Mark Barfield, w rozmowie z cyclingtips, przyznał, że przepis o minimalnej wadze rowerów szosowych jest przestarzały.

6.8kg – przynajmniej tyle muszą aktualnie ważyć rowery szosowe podczas zawodów rangi UCI. Od dłuższego czasu wśród fanów, producentów i kibiców trwa przekonanie, że dalsze stosowanie tej zasady nie ma sensu, bo technologia pozwala na tworzenie lżejszych rowerów.

Mamy na uwadze zasadę minimalnej wagi. W UCI wiemy, że to jest stary przepis. Chcemy to zmienić. Po pierwsze to znak przeszłości. Po drugie – nie ma większego sensu, bo już nie spełnia swojego zadania. – powiedział Mark Barfield, menedżer techniczny UCI.

Wprowadzenie tego przepisu w 2000 roku było podyktowane zbyt szybką pogonią za odchudzaniem sprzętu. UCI stwierdziła, że 6.8kg stanowi barierę, której producenci nie powinni przekraczać mając na uwadze bezpieczeństwo kolarzy. Teraz jednak pojawiają się modele, pod którymi waga pokazuje zaledwie 4.5kg.

Aktualnie 6.8kg nie czyni roweru bezpiecznym. Dziesięciokilogramowy rower nie jest bezpieczniejszy, a pięciokilogramowy bardziej niebezpieczny. Planujemy projekt, który to zmieni. Dużo się też nauczyłem w kwestii hamulców tarczowych. Drużyny są zainteresowane, producenci, kolarze, fani i organizatorzy również. Niektóre firmy twierdzą, że mogą budować rowery aerodynamiczne, mogą dołożyć elektroniczny osprzęt i cokolwiek tylko chcą i nadal osiągną 6.8kg.

W takim przypadku maleje przewaga dużo lżejszego roweru, który mimo braków aerodynamicznych ma pomagać w górach. UCI nie chce jednak się spieszyć – głównym celem jest ustalenie bariery, która wciąż będzie bezpieczna, ale też nie spowolni rozwoju technologii tworzenia rowerów.

 

Poprzedni artykułPrezentacja Kujawsko-Pomorskich Szkółek Kolarskich
Następny artykuł„Zostań swoim trenerem” i wyjedź na Majorkę z Bartoszem Huzarskim!
Menedżer sportu, fotograf. Zajmuje się sprzętem, relacjami na żywo i wiadomościami. Miłośnik wszystkiego co słodkie, w wolnym czasie lubi wyskoczyć na rower żeby poudawać, że poważnie trenuje.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Yanev
Yanev

Czyli jak, konieczne będzie posiadanie przez zespoły liczniejszej „stajni” rowerów wymienianych zawodnikom w zależności od ukształtowania terenu, po którym pojadą? Jedne na podjazdy, inne na płaskie i zjazdy? Przecież do tego dojdą jeszcze maszyny do TT. O kosztach nie muszą się rozpisywać, o ewentualnym bałaganie na trasach związanych z przesiadkami też. A może oprócz różnic wagowych wprowadzą jeszcze wersje z różnymi długościami ram, skoro ostatnio „odkryto”, że przesadne skracanie ram tłumaczone chęcią poprawienia skrętności rowerów niekoniecznie do tego prowadziło? Skąd w ostatnich sezonach tyle kraks i poważnych wypadków? Wprowadzenie hamulców tarczowych pomoże wyhamować na zjazdach podczas opóźnionego hamowania jak w F1? W życiu, skoro powierzchnia styku opony czy szytki może się powiększyć zaledwie nieznacznie. Szuka się coraz trudniejszych podjazdów, odcinków o marnych nawierzchniach, ale z drugiej strony występuje tendencja do skracania długości etapów. Stopień wytrenowania sporej grupy zawodników staje się porównywalny, stąd tak ciasno w peletonie, stąd do finiszów przystępuje nieraz prawie jego połowa. Jak tak dalej pójdzie to najbezpieczniejszym scenariuszem na wygraną w wyścigu wieloetapowym będzie szwendanie się na bezpośrednim zapleczu sprinterów, nie dopuszczanie do zbyt dużych różnic w górach oraz dołożenie przeciwnikom podczas ITT. Będzie ciekawiej? Sponsorom to się spodoba na pewno? A z drugiej strony obłędny trend „globalizacji” wyścigów skutkujący etapami wśród piachu przy prawie zerowym zainteresowaniu miejscowych „kibiców” emocjonujących się raczej wyścigami wielbłądów niż na rowerach. Czy działacze innych dziedzin sportu chcą rozpowszechniać popularność na całym globie np. sepak takraw czy jakiejś gry w klipę do dziesięciu? Pan Cookson i spółka chyba wjechali tirem w ślepą uliczkę…