fot. Kamil Gradek/Facebook

Kamil Gradek rozpoczął przygotowania do drugiego sezonu w barwach drużyny Bahrain-Victorious, z którą ma ważny kontrakt do końca 2024 roku. Właśnie kończy zgrupowanie w Altei, a po Nowym Roku poleci do Australii na wyścig Tour Down Under. To dobry moment, aby porozmawiać z 32-letnim Polakiem o znalezieniu sobie miejsca w jednej z najlepszych drużyn na świecie.

Jak podsumujesz swój pierwszy sezon w drużynie Bahrain-Victorious?

Ogólny rozrachunek jest jak najbardziej na plus, chociaż miałem wzloty i upadki. Podpisałem kontrakt na kolejne dwa lata, więc to świadczy o tym, że widzą we mnie potencjał i że dobrze się dogadujemy. Sezon 2022 nie ułożył się w pełni tak, jakbym chciał. Przez kontuzję żeber musiałem wcześniej zakończyć kampanię wiosennych klasyków, a później przez trzy tygodnie nie wsiadałem na rower. Z drugiej strony startując w Tour de France spełniłem swoje kolarskie marzenie.

Sezon zakończyłeś dość wcześnie, bo już pod koniec sierpnia w wyścigu Bretagne Classic. Taki był plan?

Tego wyścigu nie ukończyłem, bo nie czułem się zbyt dobrze z powodu takiej – można powiedzieć – małej choroby. Później jako drużyna nie mieliśmy zbyt wielu wyścigów w kalendarzu, więc postanowiliśmy, że ten sezon zakończy się dla mnie wcześniej. Nie było sensu go przeciągać, a mnie to odpowiadało, bo w tym roku dużo się u mnie działo. Cieszę się, że miałem czas, żeby ochłonąć, poukładać sobie wszystko w głowie i teraz rozpocząć przygotowania do nowego sezonu.

Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy Tour de France. To przecież kolarski parnas, impreza, o której marzy każdy kolarz. Jakie są twoje wrażenia?

Na pewno w pierwszym tygodniu wyczuwa się ogromną presję, bo jednak jest to najważniejszy wyścig na świecie i wszyscy się do niego przygotowują. Myślę, że ten ogromny ciężar powoduje, że kolarze zachowują się w peletonie jakoś tak nienaturalnie i na pewno jest to przyczyną wielu kraks. Ten pierwszy tydzień był dla mnie czymś zupełnie nowym i trzeba było odnaleźć się w tej sytuacji. Później się zaadaptowałem i wyścig mijał pomyślnie. Momentem, który najbardziej zapadł mi w pamięć był przejazd przez Pola Elizejskie. Przejechanie przez linię mety to było coś. Wszyscy moi koledzy, którym udało się tego dokonać wcześniej, mówili, że to jest coś niesamowitego. Teraz mogę to potwierdzić – było to bardzo emocjonujące.

Co wówczas czułeś?

Czułem satysfakcję, spełnienie i miałem taką myśl, że jestem w miejscu, o którym marzy każdy, to zaczyna przygodę z kolarstwem. Tour de France jest wyjątkowym wyścigiem, o którym słyszał każdy – nawet ten, kto nie interesuje się zbytnio kolarstwem. Po mecie odetchnąłem z ulgą i byłem szczęśliwy.

Jak wygląda celebrowanie mety Tour de France w drużynie?

Każda ekipa organizuje po Tour de France nieco bardziej uroczystą kolacje. To jest taka tradycja, że trzeba się jakoś pożegnać z tym wyścigiem. My również takie coś mieliśmy. Posiedzieliśmy, porozmawialiśmy, mogliśmy zjeść coś innego niż makaron i napić się lampki wina. Spędziłem miły wieczór w Paryżu, a następnego dnia wróciłem do domu. Jeszcze wcześniej, w autobusie, panuje taka inna atmosfera – czuć swoiste święto, kolarzy odwiedzają rodziny. To jest coś fajnego, czego nie ma raczej w innych wyścigach.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Kamil Gradek (@kamil_gradek)

Nauczyłeś się czegoś nowego w drużynie Bahrain-Victorious?

Jest dużo rzeczy, z którymi wcześniej nie miałem styczności. Może powinienem zacząć od zmiany trenera, bo wraz z przyjściem do drużyny Bahrain-Victorious po dziesięciu latach rozstałem się z moim trenerem. To była dla mnie duża zmiana, bo po tak długim okresie współpracy była nuta niepewności, ale myślę, że ostatecznie dotarliśmy się z nowym trenerem. Tutaj kładzie się również duży nacisk na żywienie, mamy tzw. kitchen truck, gdzie kucharze przygotowują posiłki, a na najważniejszych wyścigach w sezonie jest z nami dietetyk. Wcześniej nie miałem z czymś takim do czynienia. Świadczy to o bardzo profesjonalnym podejściu i dbałości o każdy szczegół.

Chciałbyś pewnego dnia wystartować na Vuelcie?

To jeden z moich celów w karierze. Kiedyś założyłem sobie, że chcę wystartować w trzech wielkich tourach oraz zaliczyć wyścigi, w których nie startowałem do tej pory, jak na przykład monumenty. Kariery jeszcze nie kończę, więc mam nadzieję, że się uda (śmiech).

Łatwiej ci przygotowywać się do kolejnego sezonu, gdy wiesz, że nie musisz martwić się o to, gdzie będziesz jeździł przez dwa kolejne lata? Wydaje się, że tymczasem znalazłeś swoją przestrzeń w World Tourze i nie musisz się przepychać o pozycję.   

Jest dokładnie tak, jak powiedziałaś. Mam teraz większy luz i to może korzystnie przełożyć się na przygotowania. Duża presja jest niedobra, bo wiadomo, że czasami jest tak, że jak się za bardzo czegoś chce, to wówczas nie wychodzi nic.

Skład Bahrain-Victorious daje wam możliwość walki o zwycięstwo praktycznie w każdym wyścigu. Jakie są nastroje w ekipie przed sezonem 2023?

Nastawienie jest bojowe, bo poprzedni sezon nie był zły, ale też nie był taki, jaki chcieliśmy. Już na początku sezonu straciliśmy Sonny’ego Colbrelli, który mógł wygrać dla nas sporo wyścigów. Z drugiej strony zwycięstw też było sporo, jak chociażby triumf Mateja [Mohoriča], który wygrał Mediolan-San Remo. Jednak jest niedosyt, więc każdy jest głodny ścigania i myślę, że nadchodzący sezon będzie dla nas dobry.

Z Filipem Maciejukiem i Michałem Gołasiem stworzyliście „polską mafię” w drużynie Bahrain-Victorious?

W sumie mamy w ekipie pięciu Polaków, bo są jeszcze mechanik Bartek Matysiak i [dr] Piotr Kosielski, więc oczywiście czasami sobie usiądziemy i porozmawiamy. Z Filipem mam dobry kontrakt, a jeśli chodzi o Michała, to akurat tak się składa, że na tym zgrupowaniu jeździ za moją grupą treningową w samochodzie, więc widujemy się na co dzień. Z Filipem trochę się mijamy, bo jest w innej grupie, ale gdzieś tam po południu zawsze znajdziemy czas na wspólną kawkę. Miło jest porozmawiać po polsku i w swoim gronie.

Pierwsze zgrupowanie przed nowym sezonem przebiegło dla ciebie pomyślnie? 

Tak, było fajnie i udało się zrobić sporo kilometrów. Mieliśmy robione różne testy, badania lekarskie (między innymi EKG i echo serca). Wyniki mam dobre i jestem gotowy do kolejnego sezonu.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Kamil Gradek (@kamil_gradek)

Czego tobie życzyć na sezon 2023?

Żebym uniknął chorób i kontuzji. Jeśli tak będzie, to nie mam wątpliwości, że sezon będzie dobry. Najważniejsze jest zdrowie. Jestem w drużynie po to, aby pomagać innym, wspierać moich liderów i to będzie dla mnie najważniejsze. Pewnie wystartuję w MP, w jeździe na czas i może także w wyścigu ze startu wspólnego – może w tej imprezie uda się powalczyć o coś na własne konto. Chciałbym również wystartować w jakimś wielkim tourze i monumencie.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułJonas Vingegaard: „Myślę, że trasa TDF 2023 pasuje mi lepiej niż Pogačarowi”
Następny artykułNaszosowa zapowiedź sezonu 2023: Q36.5 oraz Tudor (Pro Cycling Team)
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments