Kolarstwo oraz ogólnie pojęta turystyka rowerowa, staje się coraz bardziej popularna w naszym kraju. Wiele osób szuka miejsc, w których mogłoby razem z innymi pasjonatami spędzić miło czas na rowerze i podyskutować o strategiach treningowych.

Bezdyskusyjnie jednym z takich miejsc jest Toskania. W tym regionie Włoch na każdym kroku spotkasz grupki ludzi jeżdżące na rowerach. Pięć, piętnaście, pięćdziesiąt osób, amatorzy, zawodowcy, kobiety, jednym słowem wszyscy. Dlaczego tak łatwo zakochać się kolarsko w Toskanii? Wyobraźmy sobie najpierw kilkunastokilometrową drogę ciągnącą się pod górę, kilkaset metrów przewyższenia, około godziny na pokonanie własnych słabości, a to wszystko w otaczających nas przepięknych widokach i cudownej roślinności. Co jakiś czas miniemy jakieś małe miasteczko z charakterystyczną kamienną zabudową gdzie czas stoi w miejscu, a odpoczywający przy drodze pies nawet nie podniesie powieki żeby na nas spojrzeć. Im wyżej jesteśmy tym widok bardziej zapiera dech w piersiach. Gdzieś w oddali można dostrzec jakąś dolinkę z kilkoma domami i zastanawiać się kto wpadł na pomysł żeby właśnie tam je wybudować. A gdy dotrzemy na szczyt rozejrzymy się dookoła i uznamy, że jesteśmy w kolarskim raju.

Toskania 1

Kolarstwo i kult kawy. Nie ma w Europie miejsca gdzie kawa ma aż tak wielkie znaczenie. Idealnej kawy napijemy się tu nawet w zabitej deskami wsi. W każdym miasteczku znajdziemy kawiarnie przepełnione włoskim temperamentem, gwarem i dźwiękiem obijających się o siebie filiżanek. Sam nie wiem czy to magia miejsca, charakter Włochów czy faktycznie idealna kawa, ale gdy tylko przekraczam granicę muszę zatrzymać się w pierwszym możliwym miejscu by napić się kawy. Nie przeszkadza mi jeśli jest to chociażby stacja benzynowa bo i tam kawa jest przepyszna. Gdy słyszę dźwięk filiżanek i czuje zapach kawy czuję się szczęśliwy.

Miałem w życiu okazję zmagać się z podjazdami w różnych częściach Europy, ale do tych toskańskich wracam ze szczególnym sentymentem. Droga na Passo delle Radici przez San Pellegrino to idealna okazja aby przełamać własne słabości. Kilkanaście kilometrów podjazdu gdzie nachylenie nie spada poniżej 7%. Gdy wspinasz się pod górę jesteś tylko ty i otaczająca cię przyroda. Uwagę przykuwają piękne widoki, a w uszach rozbrzmiewają dźwięki ptaków i twój ciężki oddech. Po niespełna godzinie docierasz na szczyt, jesteś zadowolony z siebie, zmęczony delektujesz się delikatnym zjazdem kiedy to nagle za łukiem w prawo dostrzegasz znak 18%. I tu zaczyna się zabawa albo może walka? Właśnie skończyłeś zmagania ze stromym podjazdem, a przed tobą 2 km o nachyleniu 18% i to jest dopiero wyzwanie. Walka głównie o to, żeby nie stanąć w miejscu. Kolejna 2 km na przełęcz wydają się już płaskie. Po takich zmaganiach polecam zatrzymać się w San Pellegrino oczywiście na kawę. Tam smakuje wyjątkowo, zwłaszcza po takich niecodziennych osiągnięciach. Z Passo delle Radici możemy opuścić Toskanię by zmierzyć się z podjazdem do stacji narciarskiej Abetone od strony Ponte Modino. To właśnie w tym miejscy kończyć będzie się 5 etap tegorocznego Giro d`Italia. Gdy można powiedzieć:„też to jechałem” to nie ma mocnych, to musi łechtać kolarskie ego.

Toskania to także piękne wybrzeże, które rzecz jasna najlepiej podziwiać z pozycji roweru. Z Castlnuovo di Garfangana pokonujemy łagodny podjazd by na wysokości ponad 1000  m.n.p.m przejechać przez krótki tunel na końcu którego czeka nas niebywała nagroda – przeciskający się między skałami i słynnymi kopalniami marmuru kararyjskiego widok na Morze Tyrreńskie. To właśnie jedno z tych miejsc gdzie po zatrzymaniu nie chce się już ruszać dalej.

Toskania2

A po treningu? Po treningu to dopiero mamy Italię. Najlepiej w jakiejś knajpce gdzie stołują się tylko miejscowi i gdzie nie ma menu w języku angielskim. Nie to żebym  miał coś przeciwko porozumiewaniu się w tym języku, ale Włosi najchętniej rozmawiają po włosku. Nie powinno nas to zniechęcać, gdyż dzięki ich ekspresyjnej naturze i otwartości na drugiego człowieka, chociażby na migi, z pewnością się dogadamy. Wracając do menu to na początek focaccia, do tego różne pasty, oliwki, karczochy, szynki długo dojrzewające. Kiedy już jesteś pełny i możesz wychodzić, przychodzi gospodarz i pyta co podać jako danie główne. Pizza na naprawdę cienkim cieście ze świeżymi pomidorami, rukolą i szynką, a może festiwal makaronów od tagiatelle przez ravioli, z grzybami, pomidorami, czego dusza zapragnie. Po czymś takim czeka nas deser. Do wyboru panacotta, tiramisu, semifreddo, a może jeszcze coś innego. Wszystko dopełnimy kieliszkiem limocino. Całe szczęście, że taka kolacja trwa kilka godzin gdyż w krótszym czasie nasz układ trawienny by sobie z tym nie poradził. Nie wiem czy to zasługa tego miejsca, czy tamtejszych ludzi, ale będąc w Toskanii czas dosłownie staje w miejscu.

Gdy pytam osoby, które tam były co im się najbardziej podoba w Toskanii to odpowiadają, że jedzenie, widoki, wspaniałe trasy, klimat, tamtejsi ludzie, którzy tworzą niesamowitą atmosferę. Każdemu podoba się coś innego ale bez wątpienia rok bez Toskanii to rok stracony dlatego też w tym roku wybieramy się tam w maju by znów posmakować kolarskiego raju. Tym bardziej że będzie okazje pokibicować kolarzom CCC oraz Polakom z innych ekip. Chcesz się przyłączyć?

Gatta Bike Team serdecznie zaprasza. Informacje i kontakt na www.gattabiketeam.com lub na naszym profilu na facebooku www.facebook.com/GattaBikeTeam?fref=ts

Dominik Omiotek

 

 

Poprzedni artykułZnamy trasę tegorocznego Criterium du Dauphine!
Następny artykułBradley Wiggins: „Naprawdę chciałem tu wygrać”
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Darek
Darek

Byłe widziałem przejechałem. Wrzesień 2014.Pięć dni w Toskanii, pięć dni nad morzem Tyreńskim, cztery dni w Rzymie. W Toskanii obowiązkowa wizyta w Grave Chianti miasto wina i rowerów – miejsce startu Strade Bianche. Rowerzystów jest dużo ale i tak nic nie przebije Alp Prowansalskich (w maju więcej rowerzystów niż samochodów)
.