Bartosz Huzarski„W tym roku na zakończenie sezonu bardzo ciężkie i ważne wyścigi, mówię tu oczywiście o Piemonte, Lombardii i wyścigach je poprzedzających. Kiedyś Lombardie mogłem sobie obejrzeć w telewizji, w tym roku sam brałem w niej udział, piękna sprawa być częścią tak pięknego wyścigu.

Na Piemonte miałem przejechać 100-110 km i się wycofać razem z Podgornym, my mieliśmy myśleć tylko o Lombardii. Najważniejsza i najcięższa góra Lombardii, kolarskie sanktuarium – Madonna del Ghisallo, to po tym podjeździe miałem być w pierwsze grupie i ewentualnie pomagać Viscontiemu jeśli będzie taka potrzeba, byłem i to mnie cieszy. Jeszcze niedawno miałem takie nogi, że chciałem się zapaść pod ziemię (np.:TdP), pewnie bym do tej góry nawet nie dojechał, ale są takie dni i takie wyścigi które mogły by trwać i trwać – wtedy kolarstwo jest piękne naprawdę cieszy.

Na Lombardii było ok., ale niestety do czasu, jakieś 30 km przed metą czyli gdy mieliśmy do pokonania ostatnie dwa podjazdy dopadły mnie takie kurcze (zapewne zmęczenie, zimno i stres), że już wtedy mocno się obawiałem co będzie. Ale nie chciałem się poddać, nie tu i teraz. Przedostatni podjazd zacząłem z samego czuba, nogi były mocne, tylko niestety narastały problemy z kurczami i to mnie wykończyło. Do szczytu w pierwszej grupie zabrakło mi 400 może 300 metrów, niby nie dużo ale gdy nie można stanąć w korby wcale nie jest fajnie. Przed ostatnią góra dogoniła mnie druga grupa, pojawił się Goły, zamieniliśmy kilka zdań i gdy zaczął się ostatni podjazd musiałem wręcz stanąć i rozprostować nogi, nie mogłem jechać, przegoniła mnie kolejna grupa kolarzy, wozy techniczne a ja dalej w miejscu. Ale puściło, po 2 może 3 minutach puściło i mogłem powoli kontynuować jazdę, nie chciałem zawracać, dojechałem tak daleko i nie chciałem tak skończyć sezonu tym bardziej że do mety pozostało może 4 km. Skończyłem tak jak skończyłem, ale cieszę się że potrafiłem jechać dobrze, mocno i równo, że byłem tam gdzie miałem być.

To mnie dodatkowo motywuje, sam sobie w duchu kilka razy udowodniłem że potrafię jechać z najlepszymi, że jest to możliwe nawet dla mnie. Jeśli będzie to można wykorzystać w przyszłym roku może będzie jeszcze lepiej. W tym roku to był po prostu nie ten poziom, nie te prędkości po płaskim i pod górkę, podjazdy z innej bajki rozgrywane zupełnie inaczej, jeśli uda się podnieść poziom, schudnąć jeszcze kilogram może półtorej powinno być o wiele lepiej.”

Źródło: www.huzarski.pl

Poprzedni artykułPrezydent UCI, Pat McQuaid gościł na Karaibach
Następny artykułAndalucia-Cajasur w Giro 2010?
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments