Sprzedawcy rowerów w Australii mówią, że „dwa kółka” stały się podczas kwarantanny nowym papierem toaletowym. Początkowo obawiali się, że znacząco spadną ich dochody i będą musieli zwalniać pracowników, ale teraz notują wzrosty.
– Jesteśmy nowym papierem toaletowym i każdy chce mieć swój kawałek. Nie nadążamy ze sprzedażą. Dosłownie: telefon dzwoni non-stop
– mówi australijskiej edycji dziennika „The Guardian” Grant Kaplan, menedżer marki Giant w Sydney.
Gdy w Australii wprowadzono społeczną kwarantannę, by zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa, sklepy rowerowe, takie jak ten Seana Marshalla w Sydney, obawiały się znaczących spadków sprzedaży, a co za tym idzie konieczności zwalniania pracowników. Jednak stało się zupełnie odwrotnie – Marshall ma teraz zbyt mały zespół, który jeszcze dodatkowo musiał zaprzestać udzielania usług serwisowych, ponieważ zbyt dużo czasu pochłania mu obsługiwanie klientów kupujących rowery.
– Rodziny obawiają się chodzenia gdziekolwiek jako formy aktywności fizycznej. Dzieci mają szkołę w domu, a gdy pójdziesz na boisko jest tam dużo ludzi albo nie możesz w ogóle tam pójść. Jeżdżąc na rowerze możesz ćwiczyć i jednocześnie dystansować się od innych ludzi
– dodaje Nathan Ziino, jeden z menadżerów sklepu bikeNOW w Sydney.
Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego Australijczycy masowo zaczęli kupować „dwa kółka”.
– Ludzie mówią nam, że myśleli o tym dawno, ale teraz nadarzyły się ku temu idealne okoliczności: mają więcej czasu, siłownie są zamknięte, baseny także, więc dlaczego nie pójść na rower?
– mówi Marshall.
Organizacja Bicycle Network, reprezentująca interesy kolarzy, nawołuje do przekształcenia niektórych dróg w ścieżki dla rowerów, przywołując dane pokazujące znaczący spadek ruchu transportu publicznego i wzrost ruchu rowerowego – na jednej ze ścieżek w Melbourne aż o 79 proc.
Z kolei bardziej wprawieni kolarze amatorzy w dwóch pierwszych tygodniach kwarantanny wykupili ze sklepu bikeNOW trenażery smart, za pomocą których można podłączyć się do takich aplikacji jak Zwift i uczestniczyć w wirtualnych treningach lub wyścigach. Niektórzy zdecydowali się na taki ruch, ponieważ nie można zbytnio oddalać się od domu, a więc zapakować roweru na dach samochodu i wybrać się na wyprawę.
Teraz problemem może być brak towaru, ponieważ fabryki Gianta są ulokowane w Tajwanie lub w Chinach i wstrzymały prace z powodu pandemii.
– Ten miecz ma dwa końce. Jest zbyt duży popyt i braki w dostawach
– kończy Kaplan.