, jest profesjonalnie i jestem zadowolony.

Od początku sezonu kierownictwo drużyny CCC, podkreśla, że w tym sezonie wszystko jest podporządkowane setnej edycji Giro d`Italia. Jak zatem wyglądały wasze przygotowania do tego wyścigu?

Mieliśmy kilka zgrupowań razem z całą drużyną. Nasz kalendarz startów był całkiem niezły, wystartowaliśmy w kilku „etapówkach”, a ostatnio byliśmy na zgrupowaniu wysokościowym w Sierra Nevada, które powinno pozytywnie wpłynąć na nasze przygotowanie. Wydaje mi się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. To, co mogliśmy zrobić, to zrobiliśmy i nikt niczego nie żałuje. Ci zawodnicy, którzy znaleźli się w składzie są bardzo dobrze przygotowani, także myślę, że wszystko będzie w porządku.

W bieżącym sezonie już raz mogliście cieszyć się ze zwycięstwa – wygraliście jazdę drużynową na czas w wyścigu Settimana Internaziole Coppi e Bartali. Jak wspominasz tamten etap?

Był to niesamowity dzień, zwłaszcza, że rano rozgrywany był ciężki i trudny technicznie etap 1a. Ciężko nam było wybrać czteroosobową drużynę, bo cała ósemka znajdowała się w wysokiej dyspozycji, ale ostatecznie świetnie się dograliśmy, stworzyliśmy najsilniejszą drużynę, jaką tamtego dnia można było wytypować. Wszyscy dali z siebie wszystko, nie tylko ja ciągnąłem, ale każdy kolarz dawał równe i mocne zmiany. Jestem bardzo zadowolony z siebie i kolegów. Pokonanie Team Sky to coś wspaniałego.

Marcin, nie mogłeś sobie chyba wyobrazić lepszej okazji do debiutu w wielkim tourze niż setna edycja Giro d`Italia?

Tak, na treningach dawałem z siebie wszystko, zrobiłem więcej niż zawsze, dbałem o dietę, zrzuciłem kilka kilogramów, no i jest efekt, bo w górach jeździ mi się o wiele lepiej niż miesiąc czy dwa miesiące temu. Jestem zadowolony z siebie i z całej ekipy. Nie mam żadnych obaw, żadnego strachu – co będę mógł zrobić, to zrobię, na pewno się nie poddam. Jedyne, co może wykluczyć mnie z tego wyścigu to jakiś wielki pech.

Twoim największym celem w tym wyścigu będzie jazda indywidualna na czas. Organizatorzy Rosa Corsa przewidzieli w tym roku dwa etapy jazdy indywidualnej na czas. Pierwszy z nich to trudna, mocno pagórkowata „czasówka” z Foligno do Montefalco licząca prawie czterdzieści kilometrów. Myślisz, że na takiej trasie jesteś w stanie zająć miejsce w pierwszej dziesiątce?

Na pewno ona jest bardzo ciężka. Początek jest płaski, potem góra, dół, góra, dół, no i pod górę do mety. Mimo to myślę, że teraz, gdy jestem kilka kilogramów lżejszy pierwsza dziesiątka jest jak najbardziej możliwa. Jeśli będę miał dobry dzień i wszystko będzie dobrze, to właśnie w taki rezultat będę celował. Ale jak to się potoczy, nie mam pojęcia. Na razie jest to wielki znak zapytania.

Dodatkowym utrudnieniem może być to, że zostanie ona rozegrana po dniu przerwy.

Dokładnie, ale na pewno dam z siebie wszystko, nie lekceważę tego etapu. Jestem do niego pozytywnie nastawiony. Będę walczył!

Twoim celem jest z pewnością dojechanie do Mediolanu, a jeśli to się uda, to na ostatnim etapie będzie czekała ciebie jazda indywidualna na czas, której profil pewnie dużo bardziej tobie pasuje.

Tak, dojechanie do końca jest moim głównym celem, by móc wystartować w tej „czasówce”. Ona jest kompletnie płaska, a nawet momentami prowadzi w dół. Dystans, stopień trudności technicznych, profil – wszystko jest dla mnie idealne. Zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie, ale mam takie nastawienie, że jeśli dojadę do tego etapu, to jestem w stanie go wygrać. To jest podobna jazda indywidualna na czas do tej, która była na Tour de Pologne. Trener zawsze mi powtarza, że pół godziny pełnego wysiłku bez żadnych wzniesień, gdzie liczy się tylko prędkość, to jest mój atut.

W tym sezonie startowałeś tylko w jednej jeździe indywidualnej na czas – na wyścigu Ruta del Sol. Zająłeś tam dwudzieste ósme miejsce, a do zwycięzcy Victora Campenaertsa z LottoNL-Jumbo straciłeś czterdzieści dziewięć sekund. Zdaję sobie sprawę, że był to zupełnie inny moment sezonu, ale jak wspominasz tamten etap?

Bardzo dobrze pamiętam tamten etap. Mieliśmy wtedy trochę problemów technicznych, ponieważ w związku z tym, że startowaliśmy na nowych rowerach, nie do końca mieliśmy ustawioną pozycję. Poza tym ta jazda na czas, wbrew temu, co większość uważa, była bardzo ciężka. Na profilu na taką nie wyglądała, ale w rzeczywistości przewyższenie było bardzo duże. Gdy zapoznałem się z trasą od razu powiedziałem Piotrowi [Wadeckiemu – przyp. M.W.], że ona nie jest dla mnie, ale oczywiście mimo wszystko dałem z siebie wszystko. To, że byłem kilka kilogramów cięższy i moja forma generalnie była gorsza, też oczywiście ma znaczenie.

Marcin, co oprócz jazdy indywidualnej na czas będzie twoim obowiązkiem podczas tegorocznego Giro?

Na pewno kilkakrotnie otrzymam wolną rękę i będę próbował zabierać się w ucieczki. Moim zadaniem będzie także dowożenie chłopaków do podjazdów. Przede wszystkim aktywna jazda, na pewno nie będzie tak, że będę czekał tylko na etapy jazdy na czas, a poza nimi nic nie będę robił.

Wiem, że od poniedziałku wieczorem będziesz już na Sardynii. Jak będą wyglądały twoje ostatnie dni przed startem?

Jeśli chodzi o treningi, to one już się dla mnie skończyły. Nie ma co ukrywać – czuję się dobrze i nie chcę przesadzić. Czekają nas trzy tygodnie ścigania, więc trzeba teraz odpocząć. Czytałem sporo biografii najlepszych kolarzy na świecie, rozmawiałem z najlepszymi zawodnikami i każdy z nich uważa, że nie można zaczynać Giro na sto procent, trzeba mieć trochę świeżości w nogach, bo w przeciwnym razie w ostatnim tygodniu może zabraknąć sił.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułTour de Yorkshire: Dublet Dimension Data
Następny artykułChristopher Froome: „Czeka mnie jeszcze dużo pracy przed Tour de France”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments