Jaki jest przepis na idealną kolarską ucztę rodem z Półwyspu Apenińskiego? Wystarczą dzielni scalatori walczący ze sobą o Cima Coppi i Maglia Rosa wśród ośnieżonych szczytów Alp. Do tego wiodąca wzdłuż wybrzeża tappa w tempie piano i ekscytujące cronometro wśród winnic Toskanii. A w międzyczasie caduta. Caduta. Caduta. Bo takie jest Giro d’Italia. Dzikie, nieprzewidywalne i radosne. Ale też najbardziej wyczekiwane. I tylko ser będzie w tym roku holenderski, zaserwowany jako przystawka.
Gelato, prosciutto crudo i krwistoczerwone Chianti. Za sprawą włoskich tygodni w najbardziej polskim z portugalskich supermarketów, te terminy już na stałe zagościły w naszym menu, jednak tylko w maju mają niezrównany smak. Bo maj to w kolarstwie szosowym miesiąc radości, miesiąc odrodzenia, początek najbardziej ekscytującej fazy sezonu. Choć za oknami dopiero wybucha wiosna, wielkie toury to pełnia kolarskiego lata – czas zbiorów po wielu tygodniach wytężonej pracy.
Najbardziej wyczekiwane…
Tak, jak następujące po sobie pory roku przywodzą różne emocje, tak również każdy z trzech największych wyścigów kalendarza szosowego dostarcza wrażeń innego typu.
Tour de France przywodzi dreszcze. Tour de France to kolarski Olimp. Kiedy się rozpoczyna, trudno pozbyć się uczucia, że na naszych oczach dzieje się coś wielkiego – ktoś sięga gwiazd.
Vualta a Espana to nostalgia i pragnienie rewanżu. Nie tylko dla tych, którym pod słońcem Andaluzji udało się odnaleźć magię, by ją bezpowrotnie stracić. Kiedy dni stają się krótkie, a wieczory coraz chłodniejsze, w górach Hiszpanii mierzą się Ci, którzy nie mają już nic do stracenia. Ewentualnie Ci, którzy nie mają już nic do udowodnienia. I sprinterzy, którzy musieli wyjątkowo podpaść swoim dyrektorom sportowym. A my cieszymy się ostatnimi tchnieniami lata wiedząc, że na kolejne emocje tego typu przyjdzie nam czekać wiele miesięcy.
Niezależnie od osobistych preferencji w tym względzie – a każdy, nawet weekendowy sympatyk kolarstwa ma jakieś, Giro d’Italia jest najbardziej wyczekiwanym z wielkich tourów. To za nim tęsknimy podczas zimowej przerwy, to o nim skrycie marzymy ekscytując się klasykami, kiedy to najlepsi górale peletonu po cichu szlifują formą w Sierra Nevada czy na Pico de Teide. To nie nostalgiczna hiszpańska gitara, ale kiczowate i radosne italo disco, idealnie wpisujące się w estetykę wszechobecnego różu.
Tuż przed jubileuszem
Giro d’Italia rozegrane zostanie w tym roku po raz 99. Dla większości zawodników specjalizujących się w wyścigach etapowych, sam sukces w imprezie tej rangi byłby faktem na tyle znaczącym, że nie miałoby większego znaczenia, czy miało to miejsce podczas edycji 87. czy 103. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że dla organizatora wyścigu – RCS Sport, tegoroczna edycja została już włączona w czas wielkiego odliczania przed jeszcze większym jubileuszem.
Nie chcemy przez to powiedzieć, że tegoroczne Giro nie zapewni oczekiwanych emocji – za całą pewnością czekają nas ekscytujące trzy tygodnie. Trzeba jednak przy tym zaznaczyć, że nawet jak na ujawnioną już wcześniej tendencję do przeplatania zapierających dech tras tymi bardziej zbalansowanymi, ta jest wyjątkowo pozbawiona pieprzu. Nietrudno się domyślić, że podczas gdy najlepszym góralom włoskiego wielkiego touru tym razem przyjdzie walczyć o Cima Coppi we francuskich Alpach, betoniarki na usługach RCS sport już wylewają świeży asfalt w okolicach Monte Zoncolan i Stelvio. Bo 100. edycja Giro d’Italia musi być fuoriclasse.
Jakie jest zatem menu na nadchodzący miesiąc? To nietypowa włoska uczta, z holenderską przystawką i inspirowanym Francją daniem głównym, a wszystko podane z doskonałym toskańskim czerwonym winem.
Dla tych, do których magia liczb przemawia bardziej niż gastronomiczne porównania, spieszymy z tłumaczeniem: 99. edycja la Corsa Rosa to 3 etapy jazdy indywidualnej na czas, 5 etapów z metą na podjazdach i aż 8 etapów dedykowanych sprinterom. Pozostałych 5 etapów powinno paść łupem najwytrwalszych uciekinierów – Amets Txurruka, Enrico Battaglin czy Gianluca Brambilla – każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Dla tych natomiast, którzy wierzą, że obraz wart jest tysiąc słów, zapewniamy przegląd wszystkich etapów imprezy w formie graficznej. Profile opatrzone zostały jedynie krótkimi, choć – przynajmniej w intencji autora – celnymi komentarzami, gdyż dłuższe analizy nadchodzących etapów publikować będziemy każdego wieczoru.
Trasa Giro d’Italia 2016
Etap 1 (prolog), 6 maja: Apeldoorn – Apeldoorn ITT (9.7km, ***)
Płaski prolog w holenderskim mieście raczej nie wywoła dreszczy emocji. Pozwoli jednak przyznać różową koszulkę lidera kolarzowi, który faktycznie coś wygrał, a nie tylko doprowadził rozpędzoną grupę na kreskę. Pytanie dnia: Dumoulin czy Cancellara?
Etap 2, 7 maja: Arnhem – Nijmegen (190km, **)
Najlepsi sprinterzy peletonu niemal jednogłośnie postanowili wpisać tegoroczne Giro do swojego programu na sezon 2016, mając ku temu dobry powód – organizatorzy imprezy wyjątkowo hojnie zadedykowali im aż 8 etapów, większość w otwierającej fazie wyścigu. Etap z Arnhem do Nijmegen będzie pierwszym pojedynkiem między Marcelem Kittelem i resztą świata, jednak nie należy spodziewać się spokojnej procesji z pojedynczą eksplozją mocy w końcówce – ściganie się w Holandii to przecież moc zderzeń z małą architekturą drogową. Liderzy na klasyfikację generalną muszą mieć się na baczności.
Etap 3, 8 maja: Nijmegen – Arnhem (190km, *)
Organizatorzy podjęli trud wytyczenia dwóch różnych tras biegnących między dokładnie tymi samymi punktami na mapie i o dokładnie tej samej długości. Gratulujemy. Poza tym, niewiele da się powiedzieć na temat trzeciego dnia rywalizacji – kolejny pojedynek sprinterów.
Etap 4, 10 maja: Catanzaro – Praia a Mare (200km, ***)
Jesteśmy już po transferze do Italii, wypoczęci, uśmiechnięci i podziwiający bajeczne krajobrazy czubka włoskiego buta. Lub też zgrzytamy zębami, tonąc w deszczu. Tak czy inaczej, przygotujmy się na etap rozgrywany wśród zapomnianych nawet przez turystów, ukrytych wśród wzgórz wiosek i Rekina z Messyny pozdrawiającego lokalnych bossów. Zwycięzcy należy wypatrywać wśród potrafiących się wspinać sprinterów.
Etap 5, 11 maja: Praia a Mare – Benevento (233, **)
Trudny do przewidzenia etap o klasycznym profilu i długości, który z pewnością w zakresie wizualnych atrakcji zaspokoi apetyt entuzjastów kultury antycznej. Dwa podjazdy 3. kategorii i licznej pomniejsze pagórki w drugiej części trasy mogą szybko ujawnić, któremu z faworytów nie udało się doszlifować formy na czas. Bo chyba przelotowe etapy rozgrywane w tempie piano odeszły już do historii?
Etap 6, 12 maja: Ponte – Roccaraso (157km, ***)
Inaczej niż Tour de France, Giro d’Italia i Vuelta a Espana oferują liderom na klasyfikację generalną solidną porcję górskich przejażdżek już w otwierającym tygodniu imprezy. Nie inaczej będzie w tym roku. Etap z Ponte do Roccaraso jest krótki i zawiera relatywnie łatwe podjazdy, jednak nie daje wiele miejsca na ewentualną regenerację i następuje po długim przelotowym odcinku. To nie jest dzień, w którym tegoroczne Giro zostanie wygrane, jednak nietrudno wyobrazić sobie pierwszych przegranych..
Etap 7, 13 maja: Sulmona – Foligno (211km, **)
Ostatnia szansa dla tych sprinterów, którzy planują po cichu wycofać się z rywalizacji zanim trasa zacznie się częściej wznosić, niż opadać.
Etap 8, maj 14: Foligno – Arezzo (186km, ***)
Sobotni etap bez mety na podjeździe? Zgadza się. Zamiast tego organizatorzy Giro d’Italia oferują nam Dolinę Tybru, Asyż i trasy znane z umiłowanego przez wielu sympatyków kolarstwa Strade Bianche. Jeśli pogoda dopisze, czekają nas umiarkowane emocje i zapierające dech widoki. Jeśli jednak popada, na mokrym żwirze rozegra się niejeden dramat.
Etap 9, 15 maja: Radda in Chianti – Grave in Chianti ITT (40.5km, ****)
Odnieśmy do naszych zasobnych piwniczek Barbaresco i Barolo. W tym roku delektujemy się krwistoczerwonym, wytrawnym Chainti, a mocje wywołane przez niedzielny etap jazdy indywidualnej na czas powinny mieć podobny odcień i smak. Trudna, techniczna trasa, która znacznie częściej opada niż się wznosi, będzie pierwszym prawdziwym testem dla pretendentów do zwycięstwa w tegorocznym Giro. Krótsza, niż zeszłoroczna czasówka wygrana przez Vasila Kiryienkę, długością i profilem bardziej przypomina rozgrywany przed dwoma laty etap z Barbaresco do Barolo, w którym triumfował Rigoberto Uran, a doskonale pokazał się Rafał Majka. No to pchamy..
Etap 10, 17 maja: Campi Bisenzio – Sestola (219km, ***)
Za nami kolejny poniedziałek wolny od pracy (nami, kolarzami, rzecz jasna), wracamy więc do rywalizacji pełni nowej energii i motywacji. W innych okolicznościach, relatywnie długa oraz nieustannie wznosząca się i opadająca trasa z Campi Bisenzio do Sestoli powinna sprzyjać zawodnikom specjalizującym się w długodystansowych ucieczkach (with or without you, Matteo Bono). Można się jednak spodziewać, że liderzy ekip, którym nie najlepiej poszło podczas jazdy indywidualnej na czas będą chcieli jak najszybciej powetować sobie straty..
Etap 11, 18 maja: Modena – Asolo (227km, ***)
Kolejny długi, transferowy etap w drodze ku Dolomitom. Umieszczenie krótkiego, ale bardzo stromego podjazdu po 200 kilometrach niemal idealnie płaskiej trasy wydaje się brutalnym żartem za strony organizatorów. Werdykt: ucieczka. Idę celebrować imieniny.
Etap 12, 19 maja: Noale – Bibione (168, *)
Etap krótki, płaski i o łatwym do przewidzenia finale. Oddaję hołd organizatorom, którzy ewidentnie zatroszczyli się o moją post-celebracyjną regenerację.
Etap 13, 20 maja: Palmanova – Cividale del Friuli (170km, ****)
Małe przetarcie przed ekscytującymi rozgrywkami, które czekają nas w sobotę i niedzielę. Można spodziewać się emocji i licznych ataków, jednak główni aktorzy tegorocznej edycji Giro zachowają swoje siły na dwa kolejne dni.
Etap 14, 21 maja: Alpago (Farra) – Covara (210km, *****)
W menu na sobotę 210 kilometrów górskiego etapu, przyozdobionego takimi wisienkami jak następujące w krótkiej sukcesji Passo Pordoi, Passo Sella, Passo Gardena i Passo Campolongo. Na deser Passo Giau, Passo Valparola oraz finisz w znanym narciarskim kurorcie Alta Badia. Ach, zapomniałabym – jeszcze ten koci murek 5 kilometrów od linii mety (Muro del Gatto, max. 19%). Dla małego Nairo Quintany byłaby to codzienna droga do szkoły, ale na zawodnikach europejskiego pochodzenia sobotnia trasa może zrobić niemałe wrażenie.
Etap 15, 22 maja: Castelrotto – Valle di Suissi ITT (10.8km, *****)
Górska czasówka w Dolomitach. Jeśli któryś z pretendentów do triumfu w 99. edycji Giro d’Italia zdołał do tej pory oszczędzać siły, przyszedł moment na pełen gaz. Wyjątkowo dużo zależy od formy dnia, dlatego należy oczekiwać dużych przetasowań w klasyfikacji generalnaj – już z wyraźnym wskazaniem, kto naprawdę będzie się liczył w walce o zwycięstwo. Pamiętacie jeszcze Quintanę w różowych kozaczkach?
Etap 16, 24 maja: Bressanone/Brixen – Andalo (132km, ***)
Górski etap dla ucieczki. W kontekście wydarzeń minionego weekendu, trudno wyobrazić sobie inny scenariusz.
Etap 17, 25 maja: Molvena – Cassano d’Adda (196km, *)
Przedostatni etap dla tych sprinterów, którzy zamiast wycofać się z myślą o Wielkiej Pętli, postanowili podziwiać Dolomity i Alpy z perspektywy grupetto. Oraz walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji punktowej.
Etap 18, 26 maja: Muggio – Pinerolo (240km, ***)
Etap o długości 240 kilometrów w trzecim tygodniu wielkiego touru? Z jednym, piekielnie stromym podjazdem w finale, przy którym Poggio wygląda jak kopiec kreta? Gaviria przewróciłby się z wrażenia…
Etap 19, 27 maja: Pinerolo – Risoul (162km, *****)
Etap przyjaźni włosko – francuskiej, z finiszem w doskonale znanym z Criterium du Dauphine i Tour de France Risoul. W menu tylko dwa, ale niezwykle spektakularne podjazdy – w tym tegoroczne Cima Coppi – Colle dell’Agnello (2744m). Jeśli klasyfikacja generalna wyścigu nie została do tej pory rozstrzygnięta, należy się przygotować na duże emocje.
Etap 20, 28 maja: Guillestre – Sant’Anna di Vinadio (134km, *****)
Tradycją Giro d’Italia stało się rozgrywanie spektakularnego górskiego etapu podczas przedostatniego dnia imprezy, koniecznie zawierającego jeden z najbardziej ikonicznych podjazdów. Po Mortirolo i Stelvio (2012), Tre Cime di Lavaredo (2013), Monte Zoncolan (2014) i Colle delle Finestre (2015), przyszedł czas na Col de la Bonette. Jeśli ktokolwiek ma jeszcze siłę o cokolwiek walczyć, możemy spodziewać się prawdziwych fajerwerków.
Etap 21, 29 maja: Cuneo – Torino (163km, *)
Różowe confetti, lejące się strumieniami prosecco i tradycyjna parada najdzielniejszych ze sprinterów – tym razem do nieco mniej malowniczego z miast Północnej Italii – Turynu. To już koniec. Naprawdę. Czas przefarbować włosy na żółto.
W osobnym artykule dokonamy analizy składów drużyn i szans ich liderów na odniesienie sukcesu w 99. edycji Giro d’Italia, a każdego wieczoru publikować będziemy bardziej szczegółową zapowiedź najbliższego etapu.