Czterech kandydatów, jeden gabinet. Walczą o niego: Dariusz Banaszek, Andrzej Domin, Andrzej Kita i dotychczasowy prezes Wacław Skarul (kolejność alfabetyczna). Połączyliśmy siły redakcji Onetu, rowery.org, naszosie.pl, Kolarstwo w Eurosporcie i „Przeglądu Sportowego” i zadaliśmy kandydatom kilka pytań. Nie było miejsca na autoryzację i czasu na opracowywanie odpowiedzi, które mogłyby się wszystkim podobać. Pytanie – odpowiedź, tu i teraz. Część potrafiła przedstawić konkretne pomysły, część… oceńcie sami. Oto efekty:

Jakie jest pana doświadczenie związane z kolarstwem?

Dariusz Banaszek: Mam trzydzieści cztery lata doświadczenia związanego z kolarstwem. Sam się ścigałem, byłem w kadrze od juniora młodszego do seniorskiej reprezentacji. Później byłem piętnaście lat dyrektorem sportowym, ostatnie cztery lata zasiadałem w zarządzie PZKol., pełniłem rolę szefa wyjazdów reprezentacji na imprezy mistrzowskie. Znam kolarstwo z każdej strony.

Poza Agatą Lang nie mamy nikogo we władzach światowego kolarstwa. Jak chciałby pan to zmienić i w jakim języku, poza polskim, jest pan w stanie się porozumieć?

Potrafię dogadywać się po angielsku i włosku. Jeśli chodzi o pierwszą część pytania, to nie interesują mnie zaszczyty na świecie, chciałbym się skupić na budowaniu mocnego kolarstwa w Polsce. Mamy co robić, chcę się zaangażować w pracę w naszym kraju. To oczywiście nie oznacza, że nie widzę innych potrzeb. Jeśli tylko pojawi się możliwość wsparcia dobrego kandydata, który mógłby reprezentować nas na świecie, będzie mógł na nas liczyć.

Co nowego chce Pan wnieść do Związku?

Chciałbym zmienić sposób zarządzania związkiem, bo w tej chwili jest na bardzo niskim poziomie. Dzisiaj brakuje marketingu, brakuje starań o odpowiednie pokazywanie polskiego kolarstwa. A mamy sukcesy i mamy się czym chwalić. Poza tym, trzeba zająć się nieprawidłowościami, które są w PZKol. Chciałbym też ożywić obiekt w Pruszkowie, bo musi zarabiać. Mam w programie około 50 punktów i celów do realizacji, ale nie chcę teraz o tym mówić. Najłatwiej jest obiecywać. Ja wolę robić.

Pana pomysły na rozwiązanie wciąż niezbyt dobrej sytuacji finansowej Związku i generowanie przychodu z toru w Pruszkowie?

Na torze muszą odbywać się imprezy, przede wszystkim sportowe, choć nie tylko. Jeśli chodzi o sytuacje finansową związku, to jest dzisiaj stabilna, ale wciąż mamy długi. Związek przegrał sprawę z Mostostalem, czyli wykonawcą toru. Rozwiązanie tej sprawy to dla mnie priorytet. Dziwię się, że prezes tego nie załatwił. Ja mam pomysł, jak to zrobić, jestem po rozmowach z prezesem firmy Mostostal, panem Tadeuszem Rybakiem.

Jaki ma pan pomysł na przyciągnięcie sponsorów do kolarstwa?

Związek ma dobrego sponsora, firmę CCC i jeśli wygram, chciałbym spotkać się z nim w pierwszej kolejności. Nie wyobrażam sobie, żeby ta współpraca nie trwała dalej. Są też inne pomysły, począwszy od tego, o którym mówi ministerstwo sportu, po moje własne. Chcę, żeby PZKol był jednym z najbogatszych związków w Polsce.

W jaki sposób chciałby pan podnosić kompetencje trenerów?

Chcę się otoczyć fachowcami, a sprawami trenerskimi zajmie się szef wyszkolenia. Mam już taką osobę wybraną i to będzie jego rola. Oczywiście, decyzje podejmiemy wspólnie, ale ostatnie słowo będzie należało do niego. To szef wyszkolenia bierze odpowiedzialność za te sprawy, a ja później rozliczam go z efektów pracy. To zdrowa sytuacja.

Biorąc pod uwagę wpadki dopingowe już w kategorii juniorskiej, jakie działania podjąłby pan w tym zakresie? I jak, w związku z nowymi przepisami antydopingowymi, chciałby pan kształtować politykę informacyjną związku w tych kwestiach? Czy związek, jak zdarzało się to dotychczas, powinien ukrywać przed opinią publiczną wpadki dopingowe?

Żadna wpadka dopingowa nie pomaga dyscycplinie, ale każdą wpadkę trzeba nagłaśniać, bo tak trzeba z tym walczyć. Uważam, że to najlepsza droga.

Dlaczego chce pan zostać prezesem, w czym jest Pan lepszy od pozostałych kandydatów?

Namawiano mnie do kandydowania już cztery lata temu, ale nie byłem gotowy. Dzisiaj jest inaczej, czuję się odpowiednio przygotowany merytorycznie, znam i kocham tę dyscyplinę sportu. Potrafię podejmować decyzje, znam się na zarządzaniu i marketingu. Sam mam kilka firm, które odniosły sukces.

Jak chce pan pogodzić sterowanie odgórne przez Ministerstwo Sportu (jak zapowiada minister Witold Bańka) i statut oraz zapisy prawne UCI, które wyraźnie mówią o autonomii PZKol?

Nie sądzę, żeby to mógł być problem. Ministerstwo, tak jak my, chce tego samego – dobrego zarządzania i wyników sportowych. Mamy wspólne cele i będziemy je realizować. Chcemy ściśle współpracować z ministerstwem, nie wyobrażam sobie innej drogi.

Minister Bańka chce wprowadzić zakaz zarobkowania przez prezesów związków. Jak zamierza pan godzić kierowanie PZKol z inną pracą?

Jestem niezależny finansowo. W każdej firmie mam prezesa, który odpowiada za wyniki. Jestem spokojny. A związek? Nie wyobrażam sobie, aby przy tych długach prezes miał pobierać jakiekolwiek wynagrodzenie.

Czy związek powinien starać się w równym stopniu kłaść nacisk na wszystkie dyscypliny, czy wybrać priorytetowe?

Na ten temat można rozmawiać bardzo długo. Trzeba szukać kompromisów. Wiadomo, że najwięcej medali można zdobyć na torze, a z drugiej strony królową kolarstwa jest szosa. A przecież jest jeszcze kolarstwo górskie, przełaje, bmx. To zadanie dla nowego zarządu, bo wszystko trzeba odpowiednio poukładać.

Który, jeśli nie pan, z pozostałych kandydatów, wydaje się panu najlepszy?

Szanuję każdego z rywali, ale żadnego nie wskazuję.

Rozmawiał Kamil Wolnicki – Przegląd Sportowy

Poprzedni artykułTrasa Volta ao Algarve bez większych zmian
Następny artykułAndrzej Domin: „PZKol jest źle kierowany. Gorzej już być nie może”
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments