fot. Polski Związek Kolarski

W wyścigach rangi 1.2 rzadko mamy okazję oglądać zawodników ścigających się na co dzień w worldtourowych. Tymczasem w tę sobotę na trasie Grand Prix Polski – jednego z serii wyścigów wyszehradzkich wystartował Filip Maciejuk – na co dzień zawodnik Bahrain-Victorious.

Jako ekipa pierwszej dywizji, Bahrain-Victorious nie mógłby wystartować w polskim wyścigu nawet gdyby chciał – po prostu nie pozwoliłyby mu na to przepisy. Maciejuk mógł jednak przystąpić do startu w reprezentacji Polski i postanowił skorzystać z takiej możliwości. Było to spore zaskoczenie, biorąc pod uwagę, że Maciejuka oglądamy zazwyczaj w dużo lepiej obsadzonych wyścigach. Tym razem jednak postanowił spróbować swoich sił w jednodniowym wyścigu drugiej kategorii. Jaka była przyczyna takiej decyzji?

– Mam teraz trochę przerwy od ścigania. Ekipa jedzie tylko w Tour de France. Ja byłem niedaleko, bo akurat trenuję w Szklarskiej Porębie, to dwie godziny drogi, więc pomyślałem, że skoro jestem tak blisko, skoro mam taką możliwość, to fajnie będzie się pościgać. Uważam, że z takiej okazji po prostu szkoda byłoby nie skorzystać

– tłumaczył nam zawodnik, dla którego starty w tego typu wyścigach są sporą odmianą. Dotychczas w tym sezonie startował przecież niemal jedynie w wyścigach rangi World Tour.

Wiosną najpierw wytartował właściwie we wszystkich najważniejszych brukowanych klasykach (oprócz Paryż-Roubaix), a o jego wartości dla Bahrain-Victorious najlepiej niech świadczy fakt, że nawet gdy po pechowej kraksie z Ronde van Vlaanderen atmosfera wokół niego nieco zgęstniała, to ta wciąż na niego stawiała – Polak szybko wystąpił w dwóch z trzech części ardeńskiego tryptyku.

Później natomiast wystąpił jeszcze w Tour de Romandie i Tour de Suisse. W większości z tych imprez jeździł jako pomocnik – teraz miał okazję pokazać, jak radzi sobie jako lider. Zajął niezłe, 6. miejsce, ale krótko po wyścigu był raczej niezadowolony.

– To był trudny wyścig. Inne ekipy miały w ucieczce przynajmniej dwóch zawodników, a niektóre nawet pięć – ja byłem sam. To trochę utrudniało mi rozgrywanie wyścigu. Do tego chłopaki z Vostera i Mazowsza bardzo mnie pilnowali, inni nie chcieli współpracować, bo wiedzieli, że jestem mocny. Polskie wyścigi rządzą się swoimi prawami. W takich okolicznościach trudno jest walczyć o zwycięstwo, ale też zdaję sobie sprawę z tego, że właśnie tak po prostu wygląda kolarstwo.

– mówił Filip Maciejuk, prawdopodobnie wciąż mając w głowie akcję z Norbertem Banaszkiem w samej końcówce. Zawodnikowi Bahrain-Victorious w walce o dobry wynik przeszkodził jeszcze jeden czynnik. Gdy odjazd dwójki Polaków został skasowany, 24-latek nie wiedział, jak dużo kilometrów zostało mu jeszcze do mety.

– Wydaje mi się, że nie było oznaczenia trasy na dwa kilometry przed metą – przynajmniej ja go nie widziałem. Trochę pokrzyżowało mi to szyki. Czekałem na jakiś znak, że meta jest tuż tuż. Gdybym wiedział, że kreska jest tak blisko, za tamtym zakrętem, trochę lepiej bym się ustawił i myślę, że spokojnie mógłbym stanąć na podium, a kto wie, może i udałoby mi się wygrać. Tego się już jednak nie dowiemy.

– dodawał.

Choć ewentualne zwycięstwo z pewnością poprawiłoby jego morale, to Grand Prix Polski nie było najważniejszym punktem w kalendarzu wciąż młodego zawodnika – potraktowałem ten wyścig trochę treningowo – przyznaje. Już niebawem czekają go jednak dużo większe wyzwania – zresztą takie, do których znów przystąpi w koszulce reprezentacji Polski.

Kolejnym punktem w jego kalendarzu są bowiem zaplanowane na początek sierpnia mistrzostwa świata w Glasgow, gdzie wystąpi zarówno w drużynie mieszanej, jak i w jeździe indywidualnej na czas. Trzymamy kciuki, by dobra dyspozycja, którą pokazał już na trasie z Oleśnicy do Długołęki, w Szkocji była jeszcze lepsza.

Poprzedni artykułGruszczyński i Bronakowski z kolejnymi dobrymi startami
Następny artykułPetr Vakoč i Barbara Borowiecka wygrywają Gran Fondo w Górach Izerskich
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Andrzej
Andrzej

Czy są znane jakieś „przecieki”, gdzie mógłby trafić Filip w przyszłym roku? Jego brak na wstępnej liście startowej na Tour de Pologne i słowa Dariusza Baranowskiego podczas jednej z transmisji etapu Tour de France wskazywały by na faktyczną zmianę ekipy.

Tiger Bonzo
Tiger Bonzo

Podobno ma trafić do Izolatora Boguchwała