fot. JCL Team UKYO

Ściganie się na rowerach to nie tylko Europa, choć w obecnym momencie sezonu to na niej skupia się 99% uwagi światowego kibica. Swój wyścig pierwszej kategorii mieli jednak niedawno także Japończycy, a po triumf w Tour of Japan sięgnął Nathan Earle.

Szybkie przypomnienie na temat rodzajów imprez kolarskich dla tych nie pamiętających (choć pewnie takowi nie zajrzą w tekst o Tour of Japan) – najwyżej jest World Tour, później mamy Pro Series, dalej pierwszą kategorię, a na samym końcu wyścigi drugiej kategorii, w których zwyczajowo mówimy o wygranych UCI, acz nie zawodowych. Po takowe triumfy sięgali z kolei zawodnicy ścigający się w ośmiodniowym Tour of Japan – wyścigu, który miał kilka ciekawych momentów. Niezainteresowanych całym tekstem odsyłam od razu do etapu numer 6. – ten był bowiem wyjątkowo nietypowy.

Wyścig otworzył liczący 2600 metrów prolog, w którym po dwa pierwsze miejsca sięgnęli przedstawiciele jednej z dwóch europejskich drużyn na starcie – brytyjskiej kuźni talentów Trinity Racing. Wygrał 20-letni Luke Lamperti, a sekundę wolniej trasę pokonał jego rówieśnik Liam Johnston.

fot. Tour of Japan

Japonia nie może się poszczycić świetnymi zawodnikami, ale to nie znaczy, że ichniejsze ekipy są bez szans. Od lat takowe sprowadzają bowiem sobie kolarzy z różnych stron świata za słabych na regularnie wygrywanie w Europie, ale wystarczająco mocnych by cieszyć lokalnych sponsorów licznymi zwycięstwami. Jednym z takich zawodników jest kolarski obieżyświat Georgios Bouglas (Matrix Powertag) – 32-letni Grek, który w karierze ścigał się w drużynach z Chin, Turcji czy właśnie Japonii wygrał 1. etap i został nowym liderem wyścigu.

fot. Tour of Japan

Czy zespół może nazywać się Victoire Hiroshima i nie odnieść żadnego zwycięstwa? Pewnie tak, ale tym razem takowe nadeszło już trzeciego dnia. Carter Bettles światu pokazał się biorąc udział w skutecznej ucieczce (on sam przeciął metę 3.) z kolarzami z World Touru podczas zeszłorocznego PETRONAS Le Tour de Langkawi, a teraz i dla niego nadeszło pierwsze zawodowe zwycięstwo. 24-letni Australijczyk najlepiej radził sobie z ośmioma rundami, na których czekała na zawodników wspinaczka długa na 2km o średnim gradiencie przeszło 6%.

fot. Tour of Japan

Luke Lamperti był prawdopodobnie największym talentem na starcie 26. Tour of Japan i potwierdzał to raz po raz. Po 2. etapie wrócił do posiadania koszulki lidera, a czwartego dnia wygrał w niej etap wokół miasta Mino. Oby po 20-letniego Amerykanina szybko sięgnęła jakaś ekipa wyższej dywizji.

fot. Tour of Japan

Piątego dnia zmagań od peletonu odjechała liczna ucieczka, z której finisz wygrał przedstawiciel gospodarzy – Atsushi Oka z JCL Team UKYO. Japończyk został także liderem klasyfikacji generalnej z dość bezpieczną przewagą nad innymi harcownikami – Szwajcarem Félixem Stehlim (EF Education-NIPPO Development Team) czy Carterem Bettlesem (Victoire Hiroshima).

fot. Tour of Japan

A oto i etap, dla którego podjąłem decyzję o napisaniu „relacji” z 26. Tour of Japan. 11400 metrów, czyli inaczej mówiąc 11,4km to dystans, który kojarzy się raczej z jazdą indywidualną na czas. W Japonii jednak było inaczej i organizatorzy przygotowali etap ze startu wspólnego na tak krótkim dystansie. Mało? 84 kolarzy wjechało na metę w maksymalnie dwuosobowych „grupkach”, a ostatni z nich stracił przeszło 17 minut do zwycięzcy.

Mount Fuji to bowiem jedna z bardziej morderczych wspinaczek, na jakie wjeżdżają kolarze na całym świecie. Średnie nachylenie całego etapu przekroczyło tu 10%, a co oczywiste to fakt, że niektóre kilometry miały zatem jeszcze więcej. Tak, dzień przed czasówką na Giro d’Italia z metą na Monte Lussari (7,8km; 11,2%) zawodnicy w innej części świata rywalizowali na podjeździe, którego parametry są jeszcze bardziej imponujące.

Zwycięzca, którym został Nathan Earle z JCL Team UKYO, potrzebował na pokonanie Mount Fuji nieco ponad 40 minut, co dawało średnią 17km/h. Broniący tytułu Australijczyk przejął także prowadzenie w wyścigu.

fot. Tour of Japan

Zmęczeni wulkaniczną próbą zawodnicy wrócili do ścigania się na nieco przyjemniejszych szosach podczas 6. etapu, który zakończył się kolejnym sprinterskim pojedynkiem wygranym przez Luke’a Lampertiego. Młodzian z Trinity Racing dopisał do swojego dorobku czwarte zawodowe zwycięstwo, a trzecie podczas tegorocznego Tour of Japan.

fot. Tour of Japan

Na zakończenie rywalizacji znów cieszyć mogli się gospodarze. 33-letni Kazushige Kuboki (Team Bridgestone Cycling) wygrał etap, w którym całe podium stanowili zawodnicy z Japonii. W generalce nie zachodziły jednak już żadne zmiany – cały wyścig padł łupem Nathana Earle’a (JCL Team UKYO), którego koledzy z drużyny zajęli także 3. (Atsushi Oka) i 4. (Benjamín Prades) miejsce w wyścigu. Między nimi na podium stanął specjalista od azjatyckich etapówek Benjamin Dyball (Victoire Hiroshima).

fot. Tour of Japan

Wyniki 26. Tour of Japan:

Wyniki dostarcza FirstCycling.com

Poprzedni artykułMercan’Tour Classic 2023: Pierwsza trójka opowiada o odczuciach po górskim klasyku
Następny artykułNa dwóch kółkach wśród dolnośląskich wulkanów
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments