Foto: ASO/ Pauline Ballet

Wielkie Toury to też zawsze wielkie emocje. Oprócz rywalizacji sportowej samej w sobie, bardzo duże znaczenie mają też trasy poszczególnych wyścigów, które przez wiele tygodni są omawiane przez kibiców na całym świecie. W ciągu ostatnich kilku tygodni zastanawialiśmy się więc czy istnieje idealna trasa Wielkiego Touru, w pełni wyważona i odpowiadająca wymaganiom zarówno zawodników, jak i fanów?

Kolarstwo jest jednym z najbardziej specyficznych sportów na świecie. Poza rywalizacją samą w sobie niezwykle istotne jest też to, gdzie ta rywalizacja będzie się odbywać. Idealnym tego przykładem jest prezentacja trasy Tour de France, która co roku w październiku jest jednym z najważniejszych kolarskich wydarzeń. Teraz proszę sobie przypomnieć jak wiele zachwytów można było usłyszeć po opublikowaniu informacji o planowanym finiszu etapu na Col du Tourmalet podczas tegorocznej Wielkiej Pętli. Niby nic, a jak istotne!

Jak już wspomniałem, głównie po zakończeniu Tour de France zastanawialiśmy się nad ewentualną „idealną trasą” Wielkiego Touru. Zasadniczo zbudowanie jej nie jest jednak takie łatwe. Głównie wiemy bowiem czego taka trasa mieć nie powinna, a nie co mieć musi. Dobrze, więc po kolei.

Przede wszystkim tegoroczne Giro d’Italia i zeszłoroczne Tour de France pokazały, że zupełnie nietrafionym pomysłem jest całkowite przeznaczenie pierwszego tygodnia rywalizacji na etapy płaskie i czasówki wszelkiej maści. W ten sposób najważniejsze persony w wyścigu przez 9 dni jadą uważnie, ale nie wychylają nosa poza peleton, przez co rywalizacja jest wręcz przewidywalna. Dodatkowo, z punktu widzenia znakomitego górala, najwyższa forma powinna przyjść dopiero na ostatnie 8, może 10 etapów.

Drugą sprawą jest konieczność organizacji długiej i płaskiej czasówki, która idealnie podpasuje typowym specjalistom od tej części kolarskiego rzemiosła. W ten sposób szansę wykazania się otrzyma każdy, a zawodnicy walczący o jak najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej będą musieli mocno się spiąć, by nie stracić zbyt wiele czasu do czasowców umiejących solidnie jeździć po górach.

Punkt numer 3 to umiar w lokowaniu etapów górskich. Wielokrotnie już się przekonaliśmy, iż przesyt najtrudniejszych podjazdów nie rusza dodatkowo wyścigu, ale wręcz go betonuje. Po 1 nikt nie chce bowiem podjąć ryzyka przed kolejnymi górami, a po drugie, skoro nikt nie ma sił, to kto ma atakować?

W tym miejscu czas przedstawić to, co stało się wynikiem konsensusu co najmniej kilkunastu osób rozmawiających o Wielkich Tourach. Zacznijmy więc.

Pierwszy tydzień

Tutaj warto spojrzeć na to, jak budowano trasę Tour de France około 10 lat temu. Uważamy bowiem, że w ciągu pierwszych 9 dni ścigania, musi pojawić się już porządny wjazd w góry. Najlepiej, jakby etapy numer 7,8 i 9 rozgrywane już były (nawiązując do TdF) w umownych Pirenejach lub Alpach. Dodatkowo najlepiej, aby dwa ze wspomnianych odcinków kończyły się podjazdami. Jeśli chodzi o wcześniejsze dni, warto jeden z nich spędzić w terenie nieco pagórkowatym – najlepiej odpowiada temu etap nr 4, przy czym kolejne 2 dni powinny stać pod znakiem sprinterskich pojedynków. Jeśli chodzi o początek imprezy, warto rozważyć organizację prologu otwierającego rywalizację, lub drużynowej czasówki.

Drugi tydzień

Tutaj przychodzi czas na 6 dni przeplatających absolutnie wszystko. Coś dla siebie powinni dostać zarówno sprinterzy, jak i uciekinierzy oraz górale. Ci ostatni powinni dostać jeden etap dla siebie, najlepiej kończący się podjazdem, choć nie aż tak trudnym, jak w głównych pasmach górskich. Oprócz tego warto też zmieścić tam co najmniej 2 etapy pagórkowate, które pasowałyby zarówno harcownikom, jak i tym walczącym o wysokie miejsce w generalce (chodzi tu o odcinki podobne do tych do Mende czy Saint-Etienne).

Trzeci tydzień

Hulaj dusza, piekła nie ma. Czas na wizytę w drugim z głównych pasm górskich, gdzie spędzi się 3 dni. Wcześniej jednak, po dniu przerwy, warto zahaczyć o teren pagórkowaty, pasujący uciekinierom (idealnym przykładem jest odcinek do Gap). Jeśli chodzi już o góry same w sobie, warto zadziałać podobnie jak w przypadku końcówki pierwszego tygodnia – 2 odcinki powinny skończyć się podjazdem, a jeden zjazdem. Etap nr 20 powinien być za to tym, co tygryski lubią najbardziej – długą, płaską czasówką, która ostatecznie wyjaśni losy klasyfikacji generalnej. Na koniec ostatnią szansę powinni za to otrzymać sprinterzy.

Nasz plan Idealnego Wielkiego Touru

  1. płasko
  2. drużynówka
  3. płasko z niespodzianką (np. bruki)
  4. niewielkie pagórki
  5. płasko
  6. płasko
  7. wysokie góry
  8. wysokie góry
  9. wysokie góry

DZIEŃ PRZERWY

  1. płasko
  2. pagórki
  3. płasko
  4. góry/wysokie góry
  5. płasko
  6. pagórki

DZIEŃ PRZERWY

  1. pagórki
  2. wysokie góry
  3. wysokie góry
  4. wysokie góry
  5. indywidualna czasówka
  6. płasko
Poprzedni artykułBjorg Lambrecht spoczął w Knesselare
Następny artykułJonas Koch zostaje w CCC Team
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments