Mistrzostwa świata w Valkenburgu dobiegły końca. Tęczowe koszulki rozdane. Aż trzy powędrowały do Niemiec, wszystkie zostały zdobyte w jeździe na czas. Chociaż jedną trudno zaliczać, gdyż drużynową jazdę na czas wygrała kobieca ekipa Team Specialized zarejestrowana tylko w tym kraju.

Dużo emocji mieliśmy w wyścigu drużynowym panów, gdzie Omega Pharma-Quick Step wyprzedziła zaledwie o trzy sekundy BMC. Gdyby nie kłopoty Taylora Phinney`a na Caubergu, z pewnością Amerykańska ekipa cieszyłaby się ze zwycięstwa. Trzecie miejsce uzyskała Orica-GreenEDGE wyprzedzając Liquigas, w którym jechało dwóch Polaków: Maciej Bodnar i Maciej Paterski. Obaj dali z siebie wszystko. Niestety Paterski nie był w pełnej dyspozycji po tym wyścigu, dlatego nie wystartował na starcie wspólnym.

Jedyna nasza ekipa w stawce: CCC Polsat Polkowice uplasował się na 26 miejscu. Wyprzedziła nawet drużynę z Pro touru: Lampre, które zaprezentowało się beznadziejnie zajmując piąte miejsce od końca. Piotr Wadecki ocenił start polskiej ekipy  jako dobry. Trudno bowiem było im rywalizować z najlepszymi ekipami, przejeżdżając w sezonie jedynie dwie tego typu czasówki.

Omijając młodsze kategorie oraz kobiecie zmagania przechodzimy do zmagań elity mężczyzn w indywidualnej jeździe na czas. Tam objawił się nam Dmitrij Gruzdjew, mistrz Kazachstanu w tej konkurencji, który przez bardzo długi okres prowadził z dużą przewagą. Ostatecznie zajął szóste miejsce. Kolejną niespodzianką było wysokie miejsce Czecha Jana Barty. Nie zapominajmy także o momencie, w którym Tony Martin po prostu pogrążył El Pistolero wyprzedzając go na trasie. Niemiec zdobył złoty medal. Godnym przeciwnikiem był dla niego tylko Taylor Phinney, który przegrał tęczową koszulkę zaledwie o pięć sekund. Młody Amerykanin przygotował się już znacznie lepiej na Cauberg i pokonał go nawet szybciej niż Niemiec. Jednak to nie wystarczyło. Martin świetnie prezentował się na płaskim terenie. Jego sylwetka pozostawała nieruchoma,  pracowały tylko nogi. Żadnych zbędnych oporów powietrza. Doświadczenie wygrało.

Choć Polacy nie mogą zaliczyć występów w czasówkach do udanych, to wyścigi ze startu wspólnego wyszły im znacznie lepiej. To co wyprawiała Kasia Niewiadoma na podjazdach było przepiękne. Szkoda, wyścig nie kończył się na Caubergu. Brakuje też naszej reprezentantce kontraktu z zawodową ekipą, ale po tym co zaprezentowała na mistrzostwach świata, któraś z drużyn powinna młodą Polkę docenić. Świetnie wyścig juniorek przejechała też Alicja Ratajczak, która skuteczniej finiszowała od swoich koleżanek i zajęła 10 miejsce. Ostatecznie mieliśmy cztery Polki w top 25. Tego jeszcze nie było. Oby tak dalej.

Najbardziej ekscytującym wyścigiem  nie był wbrew pozorom wyścig elity mężczyzn. Zdecydowanie więcej emocji zapewniły nam panie w szczególności Marianne Vos, która najwidoczniej miała już dość zajmowania drugiego miejsca w mistrzostwach świata i wzięła sprawy w swoje ręce. Jej atak na Caubergu był tak silny, że żadna z faworytek nie była w stanie odpowiedzieć.  Wcześniej wraz ze swoją koleżanką Anną Van der Breggen zainicjowały ucieczkę. W czołówce znalazły się też dwie Włoszki, Australijka, Amerykanka i Niemka. Wszystkie silne reprezentacje miały jakąś zawodniczkę w ucieczce oprócz Brytyjek. Nie były to jednak najsilniejsze kolarki w drużynie, ale i tak nikt nie był chętny do gonienia pełną parą. Brytyjek było za mało na skuteczny pościg i w końcu peleton stracił cztery i pół minuty do zwyciężczyni.
Na przedostatnim podjeździe pod Cauberg z uczieczki odpadła Becker i Ratto. Cały czas mocno pracowała Anna Van der Breggen. Wykonała znakomitą pracę dla Vos, która z bezpieczną przewagą doprowadziła koleżankę pod Cauberg. Marianne miała tylko wykończyć jej staranie. Zadanie nie było proste. Na wcześniejszym podjeździe świetnie prezentowała się Rachel Neylan. Jednak Vos pokazała swoją moc i dominację nad rywalkami. Jako pierwsza przekroczyła kreskę z flagą Holandii w ręku. Jako druga zameldowała się wcześniej wspomniana Australijka Neyalan, a trzecia zjawiła się na mecie Włoszka Longo Borghini.  Fenomenalna Anna Van der Breggen zajęła ostatecznie piąte miejsce. Jako dziesiąta finiszowała Polka Paulina Brzeźna-Bentkowska.

Wyścig panów liczył 267 km. Trasę dokładnie znał każdy fan kolarstwa z wyścigu Amstel Gold Race. Wszyscy pamiętają wiatrak, który był mijany kilkanaście razy oraz zakręt prowadzący na Cauberg.

Na wielką pochwałę zasługuje z pewnością Mark Cavendish. Wiedział, że nie może walczyć o obronę tytułu. Chciał się jednak zaprezentować z jak najlepszej strony. Ucieczka byłaby zbyt banalna, ale prowadzenie peletonu przez 1/3 wyścigu to już coś. Wtedy najbardziej żałowałem, że Cavendish nie mógł pojechać w tęczowej koszulce , jako obecny mistrz świata.

Sam wyścig był tak przewidywalny jak trasa. Wszystko rozstrzygnęło  się na ostatnim podjeździe. Choć było kilka mocnych ucieczek, żadna nie była groźna. Każdy zabierał się w odjazd dla kontrolowania sytuacji. Nie miał, po prostu kto pracować w ucieczce.  W tej sytuacji grupa około 30 kolarzy rozpoczęła finalny podjazd.

Philippe Gilbert udowodnił, że powraca do wielkiej formy. Jego atak po zwycięstwo był niesamowicie mocny. Wszyscy po prostu osłupiali z wrażenia. Gilbert spokojnie dojechał do mety, a pięć sekund po nim zjawił się Boasson Hagen i Valverde.  Nadzwyczajnie dobrze spisał się Dagenkolb. Ledwo co,  a  znalazłby miejsce na podium. Nie sądziłem, że wytrzyma decydujący podjazd.

Z Polaków można tylko pochwalić Marka Rutkiewicz. Cały czas jechał aktywnie z przodu peletonu. Pech przeszkodził mu w walce o wysokie miejsce. Być może jego dobre zachowanie podczas wyścigu jest z powodowane tym , że jest liderem swojego zespołu i zawsze musi trzymać się blisko. Z drugiej strony, Przemysław Niemiec przed dołączeniem do Lampre pełnił taka samą rolę. Może nasi kolarze byli po prostu zmęczeni, a Tomkowi Marczyńskiemu przytrafiła się kraksa.

Mistrzostwa jednak to nie tylko wyścigi, ale również organizacja. Najbardziej szwankowali realizatorzy, którzy pokazywali grupki chaotycznie. Czasem zapominali też, że liczy się nie tylko zwycięzca i walkę o drugie miejsce należy pokazać, a nie zmordowanego mistrza świata. Finisz juniorów w trakcie transmisji elity też można pokazać np. w małym okienku obok.

 

Foto: bettiniphoto.net

Karol

Poprzedni artykułBracia Olejnik opuszczają Team Veranda Rideau – Super U
Następny artykułContador nie zwalnia tempa i triumfuje w Milano-Torino! Dobra jazda Niemca.
W redakcji naszosie.pl praktycznie od samego początku. Obecnie większość czasu poświęca na prowadzenie grupy GVT. Weekendy zazwyczaj spędza na szosach całej Polski. Dla naszosie.pl zdobył trzy medale Mistrzostw Polski dziennikarzy w tym dwa złote. W Mistrzostwach Świata dziennikarzy na Krecie wywalczył czwarte miejsce w jeździe indywidualnej na czas.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
zbyszek
zbyszek

U Marka dobrze było to tylko defekt a nie kraksa.Pech,pechem ale była natychmiastowa pomoc mechanika w otoczeniu rzeszy kibiców.O reklamie CCC i TISSOT nie wspomnę.