A.S.O. / Ashley & Jered Gruber / Tour de France 2023

Rozpoczynająca się już w najbliższą sobotę 111. edycja Tour de France posiada kilka wyraźnych dominant, jak historyczny Grand Depart na Półwyspie Apenińskim, pierwsza od 35 lat finałowa jazda indywidualna na czas w Nicei oraz wspinaczki na gigantyczne Col du Galibier i Cime de la Bonette. Przyglądając się jej nieco bliżej, kluczowe dla losów klasyfikacji generalnej wyścigu etapy można jednak mnożyć i mnożyć, a na najważniejszy ze szczytów, jakim jest najwyższy stopień podium, prowadzi wiele alternatywnych dróg. Na włoskich ściankach i szampańskich szutrach, alpejskich przełęczach i zapomnianych szosach Pirenejów, w podmuchach Mistralu czy z widokiem na swój własny apartament – tegoroczną Wielką Pętlę można zarówno wygrać, jak i przegrać na bardzo wiele różnych sposobów.

Jeszcze do niedawna wobec Tour de France można było mieć wiele zastrzeżeń. W porównaniu z Giro d’Italia czy Vueltą rysował się on jako najbardziej przewidywalny z wielkich tourów, a wydarzenia na jego trasie częściej realizowały cele biznesowe poszczególnych ekip, niż spełniały oczekiwania żądnych sportowego spektaklu widzów. Wyścigowi brakowało elementu chaosu, spontaniczności i entuzjazmu, z jakim kolarze zwykli rywalizować na szosach Półwyspu Iberyjskiego i Italii.

Kiedy jednak organizatorzy Giro z typowym dla Włochów brakiem umiaru sypali nam w oczy różowe konfetti, Wielka Pętla nieco poza zasięgiem radaru przechodziła cichą rewolucję, kreując zupełnie nową definicję wyścigu kompletnego. Zaowocowało to między innymi pozbyciem się niespecjalnie lubianych drużynówek, cięciem kilometrów jazdy indywidualnej na czas, radykalnym skróceniem długości górskich etapów, redukcją liczby finiszów zlokalizowanych na podjazdach i dużo luźniejszym podejściem do idei, że Tour de France powinien być pętlą. Wiatr zmian mocno uderzył również w sprinterów, których leniwe procesje wśród pól słoneczników jeszcze do niedawna regularnie towarzyszyły drzemkom w lipcowe popołudnia, podczas gdy dziś zmuszeni są oni wydzierać swoje szanse z rąk zachłannych harcowników.

Była to przemiana pod każdym względem udana, ponieważ wyznaczyła nowy standard i bardzo jasny kierunek, jednocześnie pozostawiając dość przestrzeni na dostosowanie następujących po sobie edycji wyścigu do tego, jakie figury zostaną ustawione na planszy. Ubiegłoroczny Tour de France był pod kątem samej trasy ekstremalnie górski, choć kluczem do jego rozstrzygnięcia ostatecznie okazała się mocno okrojona czasówka. Nadchodząca Wielka Pętla to bez wątpienia powrót do poszukiwania kolarza niezwykle wszechstronnego, choć myśl przewodnią stojącą za jej przebiegiem dość trudno uchwycić. Jest anachroniczna, zdecydowanie wzmacniając nacisk na jazdę indywidualną na czas, stawiając na długie i regularne podjazdy czy serwując aż 7 odcinków, których dystans oscyluje wokół lub przekracza 200 kilometrów. Ale bywa też ekscytująca i wpisuje się w najnowsze trendy, kiedy rozpoczyna się najbardziej pagórkowatym etapem w całej historii wyścigu, proponuje wojnę nerwów na szutrach czy wstawia olbrzymi Cime de la Bonette w sam środek zaledwie 145-kilometrowej trasy.

Melodia o odcinkach, którymi nie wygrywa się wyścigów, ale można je przegrać, w przeszłości stawała się refrenem wielu wielkich tourów. Wydaje się jednak, że to nie ten przypadek, a 111. edycja Tour de France wypełniona będzie walką o najwyższą stawkę od pierwszego do ostatniego dnia.

Trasa

Pierwszy w historii start wyścigu w Italii, najwyższa od dziesięciu lat liczba kilometrów pokonywanych przeciwko tykającemu zegarowi z finałową czasówką w Nicei i wspinaczka na gigantyczny Cime de la Bonette to kluczowe cechy, które wyróżniają 111. edycję Wielkiej Pętli.

Zagraniczny Grand Depart z reguły oznacza, że na pierwsze istotne w kontekście klasyfikacji generalnej rozstrzygnięcia trzeba długo czekać, jednak tym razem może być inaczej. Sami organizatorzy nazwali pierwszy etap najtrudniejszym otwarciem w historii Touru, a przewyższenie sięgające 3800 metrów istotnie tworzy okoliczności sprzyjające zyskaniu wczesnej przewagi nad rywalami.

Już czwartego dnia kolarze zmierzą się z Col du Galibier, a uwagę mediów od momentu prezentacji trasy przyciąga zaplanowany na ostatni weekend Cime de la Bonette (2802 m n.p.m.). W ciągu trzech tygodni rywalizacji peleton podjedzie między innymi pod Puy Mary, Col du Tourmalet, Pla d’Adet, Plateau de Beille, Col du Noyer, Col de la Colmiane i Col de la Couillole, a finiszem na wzniesieniu zakończonych zostanie 5 odcinków.

Sprinterzy ugrać mogą całkiem sporo, jednak połowa dedykowanych im etapów posiada jakiś haczyk, najczęściej wróżący problemy w postaci doborowego składu ucieczek dnia. Tym razem nie czeka ich też parada i finałowy sprint w Paryżu, dlatego trudno wykluczyć exodus zawodników tej specjalności tuż przed rozpoczęciem ostatniego tygodnia.

59 kilometrów przeciwko tykającemu zegarowi to najwięcej w ostatnich dziesięciu edycjach Wielkiej Pętli, a spośród dwóch etapów jazdy indywidualnej na czas uwagę przyciąga ten drugi. Nie tylko czasówka zwieńczy Tour de France po raz pierwszy od 35 lat (1989), ale rozegrana zostanie ona na bardzo wymagającej technicznie trasie pomiędzy Monako a Niceą, doskonale znanej wielu kluczowym zawodnikom.

Etap 1, 29 czerwca: Florencja > Rimini (206 km | 3821 m)

Czy ponad 3600 metrów przewyższenia to już górski etap? Na pewno charakteryzujące się najwyższą sumą przewyższenia otwarcie w całej historii Tour de France! W ramach pierwszego aktu włoskiego Grand Depart kolarze pokonają aż 206 kilometrów pomiędzy stolicą Toskanii a wybrzeżem Adriatyku, a przeprawie towarzyszyć będzie aż siedem kategoryzowanych podjazdów: Col de Valico Tre Faggi (12,5 km, śr. 5,1%), Cote des Forche (2,5 km, śr. 5,7%), Cote de Carnaio (10,5 km, śr. 4,6%), Cote de Barbotto (5,8 km, śr. 7,6%), Cote de San Leo (4,6 km, śr. 7,7%), Cote de Montemaggio (4,2 km, śr. 6,6%) i Cote de San Marino (7,1 km, śr. 4,6%). Szczyt ostatniego ze wzniesień od linii mety w Rimini dzieli 26,3 kilometra.

Przemianowanie Muri na Cotes trochę chrzęści w zębach. Poza tym można się jednak spodziewać, że znane z tras Tirreno-Adriatico i Giro d’Italia szosy prezentować się będą znakomicie po nałożeniu żółtego filtra, a walka “o coś” rozgorzeje już pierwszego dnia rozgrywania tegorocznego Touru.

Etap 2, 30 czerwca: Cesenatico > Bolonia (199,2 km | 1858 m)

Drugi dzień Wielkiej Pętli to start nad Adriatykiem i finisz w Bolonii, jednak trasa sprawnie omija antyczną Via Aemilia, która tak często doprowadza peleton Giro d’Italia do sprinterskich pojedynków w największych miastach regionu.

W niedzielę uczestnicy wyścigu pokonają 200 kilometrów, 1858 metrów przewyższenia i sześć kategoryzowanych wzniesień, z których większość zlokalizowana jest na finałowych 60 kilometrach trasy. Będą to kolejno Cote de Monticino (2,0 km, śr. 7,5%), Cote de Gallisterna (1,2 km, śr. 12,8%), Cote de Botteghino di Zocca (1,9 km, śr. 6,9%), Cote de Montecalvo (2,7 km, śr. 7,7%) i znany z Giro dell’Emilia, a tu pokonywany dwukrotnie Cote de San Luca (1,9 km, śr. 10,6%).

Szczyt finałowego podjazdu dzieli od mety w Bolonii 12,6 kilometra.

Etap 3, 1 lipca: Piacenza > Turyn (230,8 km | 1315 m)

W roku, kiedy Giro d’Italia nie kończy się w Mediolanie, a Wielka Pętla w Paryżu, to odwiedzany przez oba wyścigi Turyn aspiruje do miana kolarskiej stolicy sezonu 2024.

Najdłuższy, liczący aż 230,8 kilometra, etap tej edycji Tour de France tym razem omija okalające stolicę Piemontu pagórki, w związku z czym niemal na pewno zakończy się pojedynkiem sprinterów.

Etap 4, 2 lipca: Pinerolo > Valloire (139,6 km | 3852 m)

Najkrótsza droga z Pinerolo, gdzie rozpocznie się wtorkowy etap wyścigu, do Nicei liczy ok. 220 kilometrów. Nie na tym polega jednak Wielka Pętla, dlatego uczestnicy 111. edycji Tour de France już czwartego dnia przeprawią się przez Alpy, na trasie do Valloire pokonując 139,6 kilometra i 3852 metry przewyższenia.

Trzeba też w tym miejscu zaznaczyć, że nie będą to “jakieś Alpy”, ale ikoniczny Col du Galibier via Col du Lautaret (23 km, śr. 5,1%), na którego szczycie pierwszemu kolarzowi tradycyjnie przyznana zostanie premia Souvenir Henri Desgranges.

Zjazd z Galibier do Valloire liczy 18,9 kilometra.

Etap 5, 3 lipca: Saint-Jean-de-Maurienne > Saint Vulbas (177 km | 1124 m)

Startowa miejscowość Saint-Jean-de-Maurienne kojarzy się z potyczkami w górach, ale w środę peleton Touru trzymać się będzie rozległych, alpejskich dolin. W ramach 5. etapu kolarze pokonają 177 kilometrów i 1124 metry przewyższenia, a finisz w położonym nad Rodanem Saint Vulbas powinien należeć do sprinterów.

Etap 6, 4 lipca: Mâcon > Dijon (163,5 km | 874 m)

Pełen kulinarnych odniesień odcinek wśród “złocistych wzgórz” i najprawdopodobniej drugi z rzędu finisz z dużego peletonu. Pomiędzy Mâcon a Dijon peleton pokona 163 kilometry i 874 metry przewyższenia.

Etap 7 (ITT), 5 lipca: Nuits-Saint-Georges > Gevrey-Chambertin (25,3 km | 283 m)

Peleton pozostanie wśród winnic również w piątek, kiedy rozegrany zostanie pierwszy z dwóch etapów jazdy indywidualnej na czas tegorocznego Touru. Ten liczy 25,3 kilometra i określany jest jako bardziej płaski, ale pomiędzy punktami pomiaru czasu znajduje się jeden nieklasyfikowany podjazd.

Etap 8, 6 lipca: Semur-en-Auxois > Colombey-les-Deux-Eglises (183,4 km | 2302 m)

Czwarty potencjalny sprint pierwszego tygodnia rozgrywania Wielkiej Pętli, ale najmniej oczywisty, ponieważ rozsiane na trasie pomiędzy Semur-en-Auxois a Colombey-les-Deux-Eglises pagórki napełnią harcowników nadzieją.

Na odcinku, który liczy 183,4 kilometra i 2302 metry przewyższenia, znajduje się pięć górskich premii: Cote de Vitteaux (2,0 km, śr. 7,3%), Cote de Villy-en-Auxois (2,4 km, śr. 5,5%), Cote de Verrey-sous-Salmaise (2,9 km, śr. 6,0%), Cote de Sentenoge (1,1 km, śr. 8,1%) i Cote de Giey-sur-Aujon (1,2 km, śr. 8,4%).

Etap 9, 7 lipca: Troyes > Troyes (199 km | 2033 m)

Jeśli niedziela nie może być górska, to powinna być chociaż szutrowa? Czy raczej gravelowa, pardon my French. Tego dnia peleton 111. edycji Tour de France dotrze najdalej na północ, a więc w okolice (niegdyś) szampańskiego Troyes, a głównym punktem programu będzie właśnie 14 szutrowych sektorów (łącznie 32 km) rozmieszczonych na liczącej 199 kilometrów i 2033 metry przewyższenia trasie. Pierwsza część dystansu jest bardziej pagórkowata, w drugiej zagęszczenie nieutwardzonych odcinków rośnie, a sweet spot, w którym spotykają się wymagające nachylenie i nawierzchnia, znajduje się gdzieś w okolicy półmetka.

Trzymając się podstawowych schematów, powinien to być dzień dla ucieczki pełnej Alberto Bettiolów, chyba że Pogacar zbyt wiele razy usłyszał “now f— him” od Grishy Niermanna podczas seansu netfliksowego serialu.

Etap 10, 9 lipca: Orléans > Saint-Amand-Montrond (187,3 km | 874 m)

Po dniu przerwy Tour de France wraca z najbardziej płaskim etapem ze startu wspólnego, rozgrywanym w centralnej części kraju. Sama trasa, licząca 187 kilometrów i 874 metry przewyższenia, nie zapewnia wielu atrakcji, ale na wyeksponowanych szosach tego regionu potrafi dość silnie wiać.

Etap 11, 10 lipca: Évaux-les-Bains > Le Lioran (211 km | 4192 m)

Romans Wielkiej Pętli z wygasłymi wulkanami Masywu Centralnego trwa, choć w tym roku ograniczy się on tylko do jednego odcinka. W środę peleton zmierzy się z 4192 metrami przewyższenia skumulowanymi głównie w drugiej części liczącego 211 kilometrów dystansu, a clue programu stanowić będzie wspinaczka na Col de Neronne (3,8 km, śr. 9,1%), Puy Mary Pas de Peyrol (5,4 km, śr. 8,1%), Col de Pertus (4,4 km, śr. 7,9%) i Col de Font de Cere (3,3 km, śr. 5,8%). Szczyt ostatniego podjazdu dzieli od mety w Le Lioran 2,8 kilometra.

To jeden z ważniejszych etapów z perspektywy harcowników, chociaż nierównomierny rozkład akcentów nie ułatwi oderwania się właściwej grupy. Uciekinierów niepokoić będzie także fakt, że w krainie przeskalowanych i regularnych podjazdów, jaką jest tegoroczna edycja Touru, ten etap oferuje coś wyjątkowego liderom o odmiennych preferencjach.

Etap 12, 11 lipca: Aurillac > Villeneuve-sur-Lot (203,6 km | 2304 m)

203,6 kilometra pomiędzy Aurillac a Villeneuve-sur-Lot to festiwal zróżnicowanych krajobrazów, od pól słoneczników do zawieszonych na wapiennych klifach miast. To również teren tradycyjnego przeciągania liny pomiędzy ucieczką dnia a sprinterskimi teamami, w której akurat tutaj dość często górą bywają ci pierwsi.

Etap 13, 12 lipca: Agen > Pau (165,3 km | 1905 m)

Co dzieje się w Pau rzadko tam zostaje, ale etap tegorocznej Wielkiej Pętli z metą w stolicy Pirenejów Atlantyckich na papierze oferuje bardzo skompresowaną dawkę emocji. W piątek uczestnicy wyścigu pokonają 165,3 kilometra i 1905 metrów przewyższenia, a zlokalizowane w końcówce niewielkie podjazdy pod Cote de Blachon (1,5 km, śr. 6,9%) i Cote de Simacourbe (1,8 km, śr. 6,4%) pozwolą odczepić jedynie najsłabsze ogniwa.

Etap 14, 13 lipca: Pau > Pla d’Adet / Saint-Lary-Soulan (151,9 km | 4043 m)

Na trzeci weekend Wielkiej Pętli przypada blok górskich etapów w Pirenejach, który otworzy treściwy odcinek z Col du Tourmalet (19,0 km, śr. 7,4%), Hourquette d’Ancizan (8,2 km, śr. 5,1%) i Pla d’Adet (10,6 km, śr. 7,9%) w rolach głównych. Tego ostatniego polskim kibicom przypominać nie trzeba, jednak warto podkreślić, że to jeden z podjazdów którym liczby nie czynią należnej sprawiedliwości, To paskudna bestia, szczególnie w upalne dni – pirenejski odpowiednik Joux Plane.

W ramach 14. etapu kolarze pokonają 151,9 kilometra i 4043 metry przewyższenia.

Etap 15, 14 lipca: Loudenvielle > Plateau de Beille (197,7 km | 5043 m)

Na Dzień Bastylii przypada etap robiący wrażenie w kontekście samych liczb, ponieważ ponad 4800 metrów przewyższenia na dystansie 197,7 kilometra to bardzo wysoki wymiar kary, choć można mieć uwagi odnośnie przebiegu trasy. Dobra wiadomość jest taka, że w niedzielę uczestnicy Tour de France zmierzą się z trudniejszymi wariantami znanych pirenejskich podjazdów, takich jak Col de Peyresourde z Loudenvielle (6,9 km, śr. 7,8%), Col de Mente (9,3 km, śr. 9,1%), Col de Portet d’Aspet (4,3 km, śr. 9,6%), Col d’Agnes (10,0 km, śr. 8,2%) z poprawką na Port de Lers i finałowy Plateau de Beille (15,8 km, śr. 7,9%). Zła natomiast, że zarówno kaliber tego widowiska, jak i downtime pomiędzy Aspet, Agnes i Beille, może nieco popsuć zabawę.

Etap 16, 16 lipca: Gruissan > Nîmes (188,6 km | 1177 m)

Po ostatnim dniu przerwy uczestników wyścigu czeka przeważająco płaska przeprawa pomiędzy Masywem Centralnym a wybrzeżem, co oznacza, że może mocno powiać – w dodatku z dwóch różnych stron.

Pomiędzy Gruissan a Nîmes peleton pokona 188,6 kilometra i 1177 metrów przewyższenia.

Etap 17, 17 lipca: Saint-Paul-Trois-Châteaux > Superdévoluy (177,8 km | 3091 m)

Po zatoczeniu umownej pętli, tegoroczny Tour de France wróci w Alpy podczas 17. etapu, którego trasa jest 178-kilometrową wspinaczką o stale rosnącym stopniu trudności. 3000 metrów przewyższenia wskazuje na teren odpowiadający dużej ucieczce dnia, ale przedostatni Col du Noyer (7,5 km, śr. 8,4%) jest wystarczająco trudny, by wykazać się mogli również czołowi kolarze klasyfikacji generalnej.

Etap 18, 18 lipca: Gap > Barcelonnette (179,5 km | 3025 m)

Szkoła złamanych serc, był kiedyś taki serial, a umieszczenie ostatniego sprinterskiego etapu wyścigu w Alpach brzmi jak scenariusz jednego z odcinków. To prawdopodobnie jeden z tych dni, podczas których przez dziesiątki kilometrów nie może odjechać ucieczka, średnia prędkość bije kolejne rekordy, sprinterzy kłócą się z własnymi teamami, a zwycięstwo zależy od umiejętności pedałowania samą siłą woli.

Etap 19, 19 lipca: Embrun > Col de la Lombarde / Isola 2000 (145 km | 4462 m)

Na ostatni piątek przypada etap, który bezapelacyjnie wygrał nagłówki tuż po prezentacji 111. edycji Tour de France. Wszystko za sprawą potężnej dominanty, jaką jest znajdujący się w środkowej części trasy Cime de la Bonette (22,9 km, śr. 6,9%) – najwyżej położony z tegorocznych podjazdów (2802 m), ponieważ Wielka Pętla aktualnie wyżej wspiąć się nie może, choć kolejność wykonywania działań (najpierw tradycja, później matematyka) sprawia, że Souvenir Henri Desgranges przyznana tam nie będzie (Galibier).

Równie istotny jest dystans wynoszący tylko 145 kilometrów, oraz poprzedzający Bonette Col de Vars (18,8 km, śr. 5,7%) i finałowy Col de la Lombarde do stacji Isola 2000 (16,1 km, śr. 7,1%), za sprawą których suma przewyższenia przekroczy 4400 metrów. Jeśli jednak planować zasadzkę, to tylko długa wspinaczka na wysokość 2800 metrów może przywołać echa pamiętnego “I’m gone, I’m dead” z Col de la Loze.

Etap 20, 20 lipca: Nicea > Col de la Couillole (132,8 km | 4764 m)

Listę etapów ze startu wspólnego tegorocznego Touru otworzył odcinek wydarty z książki wyścigu Tirreno-Adriatico, a zamknie ją przeprawa inspirowana Paryż-Nicea – choć raz kolarze będą w stanie zasmakować obu w tym samym sezonie!

Na dystansie 132,8 kilometra peleton pokona cztery górskie premie, które złożą się na 4764 metry przewyższenia. Będą to kolejno malowniczy Col de Braus (10,0 km, śr. 6,6%), znany z Rajdu Monte Carlo Col de Turini (20,7 km, śr. 5,7%), Col de la Colmiane (7,5 km, śr. 7,1%) i Col de la Couillole (15,7 km, śr. 7,1%).

Etap 21 (ITT), 21 lipca: Monako > Nicea (33,7 km | 728 m)

Po raz pierwszy od 35 lat Wielką Pętlę zwieńczy etap jazdy indywidualnej na czas, rozgrywany na szosach doskonale znanych rezydentom Monako i Nicei. Podobnie jak przed laty w Wyścigu w stronę słońca, podczas zmagań z tykającym zegarem kolarze pokonają nieregularne La Turbie (8,1 km, śr. 5,6%) i Col d’Eze (1,6 km, śr. 8,1%) oraz techniczny zjazd, a w dystansie 33,7 kilometra zawiera się 728 metrów przewyższenia.

Wszystkie trudności umieszczone na trasie tej czasówki sprawiają, że w żadnych okolicznościach nie będzie to parada, a jeszcze przed rozpoczęciem 111. edycji Tour de France niebezpodstawnie można mieć nadzieję, że gra o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej toczyć się będzie do momentu, kiedy zegar zatrzyma się za ubranym w żółty kombinezon zawodnikiem.

Już w kolejnych dniach zapraszamy na kolejne zapowiedzi Tour de France 2024: między innymi faworytów klasyfikacji generalnej wyścigu i omówienie klasyfikacji pobocznych.

Poprzedni artykułTour de France 2024: Lista startowa wyścigu
Następny artykułRewanż – zapowiedź Wyścigu „Solidarności” i Olimpijczyków 2024
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
9 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Robert
Robert

Słowokwik.Tego nie da się czytać,”festiwal” słownych akrobacji.Zapiszcie Panią do kółka poetyckiego

Majkel Wantyrnałt.
Majkel Wantyrnałt.

Kto powiedział, że mniejsza liczba finiszów na podjazdach jest lepsza? Tyle bredzi się o bezpieczeństwie, a dorzuca się na koniec, na największym zmęczeniu, konieczność szaleńczej pogoni lub ucieczki, co stanowi przysporzenie niepotrzebnego ryzyka w tym już i tak ryzykownym sporcie.

Majkel Wantyrnałt.
Majkel Wantyrnałt.

Czy globalne ocieplenie już dotarło do Francji, czy nadal można liczyć na wypadnięcie najwyższych przełęczy przez leżący śnieg?

Piotr
Piotr

Faktycznie, trochę zbyt kwiecisty język, sztucznie to wyszło.
A traska w tym roku mega 🙂

Grzesiek
Grzesiek

@Robert
faktycznie lepsze są zapowiedzi pełne błędów ortograficznych, z błędną składnią albo artykuły zerznięte z anglojęzycznych portali.
W sumie po co czytać, wystarczy popatrzeć na mapki.

Lubię na tym portalu wywiady i właśnie zapowiedzi Oli.

Grzegorz
Grzegorz

Pani Olu dziękuję za zapowiedź! Te słowne urozmaicenia (i nawiązania różne „popkulturowe”) sprawiają, że ma się ochotę czytać takie zapowiedzi, a nie tylko spojrzeć na przekroje i ilości przewyższeń.

Tomasz
Tomasz

Pani Olu, proszę pisać, pisać, pisać! Kolarstwo tego bardzo potrzebuje – języka, opowieści. Pozdrawiam

Konrad
Konrad

Czapki z głów dla Autorki! Wszystkim Autorom i Autorkom dziękuję, Pani Aleksandrze dziękuję z niskim ukłonem. Bo w kolarstwie jest poezja.

Radosław
Radosław

Trasa w mojej opinii beznadziejna. Pierwszy naprawdę porządny etap dla klasyfikacji generalnej to dopiero dzień 14 (nie licząc wcześniejszej czasówki).
Wcześniej może i góry są ale na koniec zjazdy, nawet po 20 kilometrów. Po co!? Po to żeby było więcej kraks czy żeby zabić walkę w klasyfikacji generalnej?