Fot. Amstel Gold Race

Przed nami prawdziwa seria paradoksów. Jest nim fakt, że tak głęboko zakorzeniona w historii kolarstwa Holandia dochowała się tylko jednego wyścigu tej rangi. Jest nim również fakt, że to właśnie wyścig rozgrywany w kraju kojarzonym ze stałym ubytkiem lądu i topograficzną odmianą depresji inauguruje tryptyk pagórkowatych klasyków. I jeszcze ten drobny szczegół, że to nie Belgowie są organizatorami imprezy, która swoją nazwę zawdzięcza producentowi ukochanego przez nich bursztynowego trunku. Jako wariant przejściowy pomiędzy Ronde van Vlaanderen i Liege-Bastogne-Liege, doskonale spełnia się w roli pierwszego aktu ardeńskiego tryptyku. I równie dobrze smakuje. Przed nami Amstel Gold Race!

Zwariowani na punkcie kolarstwa Holendrzy mają tak niewiele okazji do podziwiania gwiazd zawodowego peletonu, że zmuszeni byli anektować L’Alpe d’Huez. Kiedy jednak potężni specjaliści od bruków powoli udają się na zasłużony odpoczynek, przychodzi czas na ich święto, a jego tegoroczna edycja zwiastuje przybycie nawet nie trzech, ale czterech króli.

Podczas gdy większość wyścigów dąży do podkreślenia swojego indywidualnego rysu, Amstel Gold Race dobrze czuje się w cieniu legend i znalazło na siebie zupełnie inny pomysł. Nie dorównując prestiżem i tradycją poprzedzającym Ronde van Vlaanderen i Paris-Roubaix czy rozgrywanym tydzień później La Fleche Wallonne i Liege-Bastogne-Liege, pogodziło się z rolą wariantu przejściowego, sprawnie łącząc cechy północnych i ardeńskich klasyków.

Naszpikowana podjazdami trasa o łącznym przewyższeniu przekraczającym 4000 metrów przywodzi na myśl najbliższy sercom górali monument, La Doyenne. Jednocześnie wąskie drogi przypominające zygzaki i pętle jeszcze do niedawna kręcone we Flandrii i cała armada małej architektury drogowej sprawiają, że kluczowym aspektem staje się nieprzerwana walka o pozycje. Tym samym Amstel Gold Race sprytnie puszcza oko do zawodników kończących już swoją wiosenną kampanię, a kolarzy celujących w ardeński tryptyk zaprasza na niewinne przetarcie przed głównymi aktami rywalizacji. Wygrywa natomiast ktoś jeszcze inny, całkiem jakby ceną za sprawne poruszanie się w szarej strefie była niestandardowa lista triumfatorów.

Charakter trasy każe umieścić Amstel Gold Race wśród ardeńskich klasyków, choć w ostatnich latach organizatorzy wyścigu dokładają wszelkich starań by zniwelować stopień trudności jego finałowej części, tym samym otwierając ją na mnogość alternatywnych scenariuszy. Polegało to wcześniej na stopniowym odsuwaniu linii mety od szczytu Caubergu, jednak prawdziwa bamba zrzucona została dopiero w tym roku – podjazd stanowiący wizytówkę imprezy pokonany bowiem zostanie po raz ostatni 20 kilometrów od kreski! W obliczu tak inwazyjnego liftingu na niewiele może zdać się fakt, że 52. edycja Amstel Gold Race będzie najdłuższą od 2011 roku, licząc 261 kilometrów.

Holandia jest małym i wysoko zurbanizowanym krajem, co ma ogromne przełożenie na charakter pierwszego aktu ardeńskiego tryptyku. Trasa wyścigu biegnie przez liczne gęsto zabudowane przedmieścia i wąskie uliczki, pełne zaparkowanych na poboczach samochodów oraz wszystkich przeszkód, jakie tylko można sobie wyobrazić: rond, wysepek, pasów zieleni czy progów zwalniających. Przy nieustającej walce o pozycję sprawia to, że liczne kraksy stały się nieuniknionym elementem Amstel Gold Race.

Drugim charakterystycznym elementem wyścigu są krótkie podjazdy, którymi dosłownie naszpikowana jest trasa, nie dając ani momentu wytchnienia. Podczas 52. edycji imprezy rozpędzony peleton będzie miał do pokonania 35 wzniesień równomiernie rozłożonych na dystansie 261 kilometrów, a będą to kolejno: Slingerberg, Adsteen, Lange Raarberg, Bergseweg, Sibbergrubbe, Cauberg, Geulhemmerberg, Wolfsberg, Lorberg, Schweibergerweg, Camerig, Drielandenpunt, Gemmenich, Vijlenerbos, Eperheide, Gulpenerberg, Plettenberg, Eyserweg, St. Remigiusstraat, Vrakelberg, Sibbergrubbe, Cauberg, Geulhemmerberg, Bemelerberg, Loorberg, Gulpenerberg, Kruisberg, Eyserbosweg, Fromberg, Keutenberg, Cauberg, Geulhemmerberg, Bemelerberg, Berg en Terblijt.

Samodzielnie, żaden z wymienionych podjazdów nie może stanowić dużego wyzwania dla najlepszych specjalistów od pagórkowatych klasyków. O trudności Amstel Gold Race stanowi natomiast pokonywanie ich w bardzo krótkich sekwencjach, w połączeniu z innymi przeszkodami, którymi usłana jest trasa.

Ostatnim podjazdem będzie położony 5,6 km od linii mety Bemelerberg (900 m, 5,0%) i trudno zawczasu przesądzać, jaki będzie to miało wpływ na dynamikę całej rywalizacji. Dyrektorzy sportowi, czemu trudno się dziwić, ewidentnie uznali, że wyścig w tym nowym wydaniu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej odpowiadać będzie świetnie spisującym się w pagórkowatym terenie sprinterom. Z drugiej strony, jeśli za tymi decyzjami rzeczywiście stała chęć otworzenia wyścigu i uniemożliwienia wprowadzania w życie jedynego słusznego scenariusza, to istotnie specjaliści od ardeńskich klasyków nie będą już mogli w spokoju czekać na ostatnią górę.

Niezależnie od ambicji dzielnych sprinterów, narracja wprowadzająca do 52. edycji Amstel Gold Race zdominowana została przez oczekiwany pojedynek trzech zwycięzców tegorocznych monumentów: Michała Kwiatkowskiego, Philippe Gilberta i Grega Van Avermaeta. Czwartym do brydża będzie oczywiście pełnoetatowy król Mur de Huy, Alejandro Valverde, który co prawda jeszcze żadnego monumentu w tym roku nie wygrał, ale najprawdopodobniej wyłącznie dlatego, że niespecjalnie próbował. Chociaż staną na starcie wyścigu w różnych fazach swoich sezonów i z różnymi ambicjami, każdy z nich ma prawo być nazwany faworytem imprezy i każdemu z nich będzie zależało na wprowadzeniu w życie tego samego scenariusza, którym musi być atak. Wyobrażają sobie Państwo taką koalicję?

Alejandro Valverde (Movistar) jeszcze nigdy nie triumfował w Amstel Gold Race, a nowa końcówka w jeszcze mniejszym stopniu pozwoli mu wykorzystać swoje najmocniejsze strony. To wszystko prawda. Problem w tym, że Alejandro im jest starszy, tym jest młodszy, przed dwoma tygodniami nigdy nie triumfował we Vuelta al Pais Vasco, a w jeździe indywidualnej na czas nie miażdżył rywali na wzór Tonego Martina. Niemal od samego początku sezonu 36-letni Hiszpan zamienia w złoto wszystko, czego tylko dotknie, a holenderski klasyk nie powinien znajdować się poza jego zasięgiem. Kiedy tak o tym myślę, cały tryptyk nie jest…

Usunięcie Caubergu z finału Amstel Gold Race musiało być dla Philippe Gilberta (Quick-Step Floors) tym, czym byłoby dla Valverde usunięcie Mur de Huy z La Fleche Wallonne – katastrofą. Skoro jednak 34-letni Belg samobójczym atakiem na Muur-Kapelmuur był w stanie rozstrzygnąć na swoją korzyść Ronde Van Vlaanderen, teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by i tym razem powtórzyć swój ulubiony manewr. No może nie nic, niewiele. Ostatecznie mamy przecież do czynienia z ekipą Quick-Step Floors, której strategia sprowadza się do jazdy na dosłownie wszystkich poza nominowanym liderem. Bez trudu można sobie zatem wyobrazić sytuację, w której Gilbert chcąc zaatakować na Caubergu ma przed sobą Petra Vakoca, Daniela Martina i Boba Jungelsa. Chyba, że znowu odjedzie jako pierwszy.

Amstel Gold Race będzie ostatnią imprezą przed zasłużonym odpoczynkiem dla niekwestionowanego króla tegorocznych bruków, Grega Van Avermaeta (BMC Racing). Można poddawać w wątpliwość, czy trasa wyścigu odpowiada jego charakterystyce, jednak trasa olimpijskiego wyścigu w Rio również nie odpowiadała – albo też tak uważał zazwyczaj celujący w te same imprezy Peter Sagan. Wszyscy doskonale pamiętamy, jak to się skończyło. Można również kwestionować stopień jego motywacji po tym, jak w końcu udało mu się pokonać liczne przeciwności i sięgnąć po wymarzony pierwszy monument. Prawda jest jednak taka, że 31-letni Belg jest w niewiarygodnym gazie i z wymienionej czwórki najprawdopodobniej będzie najmniej skory do wdawania się w taktyczne gierki. Akcja solo nie wchodzi w rachubę, jednak nie będzie się obawiał pojedynku sprinterskiego z Valverde, Gilbertem czy Kwiatkowskim.

Chociaż jego forma eksplodowała znacznie wcześniej, sam Michał Kwiatkowski (Team Sky) słusznie podkreślał, że ardeńskie klasyki będą pierwszym poważnym celem tegorocznego sezonu. Jego nierówny występ we Vuelta al Pais Vasco nieco zaciemnił ten obraz i sprawił, że uwaga mediów związanych z kolarstwem skoncentrowana jest wokół wyżej wymienionej trójki, jednak taka sytuacja zazwyczaj przynosi wyłącznie wymierne korzyści. Pierwszy wyścig ardeńskiego tryptyku jak dotąd najbardziej odpowiadał Polakowi, a modyfikacja decydującej części trasy również powinna go dotknąć w najmniejszym stopniu. By zwyciężyć, będzie musiał zaatakować, ale to od dłuższego tak czy inaczej stanowi dla niego jedyny realistyczny scenariusz. Kwiatkowski ma też tę zaskakującą właściwość, że jego akcje ofensywne są bagatelizowane znacznie dłużej, niż sugerowałaby to jego klasa. To bardzo przydatne, kiedy za głównego rywala ma się Alejandro Valverde.

Teraz od scenariuszy wymarzonych należy przejść do realistycznych, a te zakładają sukces jednego z lubujących się w pagórkowatych terenach sprinterów. Tytułu bronić będzie Enrico Gasparotto (Bahrain-Merida), jednak pierwszoplanowymi postaciami w tego typu rozgrywce powinni być Michael Matthews (Team Sunweb), Bryan Coquard (Direct Energie) i reprezentujący te same barwy Sonny Colbrelli (Bahrain-Merida). A ponieważ zaskakujące rozwiązania w tym wyścigu zaskakującymi nie są, dobrym typem wydaje się znajdujący się w niezłej formie i imponująco sprytny Michael Albasini (Orica-Scott).

Gdzieś pomiędzy pierwszą i drugą grupą zawieszony jest Fabio Felline (Trek-Segafredo), który jest w stanie triumfować niezależnie od wprowadzonego w życie scenariusza, choć w rzeczywistości dokonuje tego zdecydowanie zbyt rzadko.

Spośród mniej oczywistych typów warto również zwrócić uwagę na Diego Ulissiego, Rui Costę, Jay’a McCarthy’ego, Tima Wellensa (może padać!), Tiejsa Benoota (podobno teraz jest specjalistą od Ardenów), Patricka Konrada czy Michaela Valgrena.

Poza Michałem Kwiatkowskim w Amstel Gold Race udział wezmą Michał Gołaś, Łukasz Wiśniowski (Team Sky) Tomasz Marczyński (Lotto Soudal) i drużyna CCC Sprandi Polkowice. Trzymamy kciuki!

52. edycja Amstel Gold Race rozegrana zostanie w niedzielę, 16 kwietnia.

Wyścig można będzie śledzić na antenie stacji Eurosport od godz. 14:45.

Poprzedni artykułWstępna lista startowa Giro d’Italia 2017
Następny artykułTour du Loir et Cher: Zwycięstwo Alexandra Kampa
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Slawomir Giecewicz
Slawomir Giecewicz

Zapowiedz winna byc zwięzła i konkretna , a nie takie lanie wody

AB
AB

dla mnie zapowiedz jest ok