Fot. Lang Team

Czas, to w wyścigu sprawa zasadnicza. Sekundy robią na mecie różnicę i definiują zwycięzcę. Dla mnie czas liczy się bardziej w minutach. I tak się składa, że 30 minut, ma szczególne znaczenie.

Z mojego punktu widzenia wyścig zaczyna się jakieś 30 minut i 50 metrów przed startem, a kończy jakieś 30 minut przed i 50 metrów za metą. Bo nasz samochód z żółtą kropką i zielonym numerem z literką M rusza 30 minut przed peletonem. Można więc przyjechać na start, trochę się tam pokręcić, porozmawiać z innymi dziennikarzami, z organizatorami, z masażystami i mechanikami ekip. Spotkać się z kibicami. Z kolarzami nie zawsze.

Szczególnie teraz, kiedy wciąż obowiązują ograniczenia, nie pojawiają się oni na starcie zbyt wcześnie. Więc 30 minut przed peletonem ruszamy i widzimy prawie gotowych kibiców przy trasie. Prawie, bo na kolarzy poczekają jeszcze pewnie z godzinę. Jednak zwykle są już poustawiani, niektóre miejsca są przystrojone flagami, napisami i – to piękne – nikt nie stoi sam.

Dzisiaj widziałam samotnego pana z flagą, który stał przy przystanku PKS, ale jak podjechaliśmy bliżej zauważyłam towarzyszącą mu grupkę kobiet, które w oczekiwaniu na przejazd wyścigu przysiadły wokół kapliczki. W innym miejscu stały już ustawione na niewielkim wzniesieniu, przodem do trasy, krzesła. Dwa krzesła. Zwykle jednak jest cała grupa kibiców. Czasem już całkiem gotowa. Na drugim etapie, w Łukowej, dowiedziałam się od grupy kibiców, co to jest dunajowanie i nawet mogłam posłuchać jak brzmi. To rodzaj kolędowania z życzeniami dla panien, żeby szczęśliwie wyszły za mąż. Przy okazji Tour de Pologne mieszkańcy Łukowej świętowali wpisanie ich zwyczaju na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Fot. Tur de Tur

Na finiszu, za linią mety, emocji też to co niemiara. Kolarze przyjadą wprawdzie dopiero za jakieś pół godziny, ale masażyści i inni członkowie ekip są już na miejscu. Czekają, patrzą na telebim, umawiają się na wspólny wieczór, gromadzą według całkiem innych niż przynależność grupowa kryteriów. Tu na przykład stoją Włosi. Jeden z Team Bike Exchange, drugi z Trek Segafredo, trzeci z Bahrain Victorious. Śmieją się, wspominają, rozmawiają o trasie. Finisz na wszystkich robi wrażenie – ten podjazd wygląda naprawdę imponująco.

Nagle poruszenie – początkowo nie rozumiem dlaczego wszyscy zaczynają fotografować mężczyznę, który właśnie wszedł między nas, a dokładnie kartkę, którą trzyma przed sobą. A! To spis numerów kolarzy, którzy zostaną poddani kontroli antydopingowej. Potem grupki się rozsypują, bo pojawiają się zawodnicy – zwycięzca, za nim reszta. Ja też odrywam się od obserwacji, biegnę kręcić wywiady. Dziś Maciek Paterski, Piotrek Brożyna i Tomek Marczyński.

Fot. Tur de Tur

Zjeżdżając do autokarów kolarze żartują, że przydałyby im się latarki. Rzeczywiście, zrobił się już wieczór, a profesjonalne rowery nie mają światełek. Ale to nic. Do hotelu niedaleko, najwyżej 30 minut…

Poprzedni artykułOrlen Tour de Pologne Amatorów: Prawie 2000 zawodników walczyło w Arłamowie!
Następny artykułTour de Pologne 2021: Relacja na żywo z trzeciego etapu
Lubię szukać głębszego sensu w codziennych wydarzeniach. Bardzo chętnie w kolarstwie, a raczej w jego okolicach. Uwielbiam dzielić się tym, co tam odkryję. Na co dzień współpracuję z organizacjami pozarządowymi przy różnego rodzaju projektach społecznych. Tam szukam tego samego.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments