fot. Tomasz Markowski / Małopolski Wyścig Górski

Zapowiadało się na finisz z peletonu, a jednak – w końcówce grupie uciekli Adam Toupalik i Alexander Arnt Hansen, którzy jako pierwsi zameldowali się na rynku w Nowym Targu. Wygrał Duńczyk, przecinając linię mety przed Czechem oraz Patrykiem Stoszem z Voster ATS Team. Przez większość etapu uciekał natomiast inny z Polaków – Tomasz Budziński, ścigający się w barwach HRE Mazowsze Serce Polski.

Patryk Stosz przyjechał do Nowego Targu po hat-tricka

Król finiszu w Nowym Targu – Patryk Stosz – po raz kolejny pojawił się na Małopolskim Wyścigu Górskim z myślą o drugim etapie. Nie był to odcinek prosty, ulokowano na nim wiele podjazdów, jednak płaska końcówka zwiastowała potyczkę dynamicznych zawodników. Takim scenariuszem etap z metą w Nowym Targu kończył się w ostatnich dwóch edycjach „Małopolskiego” – oba sprinty wygrał nie kto inny, jak właśnie Patryk Stosz z ekipy Voster ATS Team.

Dziś polska drużyna również liczyła na dobry występ sprintera z Kluczborka, goniąc ucieczkę dnia. W końcówce od peletonu odjechało jednak dwóch kolarzy – Alexander Arnt Hansen i Adam Toupalik – którzy przechytrzyli grupę i w takiej kolejności przecięli linię mety. Trzecie miejsce – finiszując najszybciej z peletonu – zajął Patryk Stosz.

– Dwa razy z rzędu tu wygrywałem, dziś też bardzo mi zależało. Drużyna bardzo mi pomogła, ale na ostatnich 5 kilometrach oderwało się dwóch kolarzy. W końcówce nie poszło to po naszej myśli, bo większość peletonu patrzyła na nas

– mówił Patryk Stosz, dodając, że po ciężkiej pracy na czele grupy zawodnicy byli już mocno zmęczeni.

Etap do Nowego Targu jest niemalże skrojony pod Patryka Stosza – odpowiada mu zarówno jego zasadnicza część, pełna krótkich podjazdów, mogących zmęczyć typowych sprinterów, ale także sam finisz.

– Finisz bardzo mi się podoba, bo jest taki troszkę inny – leciutko pod górę i po bruku, co mi naprawdę bardzo pasuje. Chciałem dzisiaj wygrać trzeci raz – trzy razy z rzędu, byłbym spełniony (śmiech), ale nie udało się, takie jest kolarstwo, może w przyszłym roku…

– mówił kolarz Voster ATS Team.

– Taki teren, cięższy, mi pasuje, ponieważ wiem, że sprinterzy, którzy tutaj ze mną finiszują, nie przyjadą tu z taką nogą, jak by przelecieli „w pokrowcu” po płaskim. Oni się troszkę zmęczą, a mi to pasuje

– tłumaczył.

Tomasz Budziński również liczył na zwycięstwo

Na finisz nie czekał natomiast Tomasz Budziński z ekipy HRE Mazowsze Serce Polski, który zaatakował z peletonu po około 40 kilometrach, dołączając do utrzymującego się na czele Martina Papanova z reprezentacji Bułgarii. Uciekający duet wzmocnił po chwili Tom Wirtgen (Global 6 Cycling) – kolarze zaczęli powiększać swoją przewagę.

– Na dzisiaj mieliśmy plan, żeby próbować swoich szans w odjeździe. Całą drużyną byliśmy od startu bardzo zgrani, wymienialiśmy się we wszystkich akcjach. Nie ukrywam, że upatrzyłem sobie podjazd na 40. kilometrze. Chwilę wcześniej zaatakował Adam Stachowiak, rozciągnął grupę, a ja poszedłem na tym podjeździe

– relacjonował przebieg początku etapu Tomasz Budziński.

– Zaatakowałem w takim miejscu, że jak ktoś tylko myślał o odjeździe, to mógł się zabrać. Prawie wszystkie siły rzuciłem na tym podjeździe, żeby odjechać od peletonu i odjechałem sam, dołączyłem do zawodnika z Bułgarii i po 15 minutach dojechał do nas zawodnik z Global 6

– dodał.

Z czasem ucieczka zaczęła się dzielić – jako pierwszy odpadł z niej Bułgar, a na ostatniej górskiej premii jego los podzielił Luksemburczyk, który nie wytrzymał tempa dyktowanego przez Tomasza Budzińskiego.

– Ciężko nazwać to atakiem – po prostu pojechałem równo i mocno, a on nie wytrzymał tempa jadąc na kole

– mówił kolarz HRE Mazowsze Serce Polski, który na czele utrzymywał się jeszcze przez kilkanaście kilometrów. Na płaskim fragmencie trasy został jednak doścignięty przez peleton.

– Głównym celem było wygranie etapu i wypracowanie jak największej przewagi w klasyfikacji generalnej, bo nie ukrywam, że na tym nam najbardziej zależy. Od startu byliśmy nastawieni na to, żeby odjechać. Liczyłem, że dziś jest możliwość dojechania do mety – ten etap sprzyjał uciekinierom, bo był dosyć ciężki, oprócz ostatnich 30 kilometrów, które były lekko z górki i płaskie. Bardzo liczyłem na to, że dojadę do mety

– wyjaśniał.

Choć ostatnie dwie wizyty wyścigu w Nowym Targu kończyły się finiszem z peletonu, przed trzema laty o zwycięstwo powalczyli tu uciekinierzy, wykorzystując pasywność głównej grupy. Triumfował Jonas Abrahamsen, a drugą pozycję zajął… brat Tomasza Budzińskiego – Marcin, ścigający się wtedy w ekipie Wibatech-Merx 7R. Trzecie miejsce zajął Adam Żuber, wtedy podopieczny Dariusza Banaszka.

Dyrektor ekipy HRE Mazowsze Serce Polski przyznał dziś, że mazowieckiej formacji zależało na aktywnej jeździe, co pokazywała zarówno w pierwszej, jak i końcowej części etapu. Ostatecznie zespół zakończył etap czwartym miejscem mistrza Polski – Norberta Banaszka. Jutro czas na decydujący dla losów klasyfikacji generalnej podjazd pod Przehybę.

– Myślę, że na pewno będziemy próbowali wcześniej. Przehyba to jest loteria – albo ma się dzień, albo nie, więc zobaczymy jutro

– powiedział Tomasz Budziński.

Alexander Arnt Hansen wygrał… mimo braku samochodu swojej drużyny w kolumnie

W komunikacie sędziowskim po piątkowym etapie ukazała się informacja, że samochód drużyny Restaurant Suri – Carl Ras został wykluczony z kolumny wyścigu na sobotni odcinek z powodu złamania reguł poruszania się w kolumnie i nie przestrzegania instrukcji komisarza UCI. W barwnej kolumnie rzeczywiście brakowało dziś zielonego samochodu drużyny, który często był widoczny na poboczu.

Gdy jeden z kolarzy duńskiej ekipy podniósł rękę, sygnalizując prośbę o bidon, na koniec peletonu podjechał samochód Team Give Elementer – pomogli rodakom w potrzebie.

– Mieliśmy trochę więcej ludzi przy trasie, więc nie brakowało nam bidonów, ale w przypadku defektu byłoby ciężko

– zareagował ze śmiechem Alexander Arnt Hansen, kolarz Restaurant Suri – Carl Ras.

Z Duńczykiem rozmawialiśmy nieprzypadkowo, bowiem to właśnie on ograł Adama Toupalika na ostatnich metrach w Nowym Targu, sięgając tym samym po swoje pierwsze zwycięstwo UCI w karierze.

– Jestem bardzo szczęśliwy, liczyłem właśnie na taką ucieczkę na ostatnich kilometrach etapu

– mówił.

– Mój kolega z drużyny chwilę wcześniej zabrał się w jedną akcję, gdzie odjechało kilku kolarzy. Mieli kilka metrów przewagi – doskoczyłem do nich, a przed nimi jechał jeszcze Adam Toupalik. Dołączyłem do niego i zgodnie współpracowaliśmy

– dodał.

fot. Tomasz Markowski / Małopolski Wyścig Górski

Brak dyrektora sportowego w kolumnie z pewnością nie ułatwiał zawodnikom zadania, jednak, w przypadku wyścigów bez łączności radiowej na linii dyrektor-kolarz, większość decyzji i tak trzeba podejmować samemu bądź z kolegami z drużyny, bazując na doświadczeniu, słynnej kolarskiej inteligencji czy przeczuciu. Zdany na siebie Duńczyk podjął dziś dobrą decyzję, dzięki której wygrał etap i wskoczył do czołowej „5” klasyfikacji generalnej.

– Jutro czeka nas bardzo trudna wspinaczka, mamy w drużynie górala i będziemy chcieli dowieźć go do podnóża na jak najlepszej pozycji

– mówił Hansen, mówiąc o Magnusie Baku Klarisie. To on będzie liderem drużyny na jutrzejszy etap, mimo że wyżej w klasyfikacji generalnej plasuje się triumfator z Nowego Targu, będący także najlepszym młodzieżowcem wyścigu. Czy uda mu się obronić koszulkę? Czy Polacy zwojują Przehybę? Na te i inne pytania odpowiedzi poznamy już jutro.

Z Małopolskiego Wyścigu Górskiego, Kacper Krawczyk

Poprzedni artykułHeinrich Haussler dyrektorem sportowym BORA-hansgrohe
Następny artykułKacper Krawiec z wygraną w Hiszpanii
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments