Wyścigi kolarskie, choć organizowane najczęściej w bardzo międzynarodowej stawce, są zwykle prowadzone przez terytorium tylko jednego państwa. Nie jest to oczywiście w żaden sposób wymagane przez przepisy, więc istnieje od tego wiele odstępstw, a dość wyjątkowymi są zagraniczne starty wielkich tourów. Przyjrzyjmy się ich historii.
Międzynarodowe poprowadzenie wyścigów nie jest nowym zjawiskiem – polscy kibice mogą wspominać przecież chociażby Wyścig Pokoju, a w nowszych czasach Tour de Pologne witało w Słowacji czy w jakże oddalonych Włoszech. Mamy międzypaństwowy Renewi Tour czy Tour of Scandinavia, różne kraje odwiedzało w ramach jednej edycji za sprawą transferów lotniczych też np. La Tropicale Amissa Bongo. Przykłady, zarówno te znane, jak i mniej popularne, mógłbym długo, ale wynikać one będą albo z międzynarodowego charakteru wyścigu, albo z okazyjnego korzystania z jakiś uroków sąsiedniego kraju. Nieco inaczej jest w przypadku wielkich tourów.
Giro d’Italia, Tour de France i Vuelta a España – 3 największe wieloetapowe wyścigi świata są już w samej nazwie jasno przypisane do swoich ojczyzn i są wyścigami, które zwykło się potoczne nazywać zmaganiami dookoła Włoch, Francji i Hiszpanii. Oczywiście każda z tych imprez w swojej historii dziesiątki razy gościła poza granicami państw-gospodarzy, acz zwykle wynika to z jazdy po Pirenejach, Alpach czy innych pasmach górskich. Oprócz tego w ostatnich latach rozkwita też jednak umieszczanie startu swojego wyścigu w innych krajach, czasem bardzo odległych. To ma wnosić korzyści dla obu stron – organizatorzy otrzymują za to często ogromne pieniądze, a druga strona ma szansę choć na 2-3 dni ugościć u siebie wyścig, na który w innym scenariuszu nie byłoby szans. Cieszą się kibice, miasta zyskują wielką promocję – jednym słowem każda strona ma powody do zadowolenia.
Jako pierwsze potencjał takiego zjawiska odkryło Tour de France, które w 1954 roku wystartowało z holenderskiego Amsterdamu. Szybki rzut oka na mapę przypomni nam, że Francja i Holandia nie posiadają wspólnej granicy, a zatem było to z pewnością wielkie wydarzenie i rozpoczęcie pewnego trendu, który dekady później stał się wręcz normą. Dziś istniały nawet dyskusje na temat przepisowego zapewnienia tego, że wyścig musi czasem ruszyć z państwa organizatora, ale nigdzie nie znalazłem tego by pomysł ten został jakkolwiek przegłosowany.
26 wyjazdów Tour de France
Wielka Pętla w ostatnich latach rzadziej startuje z Francji niż z innych państw. Organizatorzy po dostrzeżeniu gigantycznego potencjału w postaci „sprzedaży” lokalizacji rozpoczęcia swojej imprezy co rusz zwiedzają Europę odwiedzając kolejne państwa. Atmosfera w odwiedzanych miastach jest często niezapomniana, przy trasie stają setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzi i można zauważyć, że jest to autentyczne święto kolarstwa w danym kraju. Widzą to także włodarze miast z różnych zakątków świata, wobec czego Tour de France już dziś prowadzi rozmowy na lata w przód na temat kolejnych lokalizacji.
Zagraniczne starty Tour de France:
- Holandia (6): Amsterdam (1954), Haga (1973), Leiden (1978), Den Bosch (1996), Rotterdam (2010), Utrecht (2015)
- Belgia (5): Bruksela (1958, 2019), Charleroi (1975), Liège (2004, 2012)
- Niemcy (4): Kolonia (1965), Frankfurt (1980), Berlin Zachodni (1987), Düsseldorf (2017)
- Szwajcaria (1): Bazylea (1982)
- Luksemburg (2): Luksemburg (1989, 2002)
- Hiszpania (2): San Sebastián (1992), Bilbao (2023)
- Irlandia (1): Dublin (1998)
- Wielka Brytania (2): Londyn (2007), Leeds (2014)
- Monako (1): Monte Carlo (2009)
- Dania (1): Kopenhaga (2022)
- Włochy (1): Florencja (2024)
14 wyjazdów Giro d’Italia
O ile Tour de France odwiedzało głównie swoich sąsiadów bądź państwa bardzo mocno kojarzone z kolarstwem to Włosi byli w swoich wyborach dużo bardziej ekstrawaganccy. To właśnie Giro d’Italia jako pierwszy wielki tour w historii opuściło Europę ruszając z Izraela, odwiedzili oni także mniej kolarskie destynacje jak Grecja, Irlandia Północna czy Węgry.
Zagraniczne starty Giro d’Italia:
- San Marino (1): San Marino (1965)
- Monako (1): Monte Carlo (1966)
- Belgia (2): Verviers (1973), Seraing (2006)
- Watykan (1): Watykan (1974)
- Grecja (1): Ateny (1996)
- Francja (1): Nicea (1998)
- Holandia (3): Groningen (2002), Amsterdam (2010), Apeldoorn (2016)
- Dania (1): Herning (2012)
- Irlandia Północna (1): Belfast (2014)
- Izrael (1): Jerozolima (2018)
- Węgry (1): Budapeszt (2022)
W kontekście tego jak nietypowe decyzje potrafili podejmować organizatorzy Giro d’Italia nieco mniej dziwią ich rozmowy z Arabią Saudyjską oraz plotki na temat rozpoczęcia się włoskiej trzytygodniówki w Albanii w 2026 roku. Z jednej strony wyjazd do tych państw byłby prawdopodobnie najmniej kojarzącą się z kolarstwem wyprawą w historii, z drugiej jednak byłby po prostu kontynuacją pewnej tendencji jaką widać w wybieraniu coraz to oryginalniejszych destynacji.
Konserwatywna Vuelta a España
Hiszpanie najrzadziej opuszczają swoją ojczyznę – w tym roku dopiero po raz 5. w historii Vuelta a España wystartuje poza granicami Hiszpanii. Nie będzie to jednak miało miejsca daleko, bo w sąsiedniej Portugalii, a to pokazuje pewien konserwatyzm organizatorów tego wyścigu. Pytanie brzmi tylko jak długo ten stan potrwa – w mediach coraz głośniej mówi się bowiem o tym, że Vuelta a España pójdzie w ślady Tour de France i Giro d’Italia, a rozmowy o kolejnych startach zagranicznych już trwają.
Zagraniczne starty Vuelta a España:
- Portugalia (2): Lizbona (1997, 2024)
- Holandia (2): Assen (2009), Utrecht (2022)
- Francja (1): Nîmes (2017)
Wydaje się zatem, że jesteśmy świadkami pewnego zjawiska, którego nie da się już zatrzymać. Tradycjonaliści będą z tego powodu niezadowoleni, druga strona z kolei będzie się cieszyła, że największe kolarskie imprezy świata mają okazję zagościć w ich ojczyznach bądź gdzieś stosunkowo nieopodal. Organizatorzy sami z siebie nie zrezygnują z pieniędzy, które są na wyciągnięcie ręki, acz ważnym pytaniem pozostaje tylko to czy z czasem takie zjawisko nie stanie się nieco karykaturalne. Tour de France Femmes, choć mające Francję w nazwie, już w swojej 3. edycji będzie miało w tym roku tylko 3,5 z 8 etapów wewnątrz tytularnego państwa. Kto wie, może z czasem i inne wyścigi pozostawią sobie jedynie tradycyjne nazwy migrując po Europie czy wręcz świecie? Rajd Dakar, a niegdyś przecież nawet Rajd Paryż-Dakar, na stałe wyemigrował najpierw do Ameryki Południowej, a teraz Azji. Kolarstwu to raczej nie grozi, ale kto wie w jakim świecie obudzimy się za dekadę albo dwie?