Nie są gladiatorami szos jak kolarze, rzadko widać ich w telewizji czy udzielających wywiady, ale od ich pracy, w dużej mierze zależą sukcesy zawodników. Mowa o polskich masażystach i mechanikach w zawodowym kolarstwie. Chcemy przybliżyć sympatykom  ich sylwetki, pracę oraz kulisy życia zawodowego. Swoją pracą udowodnili, że śmiało można powiedzieć iż to „polska szkoła”. Pracują w wielu ekipach World Tour, co budzi uznanie i szacunek dyrektorów sportowych.

Rozpoczynamy od Mariusza Semkowskiego. „Mario”, jak nazywają go koledzy, jest masażystą Katiuszy.

Mario”, jak wyglądała twoja droga do kolarstwa?

Mariusz SemkowskiOch jak wyglądała moja droga ……..może skąd się wzięła pasja do kolarstwa?

Dawno, dawno temu, gdzieś na Opolszczyźnie było sobie osiedle, a na nim jedyne dwa bloki zwrócone do siebie klatkami schodowymi, wiec było nas już na starcie więcej kumpli, a na tym podwórku dwóch starszych, no może nie kolegów ale koledzy naszych braci , którzy byli kolarzami …rower Jaguar szczyt marzeń, relikwia ówczesnego kolarstwa. Jak przychodził maj i wyścig pokoju to zaczynała się karuzela. Organizowaliśmy jazdy na czas, robiliśmy kapsle ze starannie zrobionymi koszulkami w środku, oczywiście kto miał Polskę to była kwestia szczęścia, bo było oczywiście losowanie.

Mytnik, Serediuk , Mierzejewski, Piasecki, Halupczok to byli moi idole. Każdy w maju chciał być kolarzem, lecz nie doszło do tego abym się pojawił w jakimś klubie, choć były wtedy możliwości. Nie będę szukał przyczyny kto, gdzie i dlaczego, nie wsiadłem na rower. Obecnie to i tak nie ma większego znaczenia .

Później jakoś kolarstwo zeszło na dalszy plan, a powróciło za sprawa rozwoju kolarstwa górskiego. Zacząłem jeździć na rowerze górskim, nawet ścigać w wyścigach amatorskich i zająłem trzecie miejsce w regionalnej eliminacji Family Cup. Wtedy wystartował mój tata i brat. Świetna sprawa, nie wiem czy jest jeszcze ta impreza w Polsce, bo to extra idea! Było jeszcze kilka wyścigów przełajowych i szosowych, zabawa świetna.

Made in Italy – wakacje we Włoszech sprawiły, że poszedłem na kurs językowy i tak to w sumie się zaczęło. Następnie ”kalecząc” język rozmawiałem z Włochami na mistrzostwach Polski o przyszłości pewnego chłopaka z mojego miasta. Byłem, jego managerem (śmiech)  i udało mi się zdobyć dla niego miejsce w tej grupie. Była to amatorska grupa Miche . Ja wtedy kończyłem szkołę masażu i po kilku miesiącach właśnie ta grupa zaprosiła mnie do Włoch na kilka wyścigów. Nie był to szczyt organizacyjny, a i finansowo warunki proponowane przez nich, były krótko mówiąc niezadowalające.

Rok 2003 okazał sie rokiem zwrotu . Po szybkim rozstaniu z zespołem Miche , dostałem zapytanie po wyścigu Giro del Trentino czy nie miałbym ochoty pojechać na Giro d’Italia z grupa Formaggi Pinzolo Fiave. Zgodziłem się bez dyskusji, tym bardziej że finansowo było o wiele lepiej.

Nocentini, Hamburger, Conte, Laverde , Mesa Mesa, Muraglia, Di Biase, Gualdi, Aggiano, to był „zestaw” na początek mojej kariery w zawodowym kolarstwie.

Od wielu lat jesteś masażystą Katiuszy. Widać dobrze  układa się współpraca?

Racja, jestem od początku tej grupy od kiedy się narodziła. Byłem wtedy w Polsce, mieszkałem w Gdańsku i próbowałem szczęścia w innej profesji (lecz to tylko tzw. musztarda na kiełbasie). Pewnego dnia, będąc z żona i naszym synkiem w sklepie by kupić buty (dlaczego to pamiętam? to są zwroty w moim życiu, więc pamiętam jak i kiedy do tego doszło), zadzwonił telefon. Był to dyrektor sportowy Serge Parsani (Quick Step), z którym jechałem Tour de Pologne. Zdziwiłem się skąd ma mój polski numer. Powiedział do mnie te słowa: „PAKUJ WALIZKI” … a potem rzucił hasło „Katjusza”. Masz dwa dni na zorganizowanie się i podjęcie decyzji. Żona patrzyła na mnie i chyba wiedziała, że się kroi coś grubszego niż wyjazd do Sopotu na lody.

Nie musiałem zbytnio przekonywać mojej żony i dlatego zawsze będę jej dziękował, że mogłem spełnić swoje marzenia. Dziękuje Jola ! Luk tobie też dziękuje.

A potem było Tour de France…

Pierwszy Tour de France. Nie byłem w planie na Tour, bo są też inne wyścigi w tym czasie, ale tak się złożyło, że na trzy dni przed, przygotowując się na inny wyścig, dyrektor oznajmił mi że jadę na Tour!

Moje reakcja wewnętrzna była taka jakbym dostał zestaw resoraków marki Matchbox 30 lat temu. Następnie Paryż – Roubaix, Flandria , Amstel, Liege… wszystkie klasyki w Belgii, Vuelta , mistrzostwa świata, wiele ważnych i mniej ważnych wyścigów ………hmmmmm. Jestem z siebie dumny i cieszę się bardzo, że takich jak ja chłopaków z Polski z kolarzówką w sercu jest więcej na szczycie kolarstwa zawodowego.

Jak wygląda jeden dzień wyścigowy z Twojej perspektywy?

Pisząc odpowiedź na to pytanie jestem właśnie w ciężarówce zmierzającej do następnego hotelu podczas wyścigu Tirreno – Adriatico .

Dziś pobudka 5:30.

Moim zadaniem podczas tego wyścigu jest dbanie o to, aby kolarze i obsługa nie „poumierali” z głodu, więc skoro świt przygotowuje kanapki dla kolegów. Wcześnie, przygotowany prowiant (według preferencji) wyciągam z lodówki i segreguje w osobnych torebkach dla zawodników, oczywiście jeszcze przygotowuje torby bufetowe dla innych masażystów, którzy będą je rozdawać na trasie etapu.

Śniadanie może tak, a czasami nie …….czas niestety goni!

Zabieramy wszystkie bagaże i w drogę do hotelu . Przygotowujemy wszystkie pokoje, wszystkie walizki muszą trafić do konkretnego pokoju i wszystkie stoły do masażu obowiązkowo muszą być przygotowane do przyjęcia zawodników po etapie.

Czasami jest to bułka z masłem, a czasami eksploduje Ci czaszka. Wszystko jest nie tak jak chciałbym. To zależy kto jest na przeciwko ciebie . W hotelach są różni ludzie mili i ci troszkę mniej mili, o których nie chcę mówić…

Inaczej wygląda przygotowanie dnia do wyścigu etapowego, inaczej wygląda dzień na klasyku i oczywiście inaczej wygląda dzień na Tour de France, choć schemat jest ten sam .

A co porabiasz w przerwach pomiędzy wyścigami?

Przerwy międzywyścigowe są różne, najczęściej jestem w domu z rodzina. Czasami spotykamy sie w magazynie aby coś zrobić lub coś przygotować. Regułą jest, że po każdym wyścigu auta się rozładowuje i oczywiście do nas należy ich załadunek (nie obejdzie się bez jakiejś gafy). Amnezja czasami daje się we znaki każdemu, lecz jak to mówią „ kto nigdy nie kieruje samochodem, mandatu na pewno nie dostanie” .

Wasza praca do najłatwiejszych nie należy. Wstajecie jako pierwsi, a idziecie spać jako ostatni. Mimo to nigdy nie widziałem abyście narzekali. Wręcz przeciwnie, zawsze jesteście uśmiechnięci. Jak to robicie?

Dobre i ciekawe spostrzeżenie. Sam nie wiem jak my to robimy. Jak wspomniałeś praca do łatwych nie należy, pracujemy w grupach międzynarodowych, z kolegami z różnych krajów. Są różne mentalności, różne poglądy i  światopoglądy, lecz jakoś większych problemów nie widać i oby tak pozostało. Można to przyrównać do każdej pracy w grupie, są miłe dni i są też takie gdzie chcesz kogoś posłać tam, gdzie sam byś nie chciał się znaleźć. Jednak nie ma prostej i gotowej odpowiedzi na to, wydawałoby się proste pytanie (śmiech).

Masażyści ze wszystkich ekip to taki swego rodzaju kolektyw. Razem na mecie, razem na bufecie. Często wzajemnie sobie pomagacie. Z kim najczęściej rozmawiasz czekając na swoich zawodników?

Tak, to swojego rodzaju kasta, lecz do niej też należą koledzy mechanicy, ale powiem tak po cichu, że zawsze jest i zawsze będzie podział czyja praca jest ważniejsza (śmiech). Ja do mechaników mam wielki szacunek, bo oni maja wielką odpowiedzialność – wyobraź sobie co myśli mechanik, jak jego zawodnik leży na asfalcie zwijając się z bólu … czy wszystko było ok z rowerem?  Ile wtedy ma pytań do samego siebie i nie tylko do siebie, bo nie jest sam jako mechanik!

Często sobie pomagamy, jak ktoś czegoś zapomni lub ma jakikolwiek problem, zawsze może na każdego z nas liczyć. Jak każdy człowiek, mam takich kolegów, z którymi chętniej rozmawiam lecz w sumie staram się nie ograniczać i zawsze porozmawiam z każdym kto ma oczywiście czas i ochotę na chwilkę rozmowy.

Robicie między sobą zakłady kto wygra w danym dniu?

Wiesz czasami dyskutujemy kto dziś może wygrać, ale abyśmy robili zakłady?…. Raczej nie. Kolarstwo to bardzo nieprzewidywalny sport, więc jest zbyt duży procent ryzyka aby się zakładać. Lecz jak mamy do czynienia ze sztywnym podjazdem, a nasz „Purito” jest w dobrej kondycji, to chętnie bym postawił na niego. Jeszcze raz podkreślę, że zbyt dużo jest detali, które składają się na zwycięstwo, wolę poczekać aż przekroczy linie mety i wtedy możemy się cieszyć.

Przez wiele dni czy tygodni nie ma cię w domu. Jak to odbiera żona i dzieci? I co robisz aby tą rozłąkę zrekompensować? Tylko nie mów mi o prezentach, bo to wszyscy robią.

Tak, to bolesne pytanie i bardzo trudny czas podczas nieobecności. Należą się duże słowa podziękowania mojej zonie Joli za to, że Nasz synuś Łukasz tak dobrze sobie radzi w szkole (dodam, że mieszkamy we Włoszech) i dom jest zawsze w najlepszym porządku. Pewnie że powroty są miłe, a rozstanie mniej, lecz próbuje to w jakiś sposób zrekompensować moja obecnością. Staramy sie zawsze gdzieś pojechać, coś nowego zobaczyć razem i spędzać dużo czasu ze sobą. Zawsze po powrocie do domu jest coś do zrobienia, więc jak ktoś będzie mnie szukał na wyścigu i mnie nie znajdzie, to pewnie jestem w domu i coś kombinuje.

Na koniec zapytam, gdzie będzie można w najbliższym czasie spotkać cię na wyścigu, bo kibice wiedzą że często występujesz w roli „dobrego wujka” rozdając bidony, czapeczki, bufetówki itp. Robiąc tym samym dobrą reklamę dla drużyny.

Obecnie można mnie spotkać na wspomnianym wcześniej wyścigu Tirreno – Adriatico. Chociaż ten już się kończy. Następnie mam jeden klasyk we Włoszech i wyczekiwany Milan – Sanremo. Pierwszy ważny klasyk wiosenny wygrany w zeszłym roku przez naszego norweskiego killera „Łososia” Alexandra Kristoffa. Chętnie popatrzę na bis .

„Dobry wujek” (śmiech), trafnego zwrotu użyłeś. Sam wiesz i często widzisz jak trudno odmówić fanom kolarstwa. Oczywiście jak tylko można i coś mam, to z chęcią i radością daję, bo wiem że komuś sprawiłem fajny i pożądany prezent, lecz nie mogę zaspokoić wszystkich chętnych. Dodam, że nasza grupa zużywa ok. 20 tysięcy bidonów w roku. Szkoda, że nie mam jakiegoś bonusa za ten marketing (śmiech).

Dziękuję za poświęcony czas, powodzenia!

Dziękuję za rozmowę i pozdrawiam wszystkich fanów kolarstwa w Polsce… do zobaczenia gdzieś na trasie wyścigów.

Rozmawiał Artur Machnik

 

Poprzedni artykułStarty CCC Sprandi Polkowice przed „Primaverą”
Następny artykułPowstała Akademia Michała Podlaskiego – UKS „Victoria” Radzymin
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments