fot. Tomasz Śmietana / PT Photos / ORLEN Wyścig Narodów

Trapieni różnego rodzaju problemami, Polacy starają się jak najlepiej zaprezentować w ORLEN Wyścigu Narodów – polskiej odsłony cyklu Pucharu Narodów dla kolarzy do lat 23. Wczoraj w Szczyrbskim Jeziorze w czołowej grupie na metę wpadli dwaj Biało-Czerwoni – Marek Kapela i Mateusz Gajdulewicz. Drugi z nich pokazał dziś waleczny charakter, uciekając przez większość etapu spod BUKOVINA Resort do Nowego Sącza.

Zestawiając ze sobą profile trzeciego i czwartego etapu ORLEN Wyścigu Narodów nie znajdziemy rzucających się na pierwszy rzut oka podobieństw. Odcinek do Szczyrbskiego Jeziora kończył się długim, 10-kilometrowym podjazdem, natomiast dzisiejszy etap z metą w Nowym Sączu obfitował w krótkie ścianki, ale kończył się płaskim fragmentem. Oba etapy zakończyły się jednak w podobny sposób – finiszem z okrojonego peletonu.

W grupie, która jako pierwsza zameldowała się na mecie ulokowanej pośród tatrzańskich jezior, można było dostrzec dwa biało-czerwone trykoty reprezentantów Polski. Należały one do Marka Kapeli i Mateusza Gajdulewicza – uplasowali się oni odpowiednio na 23. i 30. pozycji.

– Nie był to najcięższy etap. Wczorajszy (czwartkowy) był dla mnie o wiele trudniejszy, bo były tam trzy podjazdy. Dzisiaj był jeden, który pasował mi swoją specyfiką, bo nachylenie nie było duże – jechało się go szybko, w kołach, w grupie. Takie podjazdy odpowiadają mi bardziej, bo jednak nie jestem typowym góralem

– powiedział po zakończeniu rywalizacji w Szczyrbskim Jeziorze Marek Kapela.

Z wczorajszego odcinka ORLEN Wyścigu Narodów w szczególności zapamiętamy aktywny peleton, liczne ataki i przyspieszenia, a także problemy z zawiązaniem się ucieczki przez pierwsze kilkadziesiąt kilometrów. Dopiero przed specjalną górską premią, na czoło wysforowało się dwóch kolarzy, jednak nie zdołali oni dojechać przed peletonem do pierwszych metrów finałowego podjazdu – zostali złapani kilka kilometrów wcześniej.

– Byliśmy prawie pewni, że żadna mniejsza ucieczka nie da rady dojechać. Jeśli już, to musiałby być to większy odjazd – inne nie miały szans i to się sprawdziło, bo wszystkie ucieczki zostały skasowane

– powiedział Marek Kapela.

Na wspinaczce pod Szczyrbskie Jezioro żaden z kolarzy nie dał rady zbiec rywalom i o zwycięstwo powalczyli najdynamiczniejsi zawodnicy w grupie. Triumfował Francesco Busatto.

– Bardzo fajny etap, na początku było bardzo szybko, chcieliśmy pójść w odjazd, ale niestety peleton na nic nie pozwolił, kasowali praktycznie wszystko i puścili tylko dwóch chłopaków, którzy i tak jechali osobno. To nie wyszło, więc przerzuciliśmy się na dosyć oszczędną jazdę w peletonie i chcieliśmy spróbować czegoś na ostatnim podjeździe, ale – przynajmniej dla mnie – okazał się on trochę za szybki. Był też trochę pod wiatr, więc żaden atak nie wchodził niestety w grę, chociaż bardzo długo miałem go w głowie. Niestety nie było żadnego stromszego fragmentu, żeby go wykonać. Marek Kapela świetnie wjechał cały podjazd w pierwszej grupie i zafiniszował, więc jestem naprawdę pod wrażeniem, jaką formę zbudował na ostatnim zgrupowaniu

– mówił Mateusz Gajdulewicz, komplementując swojego reprezentacyjnego kolegę.

Kolarz francuskiej ekipy Vendee U przyznał, że reprezentanci Polski próbowali zabrać się w ucieczkę, jednak ze względu na wysokie tempo w peletonie, spaliło to na panewce. Klasyfikacja generalna większości Biało-Czerwonym odjechała natomiast na pierwszym etapie wyścigu, gdy ucierpieli w kraksie w końcówce. Dzień później walkę o dobry wynik utrudniły im natomiast defekty. Po wczorajszych solidnych pozycjach, Mateusz Gajdulewicz i Marek Kapela zapowiadali walkę na pozostałych odcinkach.

– To jest aktualnie nasz plan. Niestety ostatnie dni były dosyć pechowe – pierwszy był wspaniały dla Michała Żelazowskiego i kadry, ale niestety reszta reprezentacji leżała w kraksie na 1,5 kilometra do mety i dalej nie do końca rozumiem decyzję sędziów, ponieważ powinna zostać zastosowana zasada 3 kilometrów. Sędziowie powiedzieli, że finisz kończył się podjazdem – takiej hopki nie nazwałbym podjazdem, więc byliśmy bardzo zawiedzeni. Wczoraj sporo defektów po naszej stronie i sporo pecha, więc niestety ponieśliśmy straty i przerzuciliśmy się na etapy. Są jeszcze dwa dni i będziemy próbować

– wyjaśniał Polak. Jak powiedział, tak zrobił – spróbował.

Mateusz Gajdulewicz – inspirujący i inspirowany

Kolejny dzień to kolejna szansa – dziś była ona wyjątkowa, ponieważ wymagający start pod górę mógł spowodować zawiązanie się mocnego odjazdu. Krótko po minięciu tablic wskazujących „kilometr 0”, Mateusz Gajdulewicz wysunął się na czoło. Reprezentant Polski początkowo jechał z kilkoma innymi zawodnikami, w tym z Radosławem Frątczakiem z KK Tarnovia Tarnowo Podgórne, a następnie pozostał na czele sam, bezstresowo wygrywając specjalną górską premię BUKOVINA Resort. W tamtym momencie Polak mógł już zastanawiać się, co zrobi z ciupagą i góralską czapką, które za kilka godzin otrzyma podczas dekoracji – skupił się jednak na tym, by dać z siebie wszystko i jak najdłużej utrzymać się przed peletonem.

– Od razu po starcie peleton odpuścił odjazd, tak że byłem bardzo zadowolony, cieszyłem się, że udało mi się w niego złapać, bo już chciałem tego dokonać wczoraj. Dzisiaj natomiast ta ucieczka pojechała, była też premia górska, którą miałem z tyłu głowy. Udało się wygrać, tak naprawdę odjechałem tam chwilę na solo, ale zaczekałem na dwójkę zawodników, z którymi później kontynuowałem

– powiedział Mateusz Gajdulewicz, wraz z którym w odjeździe jechał Aivaras Mikutis i Daniel Schönenberger.

Reprezentant Polski był zdecydowanie najmocniejszym kolarzem w trzyosobowej ucieczce, co udowodnił odrywając się od rywali na kilkadziesiąt kilometrów do mety. Sam przyznał, że nie było to planowane, ale gdy obejrzał się za siebie, rywale wyparowali. Zainspirowany niezwykłymi rajdami Remco Evenepoela i Tadeja Pogačara, spróbował podobnej akcji.

– Może nie chciałem odjeżdżać na solo, bo wiedziałem, że cały dzień jest pod wiatr, niesprzyjający szczególnie solowej akcji, ale widziałem, że chłopaki zaczynają cierpieć, szczególnie Szwajcar zaczął zwalniać na zmianach, więc w momencie, w którym odjechałem na solo, tak naprawdę nie chciałem tego zrobić. Pojechałem do przodu, krzyknąłem chłopakom „we have to keep on pushing”. Jak się obróciłem, nie widziałem nikogo z tyłu, tak że zdecydowałem się spróbować samemu. Uwielbiam oglądać, jak Remco czy Tadej Pogačar wygrywają w taki sposób i sam trochę chciałem tak wygrać, ale się nie udało

– tłumaczył Mateusz Gajdulewicz.

Nie udało się, bowiem peleton nie zamierzał odpuszczać odjazdu. Na wspinaczkach wysokie tempo dyktowali między innymi Portugalczycy i Brytyjczycy, co zdecydowanie zmniejszyło przewagę Polaka. Został on doścignięty na ostatnim podjeździe przez Giulio Pellizzariego (Włochy) i Gala Glivara (Słowenia), którzy kilka tygodni temu stoczyli ze sobą walkę o zwycięstwo w Karpackim Wyścigu Kurierów. Dziś żaden z tych kolarzy nie dopisał do swojego palmares etapu ORLEN Wyścigu Narodów, bowiem odjazd został doścignięty przez peleton, z którego najszybciej finiszował Robert Donaldson.

– Chciałem i próbowałem wierzyć, że się uda, ale ten wiatr naprawdę dawał w kość. Dawałem z siebie wszystko

– mówił Mateusz Gajdulewicz.

– Mateusz miał za zadanie zabierać się w odjazd, zabrał się, pojechał świetnie i wyglądał bardzo dobrze. Trochę żałuję, bo jednak gdyby ta grupka uciekająca była nieco większa, to przewaga mogłaby bardziej urosnąć i później mieć szansę walczyć na mecie. Zabrakło niewiele, bo tak naprawdę doszli Mateusza na ostatnim podjeździe, ale trzeba próbować. Walczymy z etapu na etap, bo generalka uciekła nam po kraksie na pierwszym etapie. Próbujemy jeszcze coś wygrać dla siebie

– powiedział Tomasz Brożyna, selekcjoner reprezentacji Polski.

– Spodziewałem się, że to będzie bardzo trudny etap. W zasadzie w drugiej połowie tego etapu poszedł taki gaz, że peleton dzielił się na mniejsze grupy, wysokie tempo. Tu nie ma kalkulacji, wyścigi młodzieżowe mają to do siebie, że od samego początku jest gaz i nie do końca wiadomo, co się później wydarzy

– dodał, po raz kolejny podkreślając piękną walkę Mateusza Gajdulewicza.

Chociaż szarża Polaka nie zakończyła się powodzeniem, przez kilka godzin pokazywał się w telewizji polskich kibiców, licząc, że zainspiruje kogoś do jazdy na rowerze. Dzięki wygraniu specjalnej premii górskiej BUKOVINA Resort, w Nowym Sączu stanął na podium, odbierając wspomnianą już ciupagę. Następnie nie mógł odgonić się od reporterów – mimo zmęczenia trudami etapu, przez prawie godzinę cierpliwie odpowiadał na każde pytanie.

fot. Tomasz Śmietana / PT Photos / ORLEN Wyścig Narodów

– Jestem zadowolony, wygrałem premię, pokazałem się z super strony, zrobiłem małe show i mam nadzieję, że zachęciłem kogoś w Polsce do uprawiania kolarstwa. Dzisiaj było sporo kibiców przy trasie, więc cieszę się, że mogli prawie przez cały dzień oglądać Polaka z przodu

– mówił Mateusz Gajdulewicz.

Zadowolony z postawy Biało-Czerwonych jest również selekcjoner reprezentacji Polski, Tomasz Brożyna. Niedosyt stanowi jednak wspomniana już „generalka”.

– Jeśli chodzi o etapy, to jestem zadowolony, natomiast ta klasyfikacja generalna nam uciekła i tego bardzo żałuję. Tutaj stykamy się też z zawodnikami z zagranicy, którzy na co dzień ścigają się w wyścigach wysokiej rangi, natomiast nasi zawodnicy są w grupach zagranicznych niższej kategorii, więc siłą rzeczy może być różnica poziomów. Staramy się nawiązać walkę na tyle, na ile możemy

– przyznał.

Czy jutro Mateusz Gajdulewicz znowu spróbuje zaatakować?

– Zobaczymy – jeżeli tak się ułoży się dzień, to nie mówię nie, ale na pewno ten etap mnie sporo kosztował.

Z ORLEN Wyścigu Narodów, Kacper Krawczyk

Poprzedni artykułTour of Norway 2023: Teunissen najlepszy na skróconym etapie
Następny artykułThüringen Ladies Tour 2023: Lorena Wiebes wygrywa 5. etap, Marta Lach trzecia
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments