Kiedy w kwietniu ubiegłego roku kończył karierę, było niemal pewne, że zostanie dyrektorem sportowym w zespole Treka. Mowa oczywiście o Yaroslavie Popoychu, który podczas Vuelta de San Juan opowiadał o swojej nowej pracy.
Ukrainiec w Argentynie porozmawiał z dziennikarzami cyclingnews.com, ujawniając kilka ciekawych szczegółów z początków pracy w nowej roli. Jego debiut miał miejsce bowiem już podczas Giro d’Italia 2016.
Pierwsze kilka dni, a dokładniej pierwszy tydzień, były niesamowicie trudne. Kompletnie nie mogłem się odnaleźć, wszystko wydawało mi się trudne. Codziennie czułem, że popełniam masę błędów. Pracę zacząłem od etapu do Sestola – cały czas góra-dół. Na całe szczęście byłem w drugim samochodzie. Mimo to, przez ostatnią godzinę byłem już totalnie wyczerpany. Praktycznie nie rozumiałem co robię, jakbym cały czas był w ogromnym szoku. – powiedział „Popo”
Jeden z najlepszych pomocników w górach ostatnich lat porównał także pracę zawodnika i dyrektora.
Jako kolarz jesteś głównym bohaterem całego przedsięwzięcia. Wszystko przygotowane jest dla Ciebie. Jeśli natomiast jesteś dyrektorem, wstajesz wcześnie rano i kładziesz się spać bardzo późno. Czas, który wcześniej był dla Ciebie wolny, wykorzystujesz do rozmów z zespołem i planowaniu. – dodał.
Ukrainiec jednocześnie zaznaczył, że z czasem wszystko stało się znacznie łatwiejsze.
Teraz jest już zdecydowanie łatwiej. Czuje się jak ryba w wodzie. Bardzo pomagają mi mechanicy, którzy co jakiś czas zwracają mi uwagę i podpowiadają pewne ruchy. Dzięki nim pracuję z dużo większym spokojem. – zakończył.