Z okazji zbliżającej się szybkimi krokami inauguracji kolejnego sezonu kolarskiego warto przytoczyć cenną inicjatywę amatorskiego klubu Port Adelaide CC. Członkowie klubu od roku 2010 wybierają kolarskiego wyrobnika, którego podczas Santos Tour Down Under będą czcili i fetowali tak jakby był kolarzem pokroju Contadora czy Evansa.

Bohaterem pierwszej edycji akcji był francuski, wtedy neo-pro, Andre Vichot ( FDJ ).  Vichota wryło w ziemię, gdy uzmysłowił sobie, że podczas swego pierwszego w karierze wyścigu ProTour ma więcej fanów niż gwiazdy kolarstwa. Tak raportował sytuację: „Oni byli zwariowani, ubrani w koszulki z moim nazwiskiem, krzyczący „Go Vichot”, a drogi podczas całej trasy upstrzone były napisami na moją cześć. Nigdy nie spodziewałem się takiego przyjęcia, szczególnie, że nie byłem wcześniej w Australii. Gdyby to był Tour du Doubs, blisko mojego miejsca urodzenia, to jeszcze mógłbym to zrozumieć, ale tam? Starałem się jechać skoncentrowany, jednocześnie ciesząc się tym. Doszło do tego, że musiałem udzielać wywiadów po angielsku!”

Vichot zajął ostatecznie 48 miejsce w wyścigu, a na etapach najwyżej był na 22.

Rok temu na nietypową gwiazdę kibice namaścili Angela Madrazo z Movistaru. Na wybór zawodnika składa się zawsze kilka kryteriów. Kandydat jest świeży w peletonie, co za tym idzie dość młody, słabo albo wcale zna angielski. Jest raczej anonimowy, ale warto, żeby miał już jakiś przydomek. Madrazo pasował idealnie – nazywają go „El Gorion de Cazoña” czyli Wróblem z Cazoñy. Być może efekt nagłej sławy był tak skuteczny, że przyczynił się do zwycięstwa Movistaru w klasyfikacji drużynowej. Sam Madrazo zanotował również kilka niezłych wyników po TDU m.in.  5m GP Indurain, 5m. Mistrzostwa Hiszpanii Elita start wspólny.

Pomysłodawca akcji Daniel Searson tłumaczy: „Każdego roku media koncentrują się na kilku gwiazdach, zostawiając pozostałych 160 kolarzy w cieniu. A każdy z nich jest przecież wielkim sportowcem. Ich wysiłek, ciężka praca dla drużyny ginie i pozostaje niezauważona. Dlatego też postanowiliśmy jednego z nich otoczyć uwagą i wspomagać tak jak sobie na to zasługuje każdy kolarz profesjonalnego peletonu”.

W tym roku swoje pięć minut sławy będzie miał Wouter Mol z Vacansoleil. Ten rok będzie jego czwartym w zawodowym peletonie. Nie jest zupełnie anonimowy, bowiem ma już wygrane na swoim koncie. W 2010 wygrał jeden z etapów Tour de Qatar. Mimo to jest typowym zawodowym domestique, który pracuje dla innych. Ze swoimi potężnymi gabarytami – 1,95m – będzie łatwy do wypatrzenia w peletonie, a poza tym na wymalowanie jego nazwiska nie trzeba będzie zużyć wiele farby. Jeśli chodzi o pseudonim, to naturalnym jest „kret” – po holendersku mol.

Bartek

Foto: sa.cycling.org.au

Poprzedni artykułW Lotto-Belisol nie płaczą za Philippe`m Gilbert
Następny artykułRemek Siudziński zaprasza na swój trening!
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments