Można już powiedzieć, że za nami piękne Giro. Niestety jednak, na dzisiejszym, ostatnim etapie górskim, wróciliśmy do scenariusza znanego z Tour de France. Garminy, tempo i „wielki spokój”.
Plusy:
Powrót „niezniszczalnych”
Przez praktycznie cały wyścig, ekipa Mitchelton – Scott prezentowała się lepiej niż dobrze. Po wczorajszym, swoistym blamażu, dziś, za sprawą Mikela Nieve, Australijczycy wrócili na szczyt. Dobrze widzieć zespół Shane’a Bannana walczący o najwyższe laury.
Minusy:
Powrót do normalności
Nie mamy nic przeciwko pięknym akcjom i zwycięstwom kolarzy Team Sky. Ich taktyka prowadzenia całego etapu pod siebie jest jednak dla nas potwornie nudna. Dziś wróciliśmy do normalności. Szkoda.
Nikt nie był przeciwny
Inną sprawą jest to, że żaden z rywali Chrisa Froome’a nie potrafił dziś nawet wystawić nosa z grupy faworytów. W ten sposób Brytyjczyk dojechał do mety niczym w futerale, co tylko pozwoliło mu ograniczyć do minimum efekty wczorajszej akcji sezonu.