Fot. Orica-Scott

W drużynie Orica-Scott zawodowiec z dziesięcioletnim stażem w peletonie może pracować dla neo-pro. Nieważne ile wyścigów do tej pory wygrałeś lub ile masz lat – jeśli jesteś człowiekiem na dziś, cała drużyna jedzie dla ciebie.

O tym czy sezon 2016 był dla jedynej australijskiej ekipy World Tour przełomowy, czy może stanowił tylko jednorazowy przebłysk potencjału, będzie można przesądzić na koniec bieżącego roku. Bez względu na to, ubiegłoroczne osiągnięcia podopiecznych Matta White`a uprawniają do uznawania drużyny Orica-Scott za jedną z najlepszych w peletonie, która może wygrać właściwie każdy wyścig, w którym bierze udział.

Powstała przed sezonem 2012 jako Orica-GreenEdge i miała wykorzystywać przyrodzone umiejętności cyklistów z południowej półkuli, czyli święcić triumfy w wyścigach jednodniowych, jeździe na czas i sprintach. Nic nie wskazywało na to, że stanie się konkurencyjna w najdłuższych i najtrudniejszych wyścigach na świecie. W pierwszym roku działalności najlepszymi lokatami w Giro d`Italia, Tour de France i hiszpańskiej Vuelcie były odpowiednio sto dwudziesta pierwsza, siedemdziesiąta druga i siedemdziesiąta siódma. Największy progres dokonał się w roku 2015, kiedy to Esteban Chaves zajął piąte miejsce w „generalce” Vuelta a España. Poprzedni sezon, choć nie ukoronowany zwycięstwem w wielkim tourze, przyniósł tej drużynie niespotykaną wcześniej dawkę pewności i wiary w siebie. Filigranowy Kolumbijczyk oddał różową koszulkę lidera Corsa Rosa na dwudziestym etapie, a trzecie miejsce w hiszpańskiej Vuelcie wyszarpał Alberto Contadorowi także na przedostatnim etapie, zarówno dzięki swojej wysokiej dyspozycji, ale również za sprawą błyskotliwej taktyki dyrektorów sportowych i bezcennej pomocy Simona Yatesa. Wyprodukowany przez drużynę Orica dwudziestominutowy film odsłaniający kulisy dwudziestego etapu największego hiszpańskiego wyścigu jest jednym z najciekawszych kolarskich nagrań krążących w Sieci, ale oprócz tego stanowi niezbity dowód na to, że White i spółka mają strategiczne zdolności, jakich być może nie powstydziłby się sam Napoleon Bonaparte.

 

Asami w rękawie Matta White`a na wielkie toury, byłego kolarza, który zarządzaniem kolarskich drużyn zajął się za namową Davida Millara, ma być właśnie Esteban Chaves, ale także bracia bliźniacy Adam i Simon Yates. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że to na Chavesie opierają się obecnie największe nadzieje i oczekiwania. Czwarte miejsce Adama Yatesa w Tour de France i zwycięstwo w klasyfikacji młodzieżowej podniosły wartość jego akcji, ale to Kolumbijczyk zajął wyższe lokaty w trzytygodniowych imprezach, a także nosił koszulki lidera Giro d`Italia i hiszpańskiej Vuelty.

Fot. Tour de France

Nairo Quintana i Esteban Chaves wyrośli nie tylko na dumę Kolumbii, ale całej Ameryki Południowej. Chociaż obaj są predestynowani do rywalizacji w wielkich tourach, charakteryzują się wątłą budową ciała i świetną jazdą po górach, to charaktery mają zupełnie odmienne. Chaves pochodzi z radosnej Bogoty, zaś Quintana ze smutniejszej Tunji, położonej na wschodzie kraju. Gdy byli młodzi ścigali się w jednej drużynie, a na wyścigach wspólnie dzielili hotelowy pokój. Dziś ścigają się w rywalizujących ze sobą ekipach, ale obaj zgodnie przyznają, że łączy ich przyjaźń pozbawiona zawiści. Estebanowi Chavesowi marzy się, aby on, Darwin Atapuma, Nairo Quintana i Jarlinson Pantano, tak jak w Tour de l`Avenir 2010, rywalizowali między sobą w którymś z wielkich tourów.

Fot. Giro d`Italia

Profesjonalna kariera kolarska Estebana Chavesa mogła dobiec końca w momencie, gdy jeszcze dobrze się nie rozpoczęła. W 2013 roku miał kraksę we włoskim wyścigu Trofeo Laigueglia – przy pełnej prędkości odbierał torebkę z jedzeniem w strefie bufetu. W konsekwencji jego ciało zostało bardzo mocno poturbowane, ale najpoważniejszym problemem była utrata czucia w prawej ręce. Mimo to wiary w zasadność jego obecności w drużynie nie stracił dyrektor sportowy drużyny Orica-Scott, Neil Stephens, który zaoferował mu kontrakt i pomoc w pokonaniu kontuzji. Podczas trwającej dziewięć godzin operacji kolumbijscy chirurdzy dokonali przeszczepu nerwów ze stopy, by naprawić te uszkodzone w kraksie we Włoszech. Początki jego kariery, kraksa, powrót do zdrowia i do ścigania, ukształtował Chavesa, który z nieznikającym z twarzy uśmiechem czerpie radość z życia i kolarstwa. O porażce w Giro d`Italia 2016 mówił, że to nie koniec świata, bo ten nastąpiłby, gdyby wybuchła wojna lub gdyby wiedział, że już nigdy więcej nie zobaczy swoich rodziców.

Tak się jakoś złożyło, że kolarze ekipy Orica-Scott, którzy osiągnęli dla niej wielkie rzeczy, przebyli do tych sukcesów drogę być może trudniejszą niż brukowane sektory „Piekła Północy”. Doskonale przekonał się o tym Mat Hayman, który sześć tygodni przed monumentalnym zwycięstwem w Paryż-Roubaix, w wielkiej kraksie na sektorze bruku w Omloop Het Nieuwsblad – Haaghoek – złamał kość promieniową. Lekarze zalecili mu cztery tygodnie odpoczynku, co oznaczało definitywne fiasko wiosennej kampanii. On jednak, na przekór temu wyjątkowo pechowemu zrządzeniu losu, rozpoczął rygorystyczne treningi na trenażerze. Między inaugurującymi sezon bruków wyścigami a Paryż-Roubaix, przejechał w swoim garażu tysiąc kilometrów, robiąc intensywne treniningi rano i lżejsze wieczorem. Dane z pomiaru mocy przesyłał swojemu trenerowi, Kevinowi Poultonowi, pytając od czasu do czasu, czy nie powinien tego wszystkiego rzucić w cholerę. Poulton w niego wierzył, natomiast jego dyrektorzy sportowi, mimo że nie nastawieni negatywnie, byli bardziej sceptyczni.

Fot. Paryż-Roubaix

Mat Hayman przekonał dyrektorów sportowych, by w swoim piętnastym starcie w Paryż-Roubaix pozwolili poszukać mu swojej szansy. Ci w zamian za niego mogli postawić na Jensa Keukeleire`a, który rok wcześniej finiszował na szóstym miejscu, albo na Luke`a Durbridge`a, który przejawiał symptomy wysokiej dyspozycji. 37-letni wówczas Hayman, teorię jak zwycięża się w „Piekle Północy”, miał w małym palcu. Wiedział również, że wyścig ten widział już niemal puczystów, jak Servais Knaven, Magnus Bäckstedt czy Stuart O`Grady. Jako mieszkaniec Belgii otoczony Holendrami i Belgami przesiąkł kolarstwem spod znaku bruków, wąskich dróg, błota, wiatru i nieustającej walki o przetrwanie. To bezcenne doświadczenie, wiedza, kolarski nos, a także talent, dały mu zwycięstwo w jednej z najciekawszych, jeśli nie najciekawszej, edycji Paryż-Roubaix ostatnich lat, w której w przez ostatnie sto kilometrów po prostu nie można było odejść od telewizora.

Kto wie, co stałoby się Adamem i Simonem Yatesami, gdyby trafili do Team Sky. Najprawdopodobniej jeździliby w służbie tzw. wielkim liderom. Chaves zrekrutowany do Movistaru najpewniej stałby się pomocnikiem Nairo Quintany lub Alejandro Valverde. Orica-Scott rozumie, że potrzeba realizowania ambicji musi zostać u młodych kolarzy zaspokojona, dlatego australijski skład nie jest zbudowany wokół jednej osoby. Pozyskiwanie nowych kolarzy nie ogranicza się tylko i wyłącznie do wyszukiwania talentów, które zostaną później opakowane w markę Orica-Scott. Pasować musi także osobowość. Przykładem zawodnika, który nie znalazł sobie miejsca u Matta White`a jest Ivan Santaromita, który nie był w stanie oswobodzić się z włoskiego systemu, w którym jednostka jest większa od grupy. Odejście Michaela Matthewsa do Team Sunweb poparte było nie tylko napiętą relacją z Simonem Gerransem, ale także sprawą pieniędzy. Szef Orica-Scott nie zgodził się podwyższyć pensji „Blingowi”, bo ma grupę młodych kolarzy, którzy nieustannie się rozwijają i zasługują na przyzwoite warunki zapisane w kontraktach. I nie chodzi tylko o Chavesa czy Ewana, ale także o Magnusa Cort Nielsena, Jensa Keukeleire`a, Damiena Howsona, Michaela Hepburna i innych.

W sezonie 2016, najlepszym jak dotąd dla drużyny Orica-Scott, przejechali dwieście dwadzieścia dni wyścigowych, czyli o czterdzieści pięć mniej niż w pierwszym roku ich istnienia. Odnieśli w tym czasie dwadzieścia osiem zwycięstw, w tym siedemnaście na poziomie World Tour. Zdaniem Matta White`a redukcja dni wyścigowych pozwoliła im zachować świeżość i motywację do ostatniego startu. Planem na ten sezon jest zaatakowanie klasyfikacji generalnych wszystkich trzech wielkich tourów. Zaczęło się bardzo dobrze. Jeden z dwóch najważniejszych australijskich wyścigów otwierających sezon – Herald Sun Tour – wygrał 24-letni Damien Howson. Podjął akcję ofensywną na pierwszym etapie do Falls Creek i z pomocą między innymi Estebana Chavesa nie oddał koszulki lidera do ostatniego dnia, odnosząc największy sukces w karierze. Howson w „słonecznym wyścigu” był człowiekiem na dziś, dla którego jechała cała drużyna. Wygląda więc na to, że filozofia Matta White`a i spółki nie jest tylko skuteczną retoryką szkoły Arystotelesa, której zadaniem jest zwabienie kolarzy i wprowadzenie ich do bezlitosnych trybów hierarchicznego układu na podobieństwo Team Sky.

Fot. Orica-Scott

Podczas pisania korzystałam z artykułów, które ukazały się w magazynie „Procycling”: „Shakedown on the pavé”, „The best is yet to come”, „Orica Scott talent” oraz felietonu Matta White`a. 

@Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułPeter Sagan: „Nie mogę wygrywać każdego dnia”
Następny artykułKuurne-Bruxelles-Kuurne bez Toma Boonena
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Paulina Pacyfinka
Paulina Pacyfinka

Święta prawda. I dlatego przypuszczalnie Kwiato zniweczył swoją świetnie zapowiadającą się karierę przenosinami akurat do Sky, zbytnio pchając się do TdF, do czego nie ma predyspozycji. Wierzę w naszego zawodnika, nie wierzę w Sky.

Świetny artykuł!