Miejscowość wypoczynkowa na wybrzeżu Costa Blanca w miesiącach zimowych zamienia się w centrum kolarskie. Znajdziemy tam wielu zawodowych kolarzy oraz amatorów, którzy postanowili spędzać tam zimę. Dlaczego akurat Calpe?

Teren nie jest zbyt wymagający. Oczywiście nie mam tutaj na myśli, że jest płasko i nie ma podjazdów. Są i to dość ciężkie, zwłaszcza zimą, ale nie są one tak długie i sztywne jak na przykład w Dolomitach, czy choćby w Toskanii. Podjazdy w większości są kilkukilometrowe, a jeśli trafią się dłuższe to z wypłaszczeniami lub zjazdami. Nachylenia na podjazdach w większości kończą się na 10%, oczywiście jeśli chcemy to możemy lekko zboczyć z głównych dróg i już robi się stromo. Jeśli jednak poruszamy się głównymi trasami to nie spotkamy takich utrudnień.

Pogoda zimą powinna być największym atutem tego miejsca. Temperatura miedzy 15 a 30 stopni Celsiusa i brak opadów. Ilość hoteli, pensjonatów, prywatnych villi do wynajęcia za nieduże pieniądze sprawia, że zimowe wakacje w ciepłych krajach nie muszą kosztować majątku i są dostępne praktycznie dla każdego. Ceny hoteli i apartamentów w sezonie potrafią być nawet kilka razy wyższe niż w lutym czy marcu. Połączenie lotnicze z Polski dzięki tanim liniom lotniczym też nie stanowi problemu. Wylot z Krakowa lub Modlina, 3 godziny, lądujemy w Alicante, jeszcze tylko półtorej godziny drogi autokarem i jesteśmy w Calpe.

To wszystko i wszechobecny klimat kolarski sprawiają, że coraz więcej osób wybiera się tam na „zimowe” kolarskie wyjazdy. Asfalty są w bardzo dobrym stanie. Trening możemy dowolnie planować i jeśli chcemy zrobimy go praktycznie w płaskim terenie, a kolejnego dnia na 100 km i 2000 m w pionie. Ta wszechstronność terenu jest jednym z powodów, dla którego na każdym treningu spotkamy jakiegoś zawodnika ze światowej czołówki. Ruch uliczny nie jest zbyt duży, zwłaszcza przed sezonem wakacyjnym. Oczywiście pomijając kolarzy, którzy kręcą się wszędzie i nie ma takiej kawiarni, w której nie spotkalibyśmy jakichś delektujących się kawą.

A jaki ja miałem pomysł na Calpe? Kilka lat temu kiedy wróciłem do kolarstwa na wiosenne obozy treningowe zabierałem się ze łódzką ekipą do Toskanii. Przy wszelkich atutach Toskanii problem jednak polega na tym, że w marcu czy kwietniu można trafić na okres gdzie opadów będzie sporo. Jako że Alpy Apuańskie są wyższe to, jeśli jakaś chmura zawiśnie nad nami, to koniec.

Calpe1

Dlatego zaproponowałem wyjazd do Calpe, które jest miejscowością typowo wypoczynkową. I tu pojawiła się możliwość połączenia wspólnej pasji i wyjazdu dla naszych rodzin. Czy to dobry pomysł? Pewnie wiele osób stwierdziłoby, że najgorszy z możliwych, ale nie. Po pierwszym takim wyjeździe najbardziej zadowolone wróciły nasze żony. Ciepło, plaża, nadmorska promenada, wino przy zachodzącym słońcu. A jak to pogodzić z wielogodzinnymi treningami? No i tu kolejna zaskoczenie. My na rowery, a ekipa niejeżdżąca – na plażę, wycieczki po okolicznych miastach, wypady do sadów pomarańczowych. W sumie to ich dzień był bardziej urozmaicony niż nasz.

Pasja łączy? Oczywiście i to nie tylko kolarzy. Dowiedziałem się tego kiedy pewnego poranka usłyszałem – Na długo jedziecie? Wiesz nie spiesz się bo my dzisiaj jedziemy na wycieczkę do Walencji. I tak oto powstały rodzinno-kolarskie wczasy zorganizowane. Czy pozostałym uczestnikom też takie rozwiązanie się spodobało? Patrząc na kolejne edycje wyjazdów, to raczej tak. Grupa się podwoiła, powiększyła też o dzieci, a bus, którym wieźliśmy rowery i torby okazał się za mały. Nie każdy pojechał z rodziną, ale każdy znalazł coś dla siebie.

Nie będę opisywał każdego podjazdu w Calpe. Warto jednak wiedzieć, że w okresie zimowym jest to idealne miejsce do trenowania – z pięknymi widokami na góry i morze, którymi będziemy się delektować w trakcie wspinaczki. Z zapachem pomarańczy unoszącym się w powietrzu i z wszechobecną kolarską zajawką. Wakacyjna otoczka pozwala przyjemnie wypocząć po treningu. Jeśli pojedzie się z fajną ekipą to przestaje się funkcjonować od treningu do treningu, a zaczyna cieszyć hiszpańskim klimatem. Poranna kawa i śniadanie na tarasie z widokiem na morze, piwo po treningu w knajpie na promenadzie, kolacja z owoców morza przy zachodzącym słońcu, każda z tych chwil pozostaje w pamięci. Zawodowcy jak wiadomo są tam w pracy, ale amatorzy mogą naprawdę skorzystać w większym stopniu z tego co oferuje tamten region – przywieźć mnóstwo wspomnień, kolarskich i wakacyjnych, a nie tylko danych z miernika mocy.

 

Poprzedni artykułMarczyński: „Miałem ambicję powrotu do World Touru”
Następny artykułRadia dozwolone w wyścigach niższych kategorii!
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments