Kalendarz World Tour można podzielić na trzy kategorie wyścigów: jednodniowe, tygodniowe i wielkie toury. Każde niosą ze sobą inne emocje. W wyścigach klasycznych od samego początku jest wysokie tempo. Liderzy swoich grup są bardzo czujni, cały czas zajmują wysokie miejsce w peletonie. Podejmowane jest duże ryzyko. Zawodnicy nie mogą kalkulować, czekać  do ostatniej chwili. Trzeba szybko reagować na ataki groźnych zawodników i zachować siły na ostatni finisz. Tym się właśnie charakteryzują wyścigi jednodniowe, które w tym roku również zapewniły nam wiele emocji.

Są trzy typy klasyków:
-brukowe(na trasie znajdują się odcinki brukowane),
-pagórkowate (najczęściej z finiszem pod górę)
– dla sprinterów (z drobnymi trudnościami)

Najwięcej zwycięstw odniósł Tom Boonen (Omega Pharma – Quick Step), wygrywając aż cztery z czternastu klasyków.  Belg wrócił do formy po dwóch latach przestoju. Ponadto wyrównał rekord  Rogera de Vlaemincka, wygrywając po raz czwarty Paryż-Roubaix. Równocześnie stał się pierwszym kolarzem, któremu udało się zająć pierwsze miejsce w Ronde van Vlaanderen, E3 Harelbeke, Gandawa-Wevelgem, Paryż-Roubaix i Paryż-Bruksela w jednym sezonie. Wszystkie wygrał w pięknym stylu. W szczególności „Piekło Północy”, w którym samotnie uciekał przez niespełna 60 km. Była to z pewnością akcja sezonu wraz z ucieczką Alberto Contadora (SaxoBank Tinkoff) na Vuelcie.

Dwukrotnie w wyścigach klasycznych triumfował Simon Gerrans (Orica GreenEdge) . Jednak nie były to tak efektowne zwycięstwa jak Toma Bonnena. W zasadzie zawdzięczał je swojemu sprytowi.  Pierwszy triumf odniósł w najdłuższym z klasyków- w Mediolan San Remo. Zwycięstwo w tym wyścigu zdecydowanie należało się Fabianowi Cancellarze (RadioShack-Nissan), ale  Australijczyk  wraz z Nibalim  bezczelnie wykorzystał  pracę Szwajcara i wyprzedził go na finiszu. Ta sztuka nie udała się jednak Włochowi, który ostatecznie zajął trzecie miejsce. Na mecie Cancellara nie miał jednak pretensji do kolegów z ucieczki. Po prostu jechał i nie oglądał się na rywali. Chciał dojechać do mety przed grupą pościgową. To się akurat udało, ale odnieść zwycięstwo już nie . W dalszej części sezonu, podczas wyścigu Ronde van Vlaanderen,  Cancellara uczestniczył w kraksie i złamał obojczyk. Był to nie tylko wielki cios dla niego , ale również dla kibiców, gdyż prowadzi ofensywną jazdę co z połączeniem z tegoroczną formą Boonena dałoby nam wspaniałe widowisko.

Simon Gerrans wygrał również  Grand Prix Cycliste de Québec, zabierając się w odjazd, który zainicjował Greg van Avermaet (BMC)  4 km przed metą. Tym razem kolarz z kraju kangurów uczciwie pracował z Belgiem i pokonał go na finiszu. Wcześniej szaleńczą próbę pościgu dwójki podjął Peter Sagan (Liquigas-Cannondale), zresztą nie pierwszą tego typu, uczynił podobnie podczas ścigania we Flandrii. Obie akcje zakończyły się totalnym niepowodzeniem. Jednak młody Słowak, ma jeszcze czas na nabranie doświadczenie. Ma na pewno spory potencjał, zarówno na sprintera, jak i na „łowcę klasyków”.

Kolejnym zawodnikiem, który nie potrafi jeszcze dobrze ocenić swoich możliwość jest Vincenzo Nibali (Liquigas-Cannondale).  Pamiętamy jego akcję podczas Liège-Bastogne-Liège, która po prostu musiała zakończyć powodzeniem. Niestety tak się nie stało. Piękny rajd Włocha przerwał Maksim Iglinskiy (Astana), który pojawił się znikąd. Beztrosko minął cierpiącego Nibaliego i sięgnął po triumf w „Starej Damie”.  Dobrze w ardeńskich klasykach zaprezentował się także jego kolega z drużyny: Enrico Gasparotto, który zajął trzecie miejsce w Liège-Bastogne-Liège i pierwsze w Amstel Gold Race.

Dwa klasyki wygrał również Joaquim Rodriguez (Katusha). Najpierw triumfował w Walońskiej Strzale, zostawiając w tyle rywali na finiszu, następnie okazał się najlepsze podczas wyścigu Giro di Lombardia. Hiszpan oderwał się od reszty faworytów na decydującym, podjeździe i dał się potem dogonić. Szkoda tylko, że pogoda uniemożliwiła nam obejrzenie momentu ataku Purito oraz pięknych widoków, które zawsze towarzyszyły temu wyścigowi.

W tym sezonie klasyki miały również polski akcent. Nastąpił on w Clasica San Sebastian, gdzie dwaj Polacy – Rafał Majka (SaxoBank Tinkoff) i Tomasz Marczyński (Vacansoleil-DCM) szukali swojej szansy w odjeździe w decydującej fazie wyścigu. Choć nie udało się im dojechać do mety przed resztą stawki, ale współpraca zaowocowała  zwycięstwem „Mańka” w klasyfikacji górskiej. Ostatecznie wyścig wygrał Luis León Sánchez (Rabobank).

W pozostałych jednodniówkach nie było żadnych rewelacji. W Vatenfall Classic wygrał Arnaud Démare (FDJ-BigMat), a Grand Prix Plouay Edvald Boasson Hagen (Sky Team), po tzw długim finiszu. W Montrealu, też nie działo się nic ciekawego, gdyż podczas relacji … usnąłem. Obudziłem się dopiero, kiedy Lars Peter Nordhaug (Sky Team)  podnosił ręce w geście triumfu. Mogę tylko pochwalić Michała Gołasia (Omega Pharma – Quick Step), który był blisko zabrania się w odpowiednią ucieczkę.

 

Foto: bettiniphoto.net

Karol Kacprzak

Poprzedni artykułBen Swift: „Chciałbym pojechać Milan-San Remo”
Następny artykułJakub Średziński wraca do Polski i wzmocni Wibatech – LMGK Ziemia Brzeska
W redakcji naszosie.pl praktycznie od samego początku. Obecnie większość czasu poświęca na prowadzenie grupy GVT. Weekendy zazwyczaj spędza na szosach całej Polski. Dla naszosie.pl zdobył trzy medale Mistrzostw Polski dziennikarzy w tym dwa złote. W Mistrzostwach Świata dziennikarzy na Krecie wywalczył czwarte miejsce w jeździe indywidualnej na czas.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments