fot. HRE Mazowsze Serce Polski / Mario Stiehl

W niedzielę, w Płocku, po raz trzeci z rzędu mistrzem Polski został Banaszek. Dwa lata po swoim pierwszym triumfie i rok po triumfie swojego kuzyna, koszulkę mistrza Polski po raz drugi zdobył Norbert Banaszek. Na mecie nie obyło się bez emocji – niestety także tych negatywnych.

Mistrzostwa Polski rządzą się swoimi prawami – ta stara kolarska prawda, o której wspominała podczas naszej rozmowy Dominika Włodarczyk, ujawniła się także podczas tegorocznego wyścigu mężczyzn. Mało było w tym roku zawodów, podczas których trudniej byłoby wskazać ucieczkę dnia. Na przestrzeni 250 kilometrów utworzyły się przynajmniej cztery poważne odjazdy, które szybko zyskiwały ponadminutową przewagę, by po chwili jeszcze szybciej ją stracić.

Jednak niezależnie od tego, jak byśmy tych odjazdów nie sklasyfikowali – w każdym z nich był przynajmniej jeden, a najczęściej kilku zawodników Mazowsze Serce Polski, którzy znów pełnili na krajowych mistrzostwach umowną funkcję gospodarzy. Mistrzostwa odbywały się na ich terenie, w Płocku – w województwie, które mieli w nazwie. Ich organizatorem był szef i założyciel grupy – Dariusz Banaszek, a biały napis „Mazowsze” na czerwonym tle – było widać w miasteczku wyścigu praktycznie na każdym kroku. Żadna z ekip nie przyjechała też na Bulwary Wiślane w tak mocnym zestawieniu – nawet walczący o miano ekipy numer jeden w kraju Voster.

Szczęście pokonanego

Na trasie było to widać – drużyna Banaszków brała udział w dosłownie każdej akcji, która oderwała się od peletonu – nie tylko tych dużych, ale także tych mogących być jedynie zalążkiem udanej ucieczki. Wzięła udział także w ostatniej akcji dnia. Niedługo po tym, jak na ostatnich kilometrach od peletonu oderwał się Łukasz Wiśniowski, do jego koła doskoczył bowiem… Alan Banaszek, którego wielu, w tym autor tego tekstu, spodziewał się ujrzeć kilka kilometrów później, w sprinterskim starciu ze Stanisławem Aniołkowskim. To właśnie on uchodzi bowiem za najszybszego kolarza swojej drużyny.

– To nie do końca tak. Ostatnio nie jestem już tak eksplozywny – raczej potrafię długo utrzymywać mocne tempo. Poza tym, bardzo długo byłem w ucieczce. Norbert był w odjeździe trochę krócej, więc uznaliśmy, że to on będzie finiszował. Zaplanowaliśmy, że rozprowadzimy dziś jego, a ja będę próbował zaskoczyć peleton trochę wcześniej. Akurat Łukasz Wiśniowski uciekał – mnie się udało doskoczyć do niego na solo. Wymieniliśmy może dwie zmiany i wpadliśmy na beton. A następnie grupa nas naszła. 

– opowiadał dosłownie kilka minut po finiszu. Nie był rozczarowany – ba, był w świetnym nastroju, jak cały zespół. Wszyscy przyjmowali niezliczone gratulacje, bo koniec końców tytuł mistrzowski pozostał w rodzinie. Można było jednak odnieść wrażenie, że tym razem było o to zdecydowanie trudniej, niż w poprzednich latach. Tym razem ucieczkom, których skład odpowiadał grupie Mazowsze Serce Polski, nie udawało się odjechać z taką łatwością, jak w poprzednich latach. Sam Norbert również miał się okazję o tym przekonać.

Jak po grudzie

– Byłem w odjeździe na 30 kilometrze, co akurat wyszło bardzo spontanicznie. Z perspektywy czasu, trochę tego żałuję, ale nasz plan był taki, żeby od początku zachować czujność i stworzyć pasujący nam układ. Nie udawało nam się to naprawdę bardzo długo i trochę mnie to dziwiło, że pozostali kolarze – czy to z ekip prokontynentalnych, czy worldtourowych tak często pojawiali się na czele peletonu. Zastanawiało mnie, czemu gonią i w imię czego

– opowiadał na mecie zwycięzca.

Mocną współpracę między zawodnikami ekip zagranicznych rzeczywiście dało się dostrzec, a świadczyła o niej choćby łatwość, z jaką kasowane były kolejne ucieczki z kolarzami Mazowsze Serce Polski, a także słowa niektórych kolarzy na mecie. Łatwo to zrozumieć – w końcu kolarstwo jest sportem drużynowym, a w starciu z kilkunastoosobową drużyną Dariusza Banaszka pojedynczy kolarz – nawet taki jak nieobecny wczoraj na starcie Michał Kwiatkowski, często jest po prostu bez szans. Tak było w poprzednich latach, a tymczasem tu…

– Ja uciekałem na początku, a później odpoczywałem w peletonie, zaś Alan poszedł z Małeckim i z Sajnokiem w akcję, która nam bardzo pasowała, więc wiedziałem, że jest zmęczony. Nie udało się. Później atakował Tobiasz Pawlak, później jeszcze raz Alan – wszystko było kasowane. Po tym wszystkim to ja byłem tym kolarzem z naszej drużyny, który miał największe szanse na finiszu. Chłopaki mi zaufały, a ja im bardzo dziękuję!

Bratobójczy finisz

O zwycięstwo kolarze Mazowsze Serce Polski musieli drżeć do samego końca. W końcu po skasowaniu ostatniej akcji wyścigu, doszło do finiszu, a w peletonie nie brakowało sprinterów. Był Patryk Stosz, był Bartosz Rudyk i był wreszcie Stanisław Aniołkowski. Kolarz, który w tym roku na jednym z etapów Giro d’Italia musiał uznać wyższość jedynie Jonathana Milana, był w końcówce faworytem, jednak ostatecznie zajął dopiero 6. miejsce. Po zakończeniu rywalizacji złożył u sędziów protest, po którym przez moment zrobiło się naprawdę gorąco. Banaszkowie, z którymi Aniołkowski zna się od dziecka, nie kryli rozgoryczenia tą decyzją, ale także jego jazdą na wcześniejszych kilometrach trasy.

– Na takich finiszach człowiekiem targają różne emocje. Przed chwilą sobie ze Staszkiem to wyjaśnialiśmy. Muszę powiedzieć, że serce mi krwawiło, jak widziałem że sam na półtora kilometra przed metą kasował Łukasza Wiśniowskiego i Alana – mojego brata [Alan, Norbert i Adrian Banaszkowie często nazywają się braćmi, choć w rzeczywistości Alan jest dla dwóch pozostałych tylko kuzynem – przyp. red]. Razem na co dzień trenujemy, razem się śmiejemy, a on nagle kasuje dwóch chłopaków, których zna tyle lat.

– Na finiszu to on mnie próbował dwa razy wypchnąć, ja byłem z lewej strony, trzymałem mocno rękami kierownicę. Nie wiem, czemu złożył ten protest – później miał jeszcze 200 metrów, żeby mnie pokonać. Ja obejrzałem to nagranie i nie zmieniam zdania – po prostu byłem od niego lepszy. Wyjaśniliśmy sobie swoje racje, ale ja zostałem przy swoim – on przy swoim. Jak chcesz poznać jego wersję, to musisz jego zapytać.

– mówił na krótko po finiszu. Natomiast można spodziewać się, że wraz z upływem czasu, temperatura pomiędzy dwoma sprinterami szybko opadnie. Tym bardziej, że gdy dzień później zadzwoniłem do drugiego z zainteresowanych, usłyszałem – Przespałem się z tym. Nie komentować zdarzeń na tym finiszu. Kończmy już tę wojnę polsko-polską.

Ciąg dalszy nastąpi(?)

– Ja już raz wygrałem ten wyścig, więc teraz podszedłem do tego bardzo luźno, tym bardziej, że przez ostatnie pół roku mieliśmy u nas, w Mazowszu w koszulce mistrza Polski Alana. Naprawdę, wydaje mi się, że głowa jest w tym wszystkim najważniejsza. Trzeba podchodzić do tego typu imprez bez lęku 

– mówił pod koniec naszej rozmowy Norbert Banaszek, choć odnosiłem wrażenie, że wyścig kosztował go sporo pod kątem emocjonalnym. Najważniejsze dla niego było jednak to, że znów zdobył biało-czerwoną koszulkę. A gdy następnie, pół żartem, pół serio zapytałem go, czy zamierza podtrzymać passę swojej rodziny i czy wyścig o mistrzostwo Polski dalej będzie wewnętrzną sprawą rodu Banaszków odpowiedział:

– Co dalej? Nie wiem! Może poproszę tatę, żeby nie organizował już mistrzostw Polski! Może jak ktoś inny je zorganizuje, to będą trochę trudniejsze, tak żeby pole do popisu mieli nasi górale? Mamy przecież Marcina i Tomka Budzińskiego, Kubę Kaczmarka. Może starczy już tych płaskich i rantowych mistrzostw Polski? Może trzeba odciążyć tatę, żeby mógł się skupić tylko na ekipie? Nie wiem, trzeba o tym pogadać, choć z tego, co wiem, na organizację mistrzostw Polski nie ma w tym momencie chętnych.

W Płocku rozmawiał Bartek Kozyra


Mistrzostwa Polski 2024:

Poprzedni artykułMarta Jaskulska ze srebrem: „Mam szacunek do Dominiki”
Następny artykułPatryk Stosz: „Trochę niedosyt… Wystarczyło na brąz”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Tiger Bonzo
Tiger Bonzo

Dajcie spokój już z tymi Banaszkami

Paweł
Paweł

Czy mi się wydaje czy on usprawiedliwia wypychanie Staszka z szosy, tym że gonił ucieczkę z byłym kolegą z zespołu xD? Moim zdaniem protest uzasadniony, ale jaki może być wynik, jeśli protest jest przeciwko synowi organizatora? To, że nie podał ręki Stoszowi na podium, to drama na poziomie Netflixa…