Przed laty miałem przyjemność poznać osobiście Profesora Bartoszewskiego, który niejednokrotnie powtarzał swoje słynne credo: „Prawda nie leży pośrodku. Prawda leży tam, gdzie leży”. Tak też jest z próbą odpowiedzi na tytułowe pytanie; w tym względzie też nie ma jednej, nadanej raz na zawsze wszystkim „prawdy”.

I o ile kolarze zawodowcy nie mają w tym względzie większych rozterek, to wśród kolarzy – amatorów rzecz nie jest już tak jednoznaczna i każdy uzasadniać może golenie nóg lub jego brak na własną rękę. A pozostali nie szukają uzasadnień i po prostu nogi golą – bo tak robią „wszyscy”.

Przedstawiam kilka najczęściej podawanych argumentów w tym względzie; nie oceniam ich, po prostu podaję takie, z jakimi zetknąłem się będąc jednym z wyżej wymienionych kolarzy – amatorów.

Dlaczego kolarze golą nogi; wersja oficjalna i wersja mniej oficjalna.

Faktem jest, iż nogi są podstawowym „narzędziem” zawodnika, należy więc o nie dbać. A jak dbać – to i czasem masować, rolować, wcierać, wycierać, nacierać i przecierać. A wszystko to łatwiej przeprowadzić na gładkiej nodze. Samo wcieranie w nogi różnych maści, balsamów; jasne jest, że noga ogolona i lepiej chłonie.

Kraksy

Cóż; to bardzo nielubiana część kolarskiego rzemiosła, ale niestety całkowicie wkalkulowana w uprawianie tego sportu. Ich efekty są oczywiste: poobijanie, zdarcia naskórka, „szlify”, obicia i opuchnięcia (rzadziej rozcięcia) – to codzienność kolarstwa. Najczęstsze są oczywiście klasyczne szlify, piszące na kolanach, piszczelach i łokciach odrębną wersję kolarskiego palmares, które powstają po grzmotnięciu o asfalt przy większej prędkości – starty naskórek dokucza koncertowo, wstajemy rano z prześcieradłem, ale właśnie wtedy wszystkie zabiegi pielęgnacyjne łatwiej przeprowadzić jest na ogolonej nodze. Prosty przykład – zdjęcie opatrunku nogi ogolonej i nieogolonej – zrywanie plastrów wraz z włosami dodaje plus 15 w odczuciu bólu. Jasne jest też, że gdy nastąpi konieczność założenia szwów, to te także łatwiej i mniej inwazyjnie jest założyć na skórę, pozbawioną owłosienia. Poraniona skóra także inaczej się goi, gdy w ranę nie wrasta owłosienie.

Masażyści

To rzecz jasna dotyczy zawodowców, ale przecież i wielu amatorów korzysta z usług masażu nóg. Masażysta nie chce przedzierać się przez gęstwinę, tylko pracować na gładkiej skórze. Oczywiste.

Złe warunki pogodowe na drodze 

Rzadziej zimą, bo jeździ się na „długo”, ale wiosną, latem i jesienią, gdy jeździmy w krótkich spodenkach często przy gorszych warunkach do nóg przykleja się wszystko, co możliwe. Błoto, wklejające się we włosy na nogach powoduje oszałamiający efekt estetyczny; wygląda to jak na wole, któremu kłaki sklejają wieloletnie kołtuny.

Upały

Ogolone nogi sprawiają wrażenie, że jest w nie chłodniej.

Prezencja

Niegolone nogi w kolarskich spodenkach wyglądają komicznie, zwłaszcza gdy część włosów „przenika” przez cienki materiał. Koszmar.

Wyniki

Wśród zawodowców niejednokrotnie zbadano – w tunelu aerodynamicznym – że bez owłosienia jeździ się odrobinkę szybciej. Gdy trwa walka na trasie 260 km ze średnią 46 km/h każdy nadprogramowy gram ma znaczenie. Naprawdę.

Wersja także prawdziwa, ale w innym wydaniu.

Identyfikacja. Wizerunkowe „wejście” do grupy. Uznanie i akceptacja środowiska. W mojej ocenie warstwa psychologiczna u kolarzy – amatorów ma znaczenie fundamentalne. Chodzi o nic innego jak zwykłe UTOŻSAMIANIE się z grupą. Widząc irokeza i glany z dość dużym prawdopodobieństwem zakładać można, że mamy do czynienia z kulturą punkową (nie przepadam za określeniem „subkultura”, jest pejoratywne z samej natury), widząc skórę, koszulkę Slayera i długie włosy możemy zakładać, że mamy do czynienia z kulturą metalowców, a widząc różowe tipsy, tlenione włosy, mini i ochy na widok BMW możemy zakładać, że mamy do czynienia z … skończcie sobie sami.

To samo dotyczy braci kolarskiej. Ogolone nogi to nic innego, jak glany. Jak skórzana ramoneska. Jak różow…. nie. Nie jak różowe tipsy. To utożsamianie się z grupą, do której należymy / chcemy należeć. Kolarze zawodowi golą nogi – golę i ja.

To proste, jak przed laty lotniska na głowach fanów Depeche Mode.

Czasami zawodnicy tak rozpoczynają kolejny etap. To twardziele, z takich powodów, jak szlify, nie schodzi się z roweru. Wyobraźcie sobie, jaką przyjemnością byłoby teraz odklejenie kilograma plastrów z owłosionej nogi…

Poprzedni artykułDylan van Baarle: „mój atak nie był w naszym planie”
Następny artykułVuelta a San Juan 2019: porażka peletonu, Nicolas Tivani zwycięski!
"Master of disaster" Z wykształcenia operator saturatora; brak możliwości pracy w wyuczonym zawodzie rekompensuję jeżdżąc rowerem i amatorsko się ścigając, bardzo lubię też o tym pisać. Rytm tygodnia, miesiąca i roku wyznacza mi rower. Lubię się ścigać, i gdy jakiś wyścig mi nie wyjdzie, to wśród kolegów-kolarzy mówię, że jestem redaktorem sportowym, a gdy jakiś tekst mi nie wyjdzie, wśród redaktorów mówię, że jestem kolarzem-amatorem. I tylko do teraz nie rozgryzłem, czy bardziej lubię się ścigać, czy też pisać o tym, dlatego nadal zamierzam czynić i jedno i drugie, póki starczy sił.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments