Słowak z charakterystycznym dla siebie luzem, mniej lub bardziej udawanym, udzielił wywiadu portalowi Velo News, w którym podsumował sezon w tęczowej koszulce i ocenił szanse swoje oraz rywali w niedzielnym wyścigu o mistrzostwo świata.
Dziś nikt już nie pamięta, że w sezonie 2015 Peter Sagan „kolekcjonował” drugie miejsca. Zwycięstwo na mistrzostwach świata w amerykańskim Richmond było przełomowym momentem jego kariery, ponieważ dało początek wielu wartościowym i odniesionym w znakomitym stylu zwycięstwom.
W 2016 roku wygrał między innymi Tour of Flanders, Gandawa-Wevelgem, trzy etapy na Tour de France oraz mistrzostwo Europy. W niemal wszystkich wyścigach, w których startował jechał w czołówce, kasował ucieczki, kontrolował peleton i liczył się w walce o zwycięstwo. Na wielu finiszach pojawiał się jakby znikąd, zmuszając rywali do oglądania jego pleców na kresce.
– Klątwa? Czy ona jest, czy jej nie ma zależy od tego, jak ułożą się gwiazdy. Każdy moment w tęczowej koszulce był dla mnie bardzo miły. Mam na koncie wiele wspaniałych zwycięstw, to był piękny rok – powiedział Peter Sagan.
Obrona tytułu mistrza świata zdarza się w kolarstwie bardzo rzadko. Ostatnio udało się to Włochowi Paolo Bettiniemu, który zdobył „tęczę” w 2006 i 2007 roku. W sumie, wydarzyło się to tylko pięciokrotnie.
– W tym wyścigu wszyscy są faworytami. Na takiej trasie musisz liczyć na szczęście. Ja nie potrafię przewidywać przyszłości. Zobaczymy, co się wydarzy, ale pewne jest to, że trzeba być w dobrej formie i mieć szczęście. Co mam do stracenia? Jaka presja? – pytał retorycznie i zarazem ironicznie Sagan.
Peter Sagan będzie miał do pomocy tylko dwóch zawodników z reprezentacji Słowacji – swojego brata Juraja oraz Michaela Kolara. Jednak, jak pokazały inne wygrane przez Sagana wyścigi, niekoniecznie zadziała to na jego niekorzyść, ponieważ potrafi on jak nikt inny wykorzystać koło rywali.