fot. Giro d'Italia

Idąc na film możemy spodziewać się, że na jego początku zostaniemy powoli wprowadzeni w fabułę i jej wątki poboczne, z czasem zaś wszystko skupi się na historii głównych bohaterów. Dokładnie tak było podczas Giro d’Italia, na którego początku wygrywali przeróżni zawodnicy, a z czasem wyłoniły nam się największe gwiazdy. Choć rozstrzygnięcia znaliśmy już w okolicach półmetka to warto było oglądać do końca spektakl przygotowany przez uczestników 107. Giro d’Italia.

Sobota, 4 maja, godzina 13:55. 176 śmiałków staje na starcie w Venaria Reale by powalczyć o glorię i chwałę podczas pierwszego z tegorocznych wielkich tourów. Choć na plakatach widzieliśmy jacy będą główni bohaterowie to jednak z pewnym dreszczykiem emocji można wyczekiwać czy życie nie przygotowało jakiegoś zaskakującego zwrotu akcji. Ten rzeczywiście nastąpi, zresztą niejeden, ale o tym już w bardziej szczegółowych punktach tego podsumowania. My tymczasem, bogatsi o wiedzę zdobywaną przez ponad 3 tygodnie wiemy już, że główny aktor w postaci Tadeja Pogačara faktycznie zagrał pierwsze skrzypce, acz swoje epizody otrzymali też m.in. sprinterzy Jonathan Milan i Tim Merlier, którzy kończą zmagania mając po 3 wygrane etapy.

Jeśli ktoś przez 3 tygodnie z uporem maniaka wypisywał w sieci komentarze pokroju „nuda” bądź „nie oglądam” próbując przekonać innych, że nie mają prawa się świetnie bawić to ten tekst nie jest dla niego. Jeśli jednak cieszyliście się tym Giro d’Italia to zapraszam do prawdopodobnie ostatniego przeglądu tego co warto było zapamiętać z włoskiego wyścigu.

Zróżnicowany start, monotematyczny koniec

Pisałem to już w podsumowaniu 1. tygodnia, ale trzeba to podkreślić jeszcze raz – 107. edycja Giro d’Italia rozpoczęła się naprawdę ciekawie. 6 pierwszych etapów wygrało 6 różnych kolarzy pochodzących z 6 różnych państw i będących przedstawicielami 6 różnych ekip. Choć wszyscy wiedzieliśmy, że po wygraną w klasyfikacji generalnej zmierza Tadej Pogačar to jednak każdy kolejny dzień pisał swoją ciekawą historię.

Z czasem wyłonili nam się główni aktorzy tego widowiska i finalnie Tadej Pogačar kończy z 6 wygranymi etapami, a po 3 zgarnęli Jonathan Milan i Tim Merlier. Nie oznacza to jednak, że nie działo się już nic. Swoje momenty chwały mieli m.in. Julian Alaphilippe, Georg Steinhauser czy Filippo Ganna, a wiele etapów można było z wypiekami oglądać od samego startu do mety – szczególnie pierwsza godzina zmagań potrafiła być naprawdę dynamiczna, a to, że kolarze przejeżdżali podczas niej nierzadko 50-55 kilometrów w pewnym momencie nie było już czymś wyjątkowym. Cóż, z perspektywy emocji może na koniec zabrakło tego by ktoś nawiązał walkę z Tadejem Pogačarem, ale z drugiej strony z perspektywy dekad wspominamy dziś Eddy’iego Merckxa, a nie jego rywali. Może za kilka(naście) lat będziemy nostalgicznie wracać do tego, że mieliśmy okazję oglądać geniusza w akcji?

2 polskie akcenty

„Jeśli oni nie będą razem to ja nie wierzę w miłość” – ile razy słyszałem bądź czytałem ten żart nie zdołam policzyć. Tadej Pogačar i Rafał Majka stworzyli podczas tego Giro d’Italia genialny duet, w którym mimo jasnego podziału ról widać było wspólną radość z sukcesów i próbę dzielenia się nimi. Słoweniec wielokrotnie podkreślał jak bardzo chciałby podarować coś Rafałowi, ten z kolei wywiązywał się z tego, czego oczekiwała od niego drużyna – ciężko pracował i potrafił powiedzieć Tadejowi, że nie ma co kombinować i to on ma jechać po kolejny triumf. Wiem, że z perspektywy polskiego kibica każdy wolałby oglądać biało-czerwone zwycięstwa, ale naprawdę trzeba docenić jak ważnym ogniwem dla jednej z największych gwiazd obecnego peletonu jest Polak.

fot. UAE Team Emirates

Wiele razy mogliśmy także głośno krzyczeć do telewizorów (bądź innych odbiorników) dopingując Stanisława Aniołkowskiego. Cóż, Cofidis co prawda nie robił nic, co byśmy mogli zobaczyć by pomóc Polakowi, ale ten potrafił odnaleźć się w naprawdę mocnej stawce sprinterów i urywać dla siebie kolejne dobre wyniki do swojego sportowego dorobku. Drugie, piąte, szóste, ósme i dziewiąte miejsca na etapach to finalny dorobek 27-latka. Jak na debiut w wyścigu trzytygodniowym to naprawdę świetna sprawa, zatem jeszcze raz bijmy brawo dla Staszka!

fot. Team Cofidis/Getty Sport
Jonathan „(wstaw dowolny epitet stanowiący o wielkości)” Milan

Gigant z Tolmezzo, Johny Power czy nawet Włoski Ogier – różne pseudonimy nadawali dziennikarze Jonathanowi Milanowi podczas tego Giro d’Italia. Nie ma co się jednak temu dziwić, albowiem 23-letni sprinter wygrał aż 3 etapy oraz zdecydowanie zdominował walkę w klasyfikacji punktowej, która drugi raz z rzędu padła jego łupem. Co najmniej 2 takie triumfy odniosło w historii tylko 10 kolarzy, zatem już dziś kolarz Lidl-Trek dołącza do elitarnego grona. Na czele tabeli wszech czasów Giro d’Italia znajdują się Francesco Moser (1976-78 i 1982) i Giuseppe Saronni (1979-81 i 1983) mający w swoim dorobku po 4 zwycięstwa w klasyfikacji punktowej. Kto wie, może porównywany do Rocky’iego Balboa włoski sprinter dogoni dwie wielkie legendy bądź nawet je przegoni?

Tim Merlier nie musi się już bać 3. tygodnia

W tym roku Tim Merlier skończy 32 lata. Jak na sprintera jest to już naprawdę godny wiek, zatem fakt, że dotychczas Belg brał udział w tylko trzech wielkich tourach mógł wielu szokować. Cóż, kolarz Soudal Quick-Step późno postawił na szosę, a z pierwszych dwóch trzytygodniówek dość szybko się wycofywał. Później przyszła La Vuelta a España 2022, którą co prawda ukończył, ale w drugiej części dużo brakowało Belgowi do tego by spróbować walki. Wielu uznało, że Tim Merlier nie nadaje się do walki na przestrzeni trzech tygodni, ale ten wygrywając 18. i 21. etap wprost pozdrawiał wraz z Patrickiem Lefeverem swoich hejterów zamykając im usta. Miło było widzieć te eksplozje radości u Belga.

Mocne debiuty

Olav Kooij (Team Visma | Lease a Bike) wygrał swój pierwszy etap wielkiego touru w debiucie, Valentin Paret-Peintre (Decathlon AG2R La Mondiale Team) z kolei podczas Giro d’Italia zanotował swoje pierwsze zawodowe zwycięstwo. Oba te wydarzenia połączył Georg Steinhauser (EF Education – EasyPost) – 22-latek debiutował w wielkim tourze i właśnie podczas niego zanotował swoją premierową zawodową wygraną. Każdy z nich będzie miał co wspominać.

Hattick

106-osobowa lista kolarzy mających w swoim dorobku co najmniej 1 etap każdego z wielkich tourów rozszerzyła się o kolejne 2 nazwiska. O ile u debiutującego w Giro d’Italia Tadeja Pogačara ta wygrana wydawała się być formalnością, tak już również jadący swój pierwszy wyścig trzytygodniowy w Italii Julian Alaphilippe nie był takim oczywistym typem na zwycięzcę etapowego. 31-letni Francuz, podobnie jak jego kolega z Soudal Quick-Step Tim Merlier, po prostu zamknął usta niedowiarkom jeżdżąc niesamowicie aktywnie i wygrywając 12. etap, meldując się w sumie w co najmniej 9 ucieczkach i otrzymując tytuł najaktywniejszego kolarza 107. Giro d’Italia. Julian Alaphilippe wciąż ma to coś za co przed laty pokochały go prawdziwe rzesze kibiców.

fot. Soudal-Quick Step
Bezpieczeństwo

Gdyby nie zamieszanie związane z przesuwaniem startu 16. etapu związane z śniegiem padającym na górskich przełęczach to można by powiedzieć, że organizatorzy świetnie wywiązali się ze swoich zadań i pozostali w cieniu wydarzeń sportowych. Choć można było przeczytać wypowiedzi kolarzy skarżących się, że wyścig organizowany jest z włoską nonszalancją to finalnie ta nie skutkowała żadnymi większymi problemami, a wybrane trasy prowadziły po dobrej jakości drogach oraz uniknięto niebezpiecznych końcówek czy zdradliwych zjazdów. W efekcie po kraksach wycofało się naprawdę niewielu kolarzy – ze złamaniami uczynił to chyba tylko Alexander Krieger, zaś poza nim do Rzymu dotarł ze złamanymi żebrami Mikkel Frølich Honoré, a już na ulicach stolicy Hugo Hofstetter złamał obojczyk. Oby jak najwięcej takich wyścigów.

To jest rok Decathlon AG2R La Mondiale Team

5 zwycięstw w 2020 roku, a później kolejno 12 (21′), 11 (22′) i 9 (23′) sukcesów w całym sezonie notowała francuska grupa zarządzana przez lata przez Vincenta Lavenu, a obecnie będąca pod nowym zarządem Dominique’a Serieysa. Choć jest to podsumowanie wyłącznie Giro d’Italia to chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że zespół ten już w tym momencie ma w 2024 roku 23 zawodowe zwycięstwa, a z Włoch ekipa ta wraca z dwoma wygranymi etapami (Valentin Paret-Peintre i Andrea Vendrame), 4. miejscem w klasyfikacji generalnej (Ben O’Connor) i triumfem w zestawieniu najlepszych drużyn. Co ciekawe transformacja w tak mocną formację nie wynika z wielkich transferów – przed sezonem co najwyżej nieco odmłodzono skład i postawiono na kolarzy, którzy stopniowo się rozwijali oraz dalej ufano liderom, którzy byli w ekipie przez lata. W tym wypadku takie podejście zadziałało świetnie.

Młodzi zdali test dojrzałości

Antonio Tiberi (Bahrain-Victorious) po raz pierwszy w karierze pojechał na klasyfikację generalną i zajął w niej 5. miejsce zostając przy okazji najlepszym młodzieżowcem. 22-latek po dwóch defektach na 2. etapie z metą na Santuario di Oropa tracił do Gerainta Thomasa i Daniela Felipe Martíneza ponad 2 minuty. Na mecie w Rzymie ta różnica wzrosła do niespełna 3 minut, a to pokazuje jedno – Antonio Tiberi jest w stanie walczyć jak równy z równym ze wszystkimi za plecami Tadeja Pogačara. To z pewnością była cenna lekcja dla młodego Włocha, który w przyszłości może zaskoczyć.

Bardzo cenne doświadczenie zebrał także kolejny raz Thymen Arensman. Holender drugi rok z rzędu kończy Giro d’Italia na 6. miejscu w klasyfikacji generalnej, choć ponownie był „tylko” pomocnikiem Gerainta Thomasa. Tym razem jednak dla 24-latka ten wyścig rozpoczął się fatalnie i to musiała być ważna lekcja dla Holendra na temat pokonywania swoich problemów. Cóż, my już kolejny raz dowiedzieliśmy się, że Thymen Arensman w 3. tygodniu jest bardzo mocny – rywale powinni to zapamiętać na przyszłość, bo ten niedługo zostanie głównym liderem w INEOS Grenadiers bądź jakimś inny zespole.

Swoją obecność w wyścigu zaznaczyli także inni młodzi kolarze – finalnie tuż za czołową „10” znalazł się Filippo Zana (Team Jayco AlUla), który nagle musiał wskoczyć w buty lidera ekipy po wycofaniu się Eddy’iego Dunbara. 25-latek wywiązał się z tego bardzo dobrze i choć zabrakło mu mocy w 3. tygodniu to z pewnością pokazał klasę. Ostatnie dni to był za to popis innych młodych Włochów – 21-letni Davide Piganzoli (Team Polti Kometa) piął się w górę by w debiucie zająć 13. miejsce w klasyfikacji generalnej, zaś 20-letni Giulio Pellizzari (VF Group – Bardiani CSF – Faizanè) szalał na trasie ocierając się o wygraną na Monte Pana oraz wjeżdżając do Rzymu w niebieskim trykocie. Tym razem Włoch czynił to w zastępstwie, ale kto wie co przyniesie przyszłość.

Trasa zdała egzamin

Przed startem 107. Giro d’Italia było słychać wiele głosów, że wyścig jest nieco za prosty, że niewiele się dzieje itd. Cóż, rzucały je w eter chyba te same osoby, które potem nie oglądały wyścigu, ale jednocześnie wiedziały co się na nim działo i dlaczego było źle. Realnie patrząc jednak na przekrój zwycięzców oraz to, że nie trzeba było czekać jak przed rokiem na 3. tydzień z walka w klasyfikacji generalnej to należy pochwalić organizatorów za taki kształt trasy. Jak widać nawet bez monumentalnych gór mogą powstawać duże różnice, a ponad 70 kilometrów jazdy na czas nie zabiło emocji. To kolarze tworzą wyścig i „więcej, mocniej, bardziej” nie musi być jedynym sposobem na projektowanie tras.


Mógłbym tak jeszcze długo rozbierać to Giro d’Italia na części pierwsze – po obejrzeniu większości godzin transmisji z etapów wniosków w głowie mam naprawdę wiele, ale nie ma co przeciągać tekstu. Niemniej jednak jeśli mają Państwo jakieś przemyślenia związane z innymi rzeczami bądź chcą się zgodzić z tu opisanymi sprawami czy też z nimi polemizować to jak zawsze zapraszam do sekcji komentarzy. Sam chętnie poczytam Państwa przemyślenia bądź na nie odpowiem – po tak ciekawych trzech tygodniach mam swoisty syndrom odstawienia Giro d’Italia i już nie mogę się doczekać kolejnej edycji, do której zostało ponad 11 miesięcy. Jak dobrze, że w międzyczasie będzie sporo ciekawych wyścigów.

Poprzedni artykułAxel Laurance: „To dla mnie wspaniały triumf”
Następny artykułGiro d’Italia 2024: Jonathan Milan ukarany za pogoń z pomocą samochodów technicznych
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
8 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Majkel Wantyrnałt.
Majkel Wantyrnałt.

Rozstrzygnięcie znane było po pierwszej czasówce, więc o czym tu mowa.

Pantani
Pantani

A co jeśli okaże się że Tadej tak jak Alberto przed dekadą „niechcący” „coś” zjadł?

Andrzej
Andrzej

Myślę, że warto jeszcze napisać o największych przegranych tegorocznej edycji Giro.
Tutaj od razu nasuwa się kilka drużyn:
– Arkea, która kolejny raz pokazuje, że ciężko jest jej skompletować drużynę, która jakkolwiek mogłaby o coś powalczyć
– Groupama, która nastawiona na Pitchiego była zupełnie niewidoczna,
– Alpecin, który mimo włożonej pracy wyjeżdża z Giro bez zwycięstwa,
– Israel zdziesiatkowany przez wycofania i zupełnie niewidoczny.

Kilka nazwisk, które też bardzo zawiodły:
– Jakobsen i Lund Andersen – zupełnie niewidoczni sprinterzy DSM,
– Ewan, który pomimo pracy kolegów ani razu nie znalazł się blisko zwycięstwa, dodatkowo krytykując ich pracę po jednym z etapów,,
– Juan Pedro Lopez – spodziewałem się walki o top 10 po wygranym wyścigu w Alpach, a niestety nie pokazał się on ani w generalce, ani na etapach.

Poza tym chcę podkreślić, że podobała mi się jazda włoskich drużyn z drugiej dywizji, które nie tylko zabierały się z ucieczki w telewizyjne, ale pokazywali się również skutecznie na trudniejszych etapach. Mam wielką nadzieję, że sytuacja nie zmieni się za rok i te drużyny nie zostaną zastąpione bogatszymi teamami.

I na końcu trzeba pochwalić też drużynę UAE. Byłem sceptyczny wobec ich składu i zabrania na wyścig sprinera, ale wszyscy mówiąc kolokwialnie dowieźli co mogli. A etap 20 był pokazem ich siły. Moim cichym MVP jest Vegard Laengen.

Fajny był to wyścig. Może nie było emocji w walce o różową koszulkę, ale za to dostaliśmy spektakl Pogacara, który przejdzie do historii. Co z niego zapamiętam dodatkowo to walkę Merliera z Milanem, piękne zwycięstwa „nowych” kolarzy, czy wspaniałą ucieczkę Alaphilippe z Maestrim.

Teraz chwila przerwy i za miesiąc kolejny Wielki Tour, już nie mogę się doczekać!

Robert
Robert

Ja bym chętnie przeczytał takie „ekipowe” podsumowanie.

Pewnie dlatego, że w końcu czytając o „moim” Movistar nie trzeba by było przeżywać mieszanki goryczy i rozczarowania.

Zasadniczo, wydaje mi się (choć mogę być nieobiektywny), że poza jednym „wybitnym” taktycznie etapem, to Movistar pojechał naprawdę solidny wyścig.

Pelayo wygrał etap, na kolejnym był drugi, sporo atakował…

Nairo – po przygodach na początku sezonu – też drugi na etapie, choć w jego przypadku ciągle mam niedosyt, że mógłby spróbować jeszcze raz, na innym etapie…

Fajną czasówkę pojechał Milesi…

Na sprinterskich etapach Gaviria regularnie ogarniał szeroką czołówkę, choć bez błysku…

No i koniec końców – Einer Rubio, który każdy górski etap przyjeżdżał w czołówce i miał tylko jeden słabszy dzień, a licząc same góry (bez czasówek, które jeździ słabo) był jednym z najlepszych w całym peletonie, no i 7 miejsce w generalce, to mega fajny wynik -> jak na kolarza, który miał pierwotnie walczyć tylko o etap.

Alek
Alek

Ja bym dorzucił fajną postawę Storera z Tudor i ogólnie jak ta ekipa jest budowana.
Zastanawiam się tez, czy Rafął mógłby być liderem na Vuelte? Patrząc jak jechał teraz, to nie wiem czy gdyby jechał na swoje konto to czy nie byłby w stanie walczyć o podium (pytanie ile jest czasówek na vuelcie). Szkoda, że nie pojechał po etap.
W pozostałej części zgadzam się z artykułem i z dwoma rozbudowanymi komentarzami przede mną. Arkea to musiałem sprawdzić, czy byli w ogóle na listach startowych. No ale o ile UAE jest w stanie na każdy wielki tour wystawić 3 równorzędne ekipy (no pomijając aspekt Pogacara) to wiele zespołów ma problem skleić 1 porządny skład.
No i czekamy na tour – mógł być jednym z najciekawszych (wciąż wg mnie 2011 to najlepszy tour jaki oglądałem, z uwagi nawet na to że tam już nie było prawie pomocników i liderzy sami musieli ciągnąć), ale wobec kontuzji Remco, Jonasa i w mniejszym stopniu Roglica mam obawy, czy tak będzie.