„Polski” Tour de France w tym roku wyjątkowo skromny, jedynie Sylwester Szmyd oszczędza siły tak jak może przed górami. W przeszłości też nie było lepiej, dwa dni w żółtej koszulce Lecha Piaseckiego, pamiętne etapowe zwycięstwo i 3 miejsce w generalce Zenona Jaskuły to niezbyt wiele jak na stuletnią historię wyścigu.

Ale, ale dawno dawno temu, kiedy kolarze jeszcze nie mieli karbonu i radio wyścigowe to była po prostu transmisja nawiedzonego komentatora dla narodu, syn polskiego emigranta Roger Walkowiak (ur. 2.03.1927) wyskoczył jak Filip z konopi i wygrał, tak wygrał Tour. Wygrał go przypadkowo i wręcz ku rozpaczy Francuzów, rozkochanych w swoich gwiazdach tamtych lat. Choć przeszedł do historii, dziś wspomina to bez sentymentów, nie zmieniło to jego życia na lepsze. Powiedzenie „zwyciężyć jak Walko” weszło do codziennego języka francuskiego jako coś niezasłużonego, przypadkowego, ślepy fart. Przez wiele lat rozgoryczony, nie chciał opowiadać o wyścigu

Ale my, powinniśmy chyba bardziej pamiętać Walkowiaka, skoro dziś mamy Perquisa i Obraniaka

Poniżej tłumaczenie obszernego wywiadu którego Walkowiak udzielił czasopismu „Bicycling”:

Byłeś ostatnim zawodnikiem dokoptowanym do jednej z najsłabszych ekip w 1956. Nie byłeś stawiany w roli potencjalnego zwycięzcy?

Tak, to prawda. To była najsłabsza drużyna wyścigu, a ja nawet nie byłem jej liderem. Ale byłem w dobrej formie, więc powiedziałem sobie: „Teraz! Trzeba coś spróbować”. Przyjechałem z pozytywnym nastawieniem, ale na pierwszych etapach miałem sporo pecha z wypadkami i defektami. Podczas 7 etapu po prostu nie mogłem zignorować ucieczki, i to było to. Przyjechaliśmy 18 minut przed grupą i przejąłem żółtą koszulkę.

Ale po 3 dniach ją straciłeś i ponownie odzyskałeś w ostatnim dniu w Alpach. Czy to było szczęście czy plan?

Taka była taktyka. Przy każdym ataku wszyscy moi koledzy z drużyny błyskawicznie tracili kontakt. Niue mogłem na nikogo liczyć. Ale wiedziałem, że mam dobre nogi i szanse później. Oddałem koszulkę, ale nie byłem zobowiązany kontrolować peletonu przez Pireneje i dalej aż do drugiego dnia przerwy. Ostatni wielki dzień w Alpach, wiedziałem jak sztywny jest środkowy odcinek Croix de Fer przez wieś 7 kilometrów przed szczytem. Tam zaatakowałem i po zjeździe miałem 2 minuty przewagi. Pozostawało jeszcze jednak 70km w dolinach z wiatrem w twarz. Mój dyrektor chciał abym poczekał na innych, ale powiedziałem „nie”. To był dzień, w którym odzyskałem koszulkę lidera.

Wygrałeś najważniejszy wyścig świata, pobiłeś rekord średniej prędkości, zrobiłeś to pomimo wielu przeciwności. Dlaczego nie zostałeś obwołany bohaterem?

Nie wiem. Czy to było dlatego, że mój ojciec był polskim emigrantem a moje nazwisko było tak niefrancuskie? To było ciężkie do zrozumienia. Ciężko jest wytłumaczyć jakie to uczucie. Jeszcze przed startem prasa była krytyczna. Ba nawet dyrektorzy sportowi byli sceptyczni. Wszyscy wydawali się zadawać sobie pytanie: „jak do tego mogło dojść?”. W trakcie wyścigu dochodziło do anormalnych sytuacji. Dzień po odzyskaniu koszulki lidera, miałem kraksę a grupa faworytów z Charlym Gaulem i Federico Bahamontesem zaatakowali. Po pozbieraniu się miałem 2 minuty straty i goniłem następne 2 godziny. A kiedy ich dogoniłem, co zrobili? Zaczęli atakować po kolei. Dało się odczuć złą atmosferę.

A dlaczego nigdy nie udało Ci się wygrać innego ważnego wyścigu, aby potwierdzić swoją klasę i zdobyć respekt prasy i kibiców?

Nigdy więcej nie byłem w takiej formie. To było okropne, ciężkie to zaakceptowania. Po zwycięstwie byłem dość mocno zobligowany do zajęć, które nie pozwoliły mi właściwie trenować do następnego sezonu. Zawsze było coś do zrobienia obok. Na dodatek w styczniu 1960 złamałem obojczyk i już nigdy nie odzyskałem odpowiedniej formy, z wolna traciłem determinacje.

Dlaczego, jak wielu mistrzów, nie szukałeś zatrudnienia w lepszej drużynie a po zakończeniu kariery nie pracowałeś przy organizacji Touru?

Potrzebowałem zdystansować się od kolarstwa. Kupiliśmy z żoną niewielką farmę owiec i poświęciłem się przy niej. Na początku lat siedemdziesiątych czasy były ciężkie, więc szukałem innej pracy. Wróciłem w końcu bo tej samej fabryki, w której zaczynałem jako praktykant.

Nigdy nie chciałeś stylu życia gwiazdy tak jak Louison Bobet, Raphael Geminiani, czy młody Jacques Anquetil?

Nigdy nie byłem jednym z nich. Geminiani i Bobet zawsze byli razem. Mieli swój własny klan a inni byli dla nich powietrzem. Z kolei Anquetil był zawsze miły dla mnie. Miał 18 lat, ale już status gwiazdy. A potem był tylko lepszy i lepszy. Ale brał też sporo pigułek. O tym się wtedy nie rozmawiało. Sporo ludzi brało, bo to przynosiło efekty. Anquetil przyjął mnóstwo krytyki. W każdym razie bardzo lubiłem. On też miał dla mnie szacunek.

Których dzisiejszych kolarzy lubisz?

Sylvain Chavanel. Wolę go od Thomasa Voecklera. Voeckler jest sprytny, ale Chavanel więcej atakuje. Kiedy się ścigałem było więcej ataków i ucieczek. Były momenty kiedy jechało 5 różnych grup, z których żadna nie była głównym peletonem. Teraz tak nie dzieje. Jest więcej kontroli, mniej mnie to interesuje. Uważam, że komunikacja radiowa nie jest dobra, kolarz musi sam wiedzieć kiedy zaatakować.

Czy nadal jeździsz?

Przeważnie jadę do miasteczka na moim starym rowerze pocztowym. To bardzo dobry rower to załatwiania codziennych spraw

Zważywszy ile trudności przyniosło Ci zwycięstwo w Tourze, czy zastanawiałeś się kiedyś czy nie lepiej byłoby nigdy go nie wygrać?

Hmm …jak Raphael Geminiani kiedyś powiedział, „chciałbym chociaż raz wygrać Tour de France.”

Rozmawialiśmy trochę o Tobie jako o kolarzu, ale im dłużej rozmawiamy tym bardziej twoje zwycięstwo brzmi niesamowite. Jakie były Twoje początki?

Zacząłem jeździć w moim rodzinnym mieście Montlucon pod koniec II wojny światowej. A zawodowcem zostałem, ponieważ nie mogłem po prostu znaleźć innej pracy. Nie poszedłem do liceum, ale do technikum metalurgii. W tym czasie zacząłem startować w lokalnych wyścigach. A było ich mnóstwo. Każda mieścina miała swój wyścig i małą fetę. Czasami rano łapałem pociąg czasami podjeżdżałem tam rowerem.

Po kilku latach jako praktykant, zacząłem pracę w fabryce, ale wkrótce zostałem wciągnięty do wojska, a kiedy wyszedłem z wojska, pracy w fabryce już nie było. Więc zacząłem się ścigać. Od razu osiągnąłem dobre wyniki i wypatrzyli mnie ludzie z małej grupy….jak oni się nazywali? Riva Sport! Tak to była mała regionalna ekipa Riva Sports. Ale jeździłem z nimi tylko przez sezon. Potem podpisałem kontrakt z Gitane-Hutchinson.

A jak zainteresowałeś się kolarstwem? Dlaczego nie piłka nożna na przykład?

Całkiem zwyczajnie. Tam, gdzie mieszkałem mieliśmy mały plac dookoła, którego się ścigalismy, na jakimkolwiek rowerze. Pamiętam, że na początku miałem rower damski. Potem zacząłem z przyjacielem wypuszczać się poza miasto i trenować na małych 10-15km dystansach. Ale ciągle trwała wojna. Bylismy okupowani przez Niemców. Po wojnie, kiedy miałem może z 17 lat, mój kolega piekarz kupił a następnie chciał sprzedać rower kolarski. Więc go kupiłem. Nie pamietam producenta ani marki, ale pamiętam, że był szary z pomarańczowymi akcentami.

Pamiętasz kiedy pierwszy raz widziałeś Tour de France?

Nie widziałem!! Słuchałem. Nie mieliśmy wtedy telewizji, więc słuchałem relacji w radio. Gdy miałem 14, 15 lat słuchałem relacji na okrągło, cały etap, dzień po dniu

W 1956, kiedy wygrałeś, jeździłeś już dla ekipy St. Raphael-Geminiani, ale Tour de France zdominowany był wówczas przez zespoły narodowe, a Wasza ekipa to był niewielki regionalny klub z północno-wschodniego regionu.

Tak, w tamtych czasach Tour należał do ekip narodowych, to było normalne. Tak więc najlepsi byli wybierani do drużyny krajowej, jeśli się do niej nie załapałeś to organizatorzy naprędce konstytuowali mniejsze ekipy i to był mój przypadek w 1956.

Powiedziałeś, że przed Tourem czułeś, że masz dobre nogi i szansę na dobry wynik. Jakie były tego przesłanki?

Ukończyłem Vueltę (wtedy rozgrywaną w maju) na dobrym miejscu. W tamtym wyścigu byłem częścią drużyny narodowej i naszym liderem był Gilbert Bauvin, którym potem skończył Tour zaraz za mną. Pamiętam jeden z górskich etapów po koniec Vuelty, kiedy nasz dyrektor poprosił mnie o wyjście na czoło wyścigu i robienie tempa dla Bauvina, aby mógł potem zaatakować. Ale kilka kilometrów dalej podjechał do mnie i powiedział „możesz już skończyć – odpiąłeś Bauvina!”

Po stracie koszulki lidera, wywalczyłeś ją ponownie a Alpach, ale walki było więcej niż etap, po którym ją odzyskałeś, prawda?

Kiedy wjechaliśmy w Alpy, wiedziałem, że to czas, aby wyłożyć karty na stół. Pierwszy wielki etap to był Gap-Turin. Były 4 podjazdy i za każdym razem znajdywałem się w czubie z faworytami: Charlym Gaulem i Stanem Ockersem. Na zjazdach inni nas dochodzili, ale na podjazdach odjeżdżaliśmy

Następnego dnia etap prowadził z Turin do Grenoble. Odjechałem, ale u stóp ostatniej góry był wypompowany. Gaul, Ockers i Włoch Nencini złapali mnie, ale miałem nad nimi sporą przewagę, więc wrzuciłem najlżejszy bieg, żeby pokonać ostatnią przeszkodę.

Ze wszystkich mistrzów Twoich czasów, który imponował Ci najbardziej?

Powiedziałbym, że Charly Gaul i Federico Bahamontes. Obaj byli klasą dla siebie. Problem Charlyego to był brak stabilizacji, Bahamontes miał jej więcej, ale słabo zjeżdżał.

A co z Louisonem Bobet?

Był być może ciut silniejszy niż pozostali, ale Bahamontes i Gaul zostawiali go na podjazdach. On zaś ich zawsze dochodził na zjazdach. Niewiele był finiszów na szczycie, więc mógł minimalizować swoje straty.

Wspomniałem trochę o dopingu, mówiąc, że większość kolarza brała coś, kiedy było to „opłacalne”. Co to było, środki amfetaminopodobne?

Tak, tak

W latach 50 były pierwsze eksperymenty z dopingiem. Czy kolarze o tym rozmawiali?

Tak, między sobą.

I co o tym sądziliście? Że jest to groźne dla zdrowia, czy po prostu rzecz od której nie ma ucieczki?

Niektórzy uważali, że jest konieczność, rutyna, ale inni starali się jechać jak najlepiej na czysto. Niektórzy zaś nie wiedzieli co i jak dużo biorą, sądzili, że wyniesie ich to na inny poziom.

Który kolarz, po Twoim odejściu od wyczynu, najbardziej Ci imponował?

Hmm …Belg …

Eddy Merckx?

Tak, on. Był niesamowity. Kiedy go rozdrażniłeś, mógł zmienić Twój wyścig w piekło.

Pamiętasz swoje zarobki jako kolarz?

10,000 starych franków francuskich miesięcznie.

Czyli mniej więcej $20 miesięcznie, podczas gdy średnia roczna płaca w USA wynosiła około $4500. Po zwycięstwie zarobiłeś więcej?

O tak wtedy zarobiłem 60000 franków.

Bartek (www.peloton.pl)

Poprzedni artykułSamuel Sanchez poza Tour de France (video)
Następny artykułZapowiedź 9 etapu Tour de France 2012 (video)
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments