Giro d'Italia 2024 / RCS Sport

Wyścigi kolarskie można podsumowywać na milion sposobów. Po klasycznym podejściu do Giro d’Italia, czyli wypisaniu i omówieniu najważniejszych wydarzeń i związanych z nimi przemyśleń pora na nieco mniej konwencjonalną analizę przeprowadzoną w formule „ekipa po ekipie”. Kto wrócił do domu z tarczą, a kto na tarczy?

9 z 22 zespołów zakończyło 107. edycję Giro d’Italia z co najmniej jedną wygraną etapową, do trzech z nich trafiły koszulki, kolejne 4 zgarnęły mniejsze klasyfikacje poboczne – tak w telegraficznym skrócie można by podsumować włoską trzytygodniówkę. W tym tekście spróbuję jednak nieco szerzej spojrzeć na występ każdej z ekip. Jednocześnie po dość długich przemyśleniach pozwoliłem sobie na ledwie trzystopniową skalę ocen – począwszy od występu powyżej oczekiwań, poprzez takowy zgodny z predykcjami aż po nie wypełnienie potencjalnych celów. Tak przyznawana każdej ekipie nota wynika nie tylko z obiektywnie osiągniętych przez nie wyników, ale i jest zestawiona z jakże subiektywnymi oczekiwaniami – inną miarą trzeba przecież oceniać UAE Team Emirates i np. Team Polti Kometa.

Występ powyżej oczekiwań:
  • UAE Team Emirates – być może wielu się ze mną nie zgodzi, ale na start chciałbym stwierdzić, że zespół Tadej Pogačar zdołał osiągnąć więcej niż można było się spodziewać. Owszem, wiedzieliśmy, że Słoweniec powinien wygrać klasyfikację generalną, ale ciężko było zakładać, że 25-latek osiągnie to triumfując po drodze na 6 etapach oraz zwyciężając w zestawieniu najlepszych górali. Największa różnica w generalce nad drugim kolarzem od dekad tylko pokazuje, że choć oczekiwania były bardzo wysokie to i tak można mówić o wyczynie ponad nie.
  • Lidl-Trek – choć Jonathan Milan przed rokiem wygrał klasyfikację punktową to jednak w tegorocznej stawce sprinterów miałem pewne wątpliwości czy zagranie all-in na 23-letniego Włocha jest właściwym rozwiązaniem. Na szczęście z nikim się nie zakładałem, więc teraz nie muszę odszczekiwać moich obaw, acz 3 zwycięstwa etapowe i cyklamenowy trykot to coś, za co amerykańskiej grupie należą się ogromne brawa.
  • Decathlon AG2R La Mondiale Team – dziś przeczytałem w tekście mojego kolegi z redakcji, że francuski zespół jest obecnie na 2. miejscu w rankingu UCI. Cóż, po takim Giro d’Italia absolutnie mnie to nie dziwi. Zespół ten mógł świętować dwie wygrane etapowe, które zapisali przy swoich nazwiskach Valentin Paret-Peintre (10. etap) i Andrea Vendrame (19. odcinek), do tego grupa ta zwyciężyła w klasyfikacji drużynowej oraz miała w swoim składzie 4. kolarza generalki, czyli Bena O’Connora. Świetny występ.
  • Soudal Quick-Step – o zamykaniu ust hejterom mogli Państwo przeczytać już w całej masie artykułów, ale kurczę, jak inaczej podsumowywać występ belgijskiej drużyny? Tim Merlier wygrał aż 3 etapy w bardzo mocnej stawce sprinterów, w dodatku 2 z nich zgarnął w 3. tygodniu, w którym zdaniem wielu miał już być tylko cieniem siebie. Do tego Julian Alaphilippe chyba na powrót zyskał sympatię Patricka Lefevere’a po tym jak pokazał, że wciąż ma w sobie to coś i po fantastycznym odjeździe wygrał jeden z etapów. W sumie Francuz uciekał na niemal połowie odcinków zbierając przed peletonem setki kilometrów i otrzymując tytuł najaktywniejszego kolarza Giro d’Italia. Pamiętajmy też o Janie Hircie, który całe zmagania skończył na 8. miejscu w klasyfikacji generalnej. Brawo Soudal!
  • Cofidis – Giro d’Italia to 3. z rzędu wielki tour, z którego francuska grupa wróci z wygraną etapową. To, że to duża niespodzianka pokazuje fakt, że Cofidis do Włoch przyjechał mając na swoim liczniku… 0 zwycięstw w tym sezonie. Benjamin Thomas z ucieczki wygrał 5. etap, do tego regularnie w końcówkach pokazywał się Stanisław Aniołkowski. Spodziewałem się słabego występu tej grupy, a tu proszę – choć z perspektywy polskiego kibica zabrakło drużynowości to poszczególni zawodnicy jako indywidua osiągnęli więcej niż można było zakładać.
  • VF Group – Bardiani CSF – Faizanè – Bardiani to taki zespół, który jednego dnia potrafi dostać w trąbkę od półamatorów gdzieś na Bałkanach, a chwilę później klasowo pokazywać się podczas Giro d’Italia. Nie inaczej było tym razem i choć finalnie Luca Covili oraz Domenico Pozzovivo skończyli ściganie pod koniec drugiej „10” klasyfikacji generalnej to najlepszy w Intergiro Filippo Fiorelli czy świetny w górach 3. tygodnia Giulio Pellizzari pokazali, że warto zapraszać włoską grupę na kolejne edycje Giro d’Italia.
  • Team Polti Kometa – najkrócej mógłbym napisać: „jak wyżej”. Davide Piganzoli kończy na 13. miejscu w klasyfikacji generalnej, Andrea Pietrobon wygrywa zestawienie lotnych premii oraz Fugę oraz melduje się na podium jednego z etapów, podobnie zresztą jak Giovani Lonardi. Zabrakło co prawda triumfu etapowego, który przed rokiem osiągnął Davide Bais, ale jak na ekipę z dziką kartą i wielokrotnie mniejszym budżetem niż rywale to był to co najmniej pozytywny występ.
  • Tudor Pro Cycling Team – kontynuując przegląd ekip z dzikimi kartami wpiszę tu także szwajcarską formację. Z powyższymi łączy je brak wygranej etapowej i aktywna jazda, acz mogą jako jedyni poszczycić się oni także kolarzem w pierwszej „10” klasyfikacji generalnej – właśnie 10. lokatę zajął w wyścigu Michael Storer. Do pełni szczęścia z pewnością zabrakło wygranej Alberto Dainese, ale ogólnie występ zapisałbym na plus.
  • Movistar Team – po hiszpańskiej grupie nie spodziewałem się za wiele, a przez to wygrana etapowa Pelayo Sáncheza, 7. miejsce w klasyfikacji generalnej Einera Rubio i zaznaczenie swojej obecności na bardzo wielu etapach przez praktycznie cały skład oceniam po prostu bardzo pozytywnie. Owszem, Nairo Quintana czy Fernando Gaviria byli tylko blisko, ale z drugiej strony oczekiwać można było jeszcze mniej. Żal tylko tego jednego etapu, gdzie kolejny raz hiszpańska grupa kompletnie pogubiła się taktycznie i stała się tematem do żartów.
  • EF Education – EasyPost – mieli uciekać? Uciekali. Liczyli na zwycięstwo etapowe? Pewnie jak każdy, ale to, że ono nadeszło pozwala ocenić pozytywnie występ amerykańskiej grupy. Georg Steinhauser stał się jednym z bohaterów końcówki wyścigu, a w pamięci kibiców znajdzie się też zapewne bardzo aktywny Andrea Piccolo. Udany występ.
  • BORA-hansgrohe – zarówno w przypadku niemieckiej ekipy, jak i omawianych zaraz INEOS Grenadiers oraz Bahrain-Victorious, miałem ciężki dylemat jak właściwie ocenić ich występ. Finalnie BORA dostanie ode mnie notę „powyżej oczekiwań” z prostego powodu – postawili praktycznie wszystko na jedną kartę pod postacią Daniela Felipe Martíneza i ten zajął w klasyfikacji generalnej 1. miejsce wśród ludzi za plecami Tadeja Pogačara. Kolumbijczyk jeździł żwawo, kontrolował sytuację i mam wrażenie, że miał jeszcze pewną rezerwę, której po prostu nie musiał pokazywać. Szkoda tylko dla niemieckiej grupy, że przez to skupienie na jednym celu całkowicie zniknęli w pozostałych aspektach kończąc bez choćby jednego triumfu etapowego.
  • INEOS Grenadiers – miałem ciężki dylemat gdzie umieścić brytyjską grupę. Z jednej strony wygrana etapowa Filippo Ganny czy podium Gerainta Thomasa były bowiem do przewidzenia, z drugiej jednak fantastyczny triumf Jhonatana Narváeza czy jego późniejsze starania są tym czymś, co sprawia, że wysoko oceniam występ tej grupy. A poza tym cóż – INEOS Grenadiers ma w sobie geny Team Sky sprzed dekady i wyścigi jeździ dość bezbarwnie, ale skutecznie.
Występ zgodny z oczekiwaniami:
  • Bahrain – Victorious – mógłbym zamienić bliskowschodnią formację miejscami z INEOS Grenadiers i pewnie nikt by nawet nie zauważył. Tu bowiem też ciężko mi było ocenić gdzie właściwie przypisać tę grupę. Z jednej strony Antonio Tiberi był jednym z objawień tego wyścigu, a jego 5. miejsce w klasyfikacji generalnej i triumf w zestawieniu młodzieżowców to coś świetnego, z drugiej jednak strony po tej ekipie spodziewaliśmy się walki w wykonaniu młodego Włocha bądź Damiano Caruso, a brak triumfu etapowego mając w składzie wielu ciekawych górali czy szybkiego Phila Bauhausa to jednak spora rysa na pozytywnym występie – stąd stawiam ich w tym miejscu.
  • Team Visma | Lease a Bike – jeśli ktoś liczył na to, że dam holenderską drużynę do kategorii „poniżej oczekiwań” to zapewne patrzał na nią wyłącznie przez pryzmat poprzedniego sezonu. Cóż, to se ne vrati. W nowym roku Visma przyjechała na Giro d’Italia z poszukiwaniem wygranych etapowych i raz im się to udało za sprawą Olava Kooija. Kto wie, może byłoby więcej sukcesów gdyby nie wycofania młodego Holendra, a także jadącego na biało Ciana Uijtdebroeksa, Christophe’a Laporta oraz kapitana Roberta Gesinka? Jan Tratnik, Edoardo Affini i przede wszystkim Tim van Dijke odnaleźli się w nowej rzeczywistości na tyle dobrze, że ciężko mi krytykować holenderską grupę.
  • Team Jayco AlUla – przyznam się szczerze, że w tej stawce nie liczyłem na wygraną etapową w wykonaniu nieskutecznego już od 3 lat w wielkich tourach Caleba Ewana. Mając nisko powieszoną poprzeczkę oceniam neutralnie występ australijskiej grupy, która po szybkim wycofaniu się Eddy’iego Dunbara kończy z 11. miejscem w klasyfikacji generalnej Filippo Zany oraz kilkoma ładnymi ucieczkami Luke’a Plappa. Ogólnie o tym występie Team Jayco AlUla zapewne za tydzień zapomną wszyscy, łącznie z ich najwierniejszymi fanami.
  • Astana Qazaqstan Team – nie spodziewałem się nic i niewiele więcej otrzymałem. Okej, koszulki kazachskiej grupy były obecne w odjazdach, a Christian Scaroni, Davide Ballerini czy Simone Velasco pokazali się kibicom, ale finalnie po wycofaniu się Alexeya Lutsenki i Maxa Kantera grupa ta kończy z 12. miejscem Lorenzo Fortunato w klasyfikacji generalnej. To kolejny krok Astany do spadku z World Touru.
  • Intermarché – Wanty – od znalezienia się półkę niżej belgijską grupę dzieli wyłącznie to, że Biniam Girmay wycofał się już na 4. etapie i mocno zespół plany na ten wyścig tej ekipy. Lilian Calmejane dzierżył dość długo koszulkę górala, Madis Mihkels „w zastępstwie” zafiniszował 3-krotnie w czołowej „10”. Było okej.
Występ poniżej oczekiwań:
  • Team dsm-firmenich PostNL – Romain Bardet był ponownie w czołowej „10” klasyfikacji generalnej wielkiego touru. Okej, pozytywy mamy już za sobą, pora na krytykę. Cóż, w tej stawce 9. miejsce 33-letniego Francuza jest dalekie od słowa „sukces”. Do tego naprawdę fatalny był Fabio Jakobsen, który finalnie wycofał się po kraksie na 11. etapie. Może to i lepiej? Holender i tak tylko się męczył. Szkoda tylko, że świetny w Turcji Tobias Lund Andresen tu tylko raz zdołał zafiniszować w pierwszej „10”. Eh… Mógłbym się długo pastwić nad tym zespołem.
  • Alpecin – Deceuninck – tu wszystko postawiono na Kadena Grovesa, który przed rokiem wygrał 3 etapy i klasyfikację punktową La Vuelta a España. Ba, Australijczyk w każdym z dotychczasowych wielkich tourów wracał do domu z jakimś etapem. Teraz można już napisać, że do czasu, albowiem podczas Giro d’Italia 2024 ta sztuka mu się nie udała, a belgijska grupa wraca do domu z powodami do rozczarowania. Coś jednak mi mówi, że podczas Tour de France mocno się odkują.
  • Groupama – FDJ – na metę w Rzymie dotarło 7 z 8 kolarzy francuskiej grupy – wycofał się tylko Clément Davy (kraksa na 15. etapie). Efekt? Najwyżej sklasyfikowany w generalce Enzo Paleni zajął 56. miejsce, a ekipa była ostatnia w drużynówce. Tak, wiem, w zespole jadącym na etapy nikogo to nie obchodzi i macie rację. Tylko czy można mówić o walce o pojedyncze skalpy w zespole, który uciekał stosunkowo rzadko, ich sprinter Laurence Pithie meldował się w czołowej „10” ledwie dwukrotnie, a trzecie takie osiągnięcie dołożył wspomniany Enzo Paleni zajmując ostatnie miejsce w skutecznym odjeździe na 5. etapie? Rok temu fantastycznie tę ekipę reprezentował we Włoszech Thibaut Pinot i Bruno Armirail. Tym razem był to absolutnie anonimowy występ.
  • Arkéa – B&B Hotels – to oni wzięli udział w tym Giro d’Italia? Wiem, ktoś zaraz wypomni mi, że przecież Ewen Costiou uciekał, ale kurczę – ledwie 3 etapy z miejscem w czołowej „10” (konkretnie 4., 9. i 10. lokata) to naprawdę słaby występ. Oczekiwania były zerowe, a i tak udało się pokazać coś poniżej ich poziomu.
  • Israel – Premier Tech – może nie powinienem się pastwić nad ekipą, która wyścig ukończyła w trójkę, w tym jeden z jej kolarzy metę w Rzymie przecinał z połamanym obojczykiem, ale kurczę – nie można na chorobę zrzucić wszystkiego. Po tym jak rok temu wielkim bohaterem był Derek Gee tym razem pozostaje żałować, że Israel – Premier Tech nie poszło w ślady Lotto Dstny i nie zrezygnowało z obligatoryjnej dzikiej karty na rzecz ekipy, której na tym występie zależałoby nieco bardziej.
Poprzedni artykułDroga do sukcesu w Tour de France prowadzi przez Critérium du Dauphiné?
Następny artykułPrzed Pogačarem przygotowania do Tour de France. „To będzie inna rywalizacja niż w Giro”
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Alek
Alek

Zgoda poza 1 ekipą: Lidl Trek dałbym niżej, z uwagi na to, że występ Juan Pedro Lopeza po Tour ot Alps był mocnym rozczarowaniem – ani walki o generalkę, ani o etapy. Jedynie fajnie parodiowal Milana

Jan ze wsi
Jan ze wsi

„INEOS Grenadiers ma w sobie geny Team Sky sprzed dekady i wyścigi jeździ dość bezbarwnie”
I dlatego cieszmy się, że mamy możliwość obserwowania Pogacara, uważam zresztą że INEOS miał najmocniejszy skład na wyścigu i powinien próbować powalczyć o coś więcej. Ale jak na jednym etapie Arensman zostawił Thomasa ten od razu w wywiadzie go skrytykował. Tak samo BORA zanotowała słaby występ, Martinez zostawał bardzo wcześnie sam na podjazdach, często przeciwko trzem zawodnikom z INEOSu, no ale ci ani razu nie próbowali go zamęczyć.