fot. Jayco-AlUla

Włoski dziennik „La Gazzetta dello Sport” zatytułował artykuł-sylwetkę o Filippo Zanie następująco: „Kim jest Filippo Zana. Wychowywał się w browarze, kocha zwierzęta, a w wakacje pracował na farmie”. Oto krótka historia zwycięzcy 18. etapu Giro d’Italia. 

Filippo zwany „Pippo” (bo tak Włosi zdrabniają imię Filippo) Zana urodził się w miejscowości Piovene Rocchette w prowincji Vicenza 18 marca 1999 roku. Region ten był znany z produkcji wełny oraz browarów. Jeden z nich prowadzili jego dziadkowie, pracowała tam również jego mama. On w tym czasie jeździł na rowerze – była to dla niego forma zabawy i rozrywki. Pewnego razu przyjaciel rodziny zabrał go do lokalnego klubu i tak de facto rozpoczęła się jego przygoda z kolarstwem, chociaż do zdobycia tytułu mistrza Włoch i uniesienia rąk w geście triumfu na szczycie Val di Zoldo było jeszcze daleko.

Pasją Zany są zwierzęta. Gdy miał 14 lat kupił sobie konia, który nosi imię Vior i pochodzi z Serbii. Zrobił to z pierwszych zarobionych pieniędzy na rowerze i z kieszonkowych, które dostawał od mamy. Ponadto ma owce, kury, koguta, świnie i cielaki – całą stajnię, która przypomina mu nieżyjącego już dziadka – Remigio Zanę, który również zajmował się gospodarskimi zwierzętami.

– Lubię być w domu ze swoimi zwierzętami, tak właśnie odpoczywam. Nie potrzebuję żadnych egzotycznych podróży

– mówi cytowany przez „La Gazzettę”.

Filippo Zana jest zadowolony, że pozyskała go drużyna Jayco-AlUla, która pomimo iż ściga się z australijską licencją ma włoską duszę. Jej menedżer, Brent Copeland, pochodzi z RPA, ale od wielu lat wraz ze swoją żoną, która jest artystką, i córką, mieszka nad jeziorem Como. Zana, który słabo zna angielski cieszy się, że przynajmniej z częścią obsługi domówi się w swoim ojczystym języku.

Opisuje siebie jako kolarza, który zawsze się obroni. Ma dobrą zdolność do regeneracji, stąd tak dobrze radzi sobie w wielkich tourach. W tegorocznym Giro d’Italia wiele razy był w ucieczce i walczył o etapowe zwycięstwa, a ponadto pracował dla zespołu. Pomimo to zdołał wygrać trudny górski etap w trzecim tygodniu rywalizacji.

fot. Jayco-AlUla

Słabą stroną jest jazda indywidualna na czas, ale pracuje nad nią z Marco Pinottim, byłym włoskim kolarzem i doskonałym specjalistą od jazdy na czas, który pełni teraz rolę dyrektora sportowego w drużynie Jayco-AlUla.

Marzy o starcie w Tour de France, zabłyśnięciu w Paryż-Roubaix. Uważa, że najlepszą edycję, jaką oglądał w telewizji była ta, w której zwyciężył Sonny Colbrelli. Podoba mu się również Strade Bianche.

Tymczasem osiągnął dużo. Dla włoskiego kolarza jazda w tricolore w swoim domowym wielkim tourze, a ponadto zwycięstwo etapowe, jest spełnieniem marzeń i znaczy bardzo wiele. Zyskał wielki szacunek w oczach tifosi i ugruntował swoje nazwisko w zawodowym peletonie. Obserwowanie rozwoju jego kariery będzie bardzo interesujące.

Poprzedni artykułRideLondon Classique 2023: Trzy Polki na starcie
Następny artykułTour of Estonia 2023: Paterski tuż za czołową trójką, Fortin najlepszy
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments