„Spartakus” Cancellara znów był niezwyciężony. Na finiszu wyprzedził Vanmarcka, który potrafił wcześniej pokonać w sprincie Boonena. Tym razem zrobił to nieomal w pojedynkę. Słowem, kolarz kompletny. Naj.
Tymczasem gdzieś po drugiej stronie peletonu, podczas Fabian zastanawiał się jak wkomponować w podwórko trzeci kawałek bruku, do mety dojeżdżał kolejny Spartakus, który również wspiął się na swój kolarski Olimp. Po pierwsze jest to pewnie jeden z niewielu uczestników, który w z sezonu na sezon zaliczył awans z grupy kontynentalnej do uczestnictwa w klasyku 1 kategorii, po drugie jest to pierwszy najprawdziwszy Grek w Paris – Roubaix. Żaden tam malowany lis, udawany Spartakus. Mowa o Ioannisie Tamouridisie, kolarzu urodzonym w Salonikach, na obrzeżach zachodniej Tracji, co jest ważne, bo właśnie Trakiem był oryginalny Spartakus. Tamouridis dotarł do mety na miejscu 60 ze stratą 10 minut do „Spartakusa”. Na swoim Twitterze i tak skomentował, że był to największy sukces w karierze. Był też najlepszym wśród kolarzy Euskaltel Euskadi. I jednym z dwojga, którzy w ogóle ukończyli Paryż Roubaix
Jak wiadomo Euskaltel nie specjalizuje się w klasykach. To że nie specjalizuje się również w polityce kadrowej pozwoliło na takie historyczne wydarzenie. Przez lata grupa skupiała w swoich szeregach jedynie Basków i była dla regionu symbolem autonomii oraz propaństwowych ambicji. Niestety ta polityka sportowo wydawała się przynosić umiarkowane skutki, więc przed sezonem 2013 zajrzało widmo spadku z elitarnego grona drużyn ProTour. W poszukiwaniu punktów dyrektorzy sportowi zmuszeni byli złamać odwieczną tradycję i sięgnąć po armię zaciężną. Nie było to proste, bo kłopoty finansowe (doszło nawet do sprzedaży autobusów w celach pokrycia zobowiązań względem kolarzy i obsługi) nie pozwoliły na sprowadzenie pierwszoligowych zawodników.
W efekcie Euskaltel ciułał punkty kontraktując takie tuzy peletonu jak: Andre Schulze (kiedyś CCC, ostatnio NetApp), Słoweńców Jure Kocjana (Team Type1) i Roberta Vrecera (Vorarlberg), Rosjanina Serebriakowa (Team Type1), Portugalczyka, Marokańczyka oraz właśnie Greka. Tamouridis w zeszłym sezonie jeździł sobie spokojnie w kontynentalnej SP Tableware zaliczając głównie imprezy w południowej Europie i Afryce. Co prawda kolekcjonował seryjnie tytuły mistrza Grecji, no ale to nie jest wielki sukces w tej dyscyplinie. Pewnie gdyby ktoś mu powiedział, że rok później zadebiutuje w Milan Sanremo, to dostałby greckim kielichem od sponsora po głowie. Debiut w „Piekle Północy’ też był zaskoczeniem. Grek wskoczył w miejsce pierwszego w tym sezonie dopingowicza Serebriakowa. Rosjanin został złapany na EPO, przyznał się i błyskawicznie uszczuplił szeregi Euskaltelu. Dzięki temu w wyścigu mieliśmy dwóch Spartakusów, w tym jednego prawdziwego.
Sen Greka trwa nadal, właśnie pojawił się na prowizorycznej liście startowej Giro d’Italia.
Bartek Ferlin (www.peloton.pl)
Jeśli Euskautel tak potrzebował punktów, to dlaczego nie sięgnął po M.Rutkiewicza? Większy pożytek mogliby z niego mieć.
chcieli oni Rutka, ale Wadecki przygrał w H.. i zanim podpisał kontrakt z ccc to powiedział włodarzą euskatelu że Rutek już podpisał kontrakt a nic takiego nie było.
gbdh, ciekawe rzeczy piszesz i co na to sam zainteresowany?