Nie jeden z nas zastanawiał się jak wygląda dzień z życia zawodowego kolarza. Co składa się na jego dietę, co pije podczas etapu, a także jak wygląda życie podczas kilkutygodniowego wyścigu? Dziś postaramy odpowiedzieć się na te pytania, dzięki pomocy Przemysława Niemca (Lampre-ISD).

Na wstępie warto jednak nieco zagłębić się w specyfikę wyścigu jakim jest Giro d’Italia. Trzy tygodnie ścigania, 21 etapów, do przejechania co roku około 3500 kilometrów. Na starcie 23 drużyny, w każdej po 9 kolarzy, co daje łącznie 207 zawodników. Ilu dojedzie do tegorocznej mety usytuowanej w Mediolanie? W ubiegłym roku było to 139 kolarzy, w tym może być podobnie.

Gazety na wiatry

Wróćmy jednak do głównego tematu. Życie kolarza podczas takiego wyścigu, to nie przysłowiowa „bułka z masłem”. Pobudka następuje zwykle około godziny 8 rano. Następnie na zawodników czeka obfite śniadanie. Co znajduje się na stole? Głównie węglowodany. Jak zdradza Przemysław Niemiec, są to wszelkiego rodzaje słodkości, płatki, a także omlet i obowiązkowo makarony – podawane na wszelkie znane sposoby. Następnie każdy z kolarzy zobowiązany jest przygotować sobie posiłek, który niezbędny jest podczas jazdy, na trwającym kilka godzin etapie. – Każdy z nas ma swoją torbę. Nasz posiłek podczas jazdy składa się z około czterech bułek z szynką bądź dżemem owocowym. Oprócz tego bierzemy ze sobą batony energetyczne, a także dwa bidony – opowiada kolarz.

Co dokładnie piją sportowcy? Wszystko zależy od upodobań. Jedni wolą wodę mineralną, inni izotoniki. Czasami zdarza się nawet, że podczas etapu dyrektor sportowy wręcza swojemu zawodnikowi puszkę coca-coli. To jednak rzadki obrazek, zarezerwowany dla najbardziej kapryśnych kolarzy. W trakcie rywalizacji na trasie usytuowany jest ponadto jeden bufet – mający miejsce z reguły na szczycie wzniesień, podczas którego masażyci ekip podają swoim podopiecznym torby z jedzeniem oraz napojami. Nierzadko jednak, kolarze otrzymują w nich gazety, mające służyć im rzecz jasna nie do czytania, lecz do ochrony przed wiatrem. Zawodnik wkłada bowiem ją pod koszulkę i pokonuje kolejne kilometry stromych zjazdów, podczas których prędkości przekraczją nawet 100 kilometrów na godzinę.

Na nadmiar czasu nie narzekają

A co po etapie? Peleton zmagania kończy około godziny 17, a następnie ma miejsce ceremonia nagrodzenia zwycięzców oraz chwila dla mediów. Reszta kolarzy błyskawicznie udaje się do autokaru danej ekipy, który wyposażony jest w prysznice, a często nawet także w pralki. Kolejno błyskawiczny transfer do hotelu, a w nim na obolałe nogi zawodników czekają już masażyści. Około godziny 21 wszyscy zasiadają do kolacji, podczas której ponownie serwowana jest spora porcja węglowodanów. Po posiłku następuje chyba najbardziej wyczekiwany moment dnia, gdy każdy z zawodników ma chwilę dla siebie. Jedni surfują po internecie, inni kontatkują się z rodziną. Około północy wszyscy jednak kładą się spać, a następnego dnia ponownie czeka na nich kolejna porcja kilometrów.

Jak więc widać, na nadmiar wolnego czasu nie ma co narzekać – podsumował kolarski dzień były zawodnik Sokoła Kęty, dla którego tegoroczny start w Giro d’Italia był pierwszym w zawodowej karierze.

Źródło: www.sportowebeskidy.pl

 

Poprzedni artykułZapowiedź 18 etapu Giro d’Italia 2011
Następny artykułCapecchi odnosi największy sukces w karierze, wygrywając 18. etap Giro d`Italia.
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
pfk
pfk

To nawet nam Rysiu sam przygotowywal posilek a oni sami musza sobie robic;> 😉