fot. Team Cofidis/Getty Sport

Giro d’Italia 2024 dobiegło końca. Rafał Majka nie wygrał ani razu i nie skompletował etapowego wielkiego szlema, a jednak mogę powiedzieć, pewnie nie ja jeden, że był to taki wyścig, na który długo czekałem. Nawet jeśli żaden z naszych reprezentantów nie powtórzył po 35 latach wyczynu Lecha Piaseckiego. Dlaczego? Dzięki Stanisławowi Aniołkowskiemu.

Kolarski peleton składa się z wielu zawodników – najczęściej jest ich między 150, a 200. Choć, przynajmniej na początku, stanowią jedną zwartą grupę, to ich umiejętności potrafią być naprawdę różne. Kolarskie specjalizacje można wymieniać długo. Od pokazujących się na płaskich etapach dzielnych harcowników, uciekających przez ponad 100 kilometrów tylko po to, by na koniec dać się dopaść peletonowi, przez dynamicznych puncherów po górali świetnie radzących sobie na podjazdach, lecz tracących pewność siebie wtedy, gdy trzeba stawić czoła innemu wyzwaniu niż stroma wspinaczka. Do tego trzeba dodać niebaczących na swój osobisty sukces pomocników, czasowców i… dwie grupy, które podczas wielkich tourów odgrywają pierwszoplanowe role.

Nietrudno zgadnąć, że chodzi tu o sprinterów i liderów na klasyfikację generalną. Spośród wszystkich wspomnianych grup, tylko oni toczą między sobą długofalową grę, która najczęściej pozwala wyłonić spośród nich jednoznacznie tego, który jest zdecydowanie najlepszy – albo przynajmniej, korzystając z fantastycznej pomocy drużyny osiąga najlepsze wyniki. Kolarzom pozostałych specjalizacji jest o to zdecydowanie trudniej, ponieważ mają na to zbyt mało szans. W efekcie, przynajmniej mi, to starcia sprinterów i liderów na “generalkę” ogląda się jak klasyczny serial – z tymi samymi bohaterami radzącymi sobie z różnymi przeciwnościami losu i korzystających z nadarzających się okazji. 

Gdy twój rodak należy do jednej z tych elitarnych grup, już przed wyścigiem możesz oznaczyć sobie poszczególne etapy, a potem włączyć je z myślą, że niemal na pewno czekają cię na nich jakieś – mniejsze lub większe, pozytywne lub negatywne, emocje. I tych etapów jest więcej niż dwa lub trzy, jak to ma miejsce w przypadku czasówek. Liderów na “generalkę” miewaliśmy w ostatnich latach dość regularnie. Głównie za sprawą Rafała Majki, ale swoje pięć minut mieli także Przemysław Niemiec (dłuższe) i Michał Kwiatkowski (krótsze). Ze sprinterami sprawa wygląda zdecydowanie gorzej – żaden z nich nie zanotował w ostatnich wielkich tourach takiego występu jak Stanisław Aniołkowski. Nawet jeśli nie tak dużo brakowało Szymonowi Sajnokowi w dużo słabiej obsadzonej Vuelta a Espana 2019.

Po linii najmniejszego oporu

Jaki właściwie był to występ? Cóż, ocenianie sprintera jest, mimo wszystko, zdecydowanie trudniejsze, niż kolarza walczącego o klasyfikację generalną. Aby dokonać tej ostatniej wystarczy spojrzeć na “generalkę” i od razu wyłania nam się dość klarowny obraz. W przypadku sprinterów sprawa nie jest taka prosta. Nawet jeśli mają klasyfikację punktową, w której, ze względu na system punktacji, właściwie musi wygrać któryś z nich – niezależnie od tego, czy Tadej Pogačar wygrałby 5, 7 czy 10 etapów. Dalsze miejsca bowiem już dla nich zarezerwowane nie są, a czołówka wygląda tak:

Lp. Kolarz Pkt
1 Jonathan Milan 352
2 Kaden Groves 225
3 Tim Merlier 193
4 Julian Alaphilippe 132
5 Tadej Pogačar 126
6 Andrea Pietrobon 117
7 Filippo Fiorelli 116
8 Davide Ballerini 84
9 Jhonatan Narvaez 80
10 Stanisław Aniołkowski 78

 

Jak widać, o ile trzy pierwsze miejsca należą do trzech sprinterów, to już kolejne sześć już nie. Spójrzcie jednak sami, co by się stało, gdyby pójść po linii najmniejszego oporu i sklasyfikować sprinterów tylko według miejsc zajętych przez w tej klasyfikacji.

Lp. Kolarz Pkt
1. Jonathan Milan 352
2. Kaden Groves 225
3. Tim Merlier 193
4. Davide Ballerini 84
5. Stanisław Aniołkowski 78
6. Fernando Gaviria 76
7. Alberto Dainese 70
8. Juan Sebastian Molano 60
9. Caleb Ewan 48
10. Giovanni Lonardi 46

 

“Aniołek” byłby w niej 5. nawet po uwzględnieniu Davide Balleriniego, którego, pomimo kilku udanych finiszów, trudno klasyfikować jako klasycznego sprintera. Z 84 punktów zaledwie 33 zdobył na finiszach a pozostałe, na lotnych premiach po kolejnych odjazdach. Ballerini jest więc może lepszym kolarzem od Aniołkowskiego, ale na pewno nie lepszym sprinterem. Sam Aniołkowski okazał się więc gorszy wyłącznie od Jonathana Milana, Kadena Grovesa i Tima Merliera, a więc od zawodników należących do ścisłej światowej czołówki, zaś sam na pokonanym polu pozostawił m.in. Alberto Dainese, Juana Sebastiana Molano, Fernando Gavirię i Caleba Ewana.

Każdy z nich ma na koncie przynajmniej dwa wielkotourowe zwycięstwa i choć część z nich zdaje się mieć swoje najlepsze lata za sobą, to zwycięstwo żadnego z nich na którymś ze sprinterskich etapów kolejnych wielkich tourów nie byłoby żadną niespodzianką. Podobnie jak Laurence’a Pithiego – rewelacji początku sezonu, który, pomimo nie najgorszych występów w tegorocznym Giro, nie zdołał w tym zestawieniu wejść do czołowej “10”, co też jest wymowne w kontekście poziomu tegorocznej obsady sprinterskiej tego wyścigu.

Inne podejście

Czy klasyfikacja punktowa to najlepszy sposób na sklasyfikowanie najlepszych sprinterów? Na pewno najbardziej wymierny i nieźle sprawdzający regularność. Jednak czy sprinterom chodzi wyłącznie o regularność? I czy rzeczywiście tak ważne w kontekście ich sprinterskich umiejętności jest to, by dojechać do mety całego wyścigu i być branym w klasyfikacji punktowej? Zastanówmy się nad tym.

Jonathan Milan, Kaden Groves, Tim Merlier – tak wygląda podium klasyfikacji punktowej. Czy dokładnie te nazwiska, w tej kolejności, należą do trzech najlepszych sprinterów tegorocznego wyścigu? Dominacja Jonathana Milana nie ulega wątpliwości – nie po trzech zwycięstwach i czterech drugich miejscach, po które udało mu się sięgnąć. Nie po fantastycznej pogoni, której dokonał na zakończenie imprezy.

Ale czy inny trzykrotny zwycięzca etapowy – Tim Merlier nie powinien być przed Kadenem Grovesem, który zwycięstwa nie ma ani jednego? A może przed Grovesem powinien być jeszcze Olav Kooij, który nie ukończył wyścigu, ale dopóki w nim jechał, był lepszy na trzech z czterech sprinterskich odcinków, a przede wszystkim, w przeciwieństwie do Australijczyka, wygrał etap. Zastanówmy się nad tym, który ze sprinterów wrócił do domu z poczuciem niedosytu, a który z poczuciem spełnionego obowiązku. I zastanówmy się nad tym, kogo jako kibice docenimy bardziej (to ostatnie jest bardzo subiektywne, stąd zapraszam Was do dzielenia się własnymi przemyśleniami na ten temat!).

Niezależnie od tego, jakich odpowiedzi na te pytania udzielimy, chyba wszyscy czujemy, że dla sprinterów ważna jest nie tylko regularność, ale też jakość najlepszych wyników. Dlatego postanowiłem stworzyć tabelkę, w której ująłem całą czołową dziesiątkę stworzonej przeze mnie wyżej “klasyfikacji sprinterskiej”, a także pozostałych sprinterów, którzy choć raz zajęli miejsce w czołowej “5” etapu.

Stworzony przeze mnie ranking regularność promuje w bardzo ograniczonym stopniu – lepiej wyglądają w nim ci sprinterzy, którzy potrafią osiągać pojedyncze najlepsze wyniki. Działa tak jak klasyfikacja medalowa wielkich imprez, tylko że kolumny są cztery i obejmują nie medale, a kolejno: zwycięstwa, podia, miejsca w czołowej “5” i miejsca w czołowej “10”.

Kolarz, który ma jedno zwycięstwo będzie w nim, niezależnie od pozostałych występów, wyżej, niż ktoś, kto zaliczył cztery (albo i więcej) miejsca na podium (ale ani jednej wygranej) i tak dalej. Jeśli kolarze mają taki sam wynik w każdej kolejnej rubryce – decyduje najpierw najwyższe osiągnięte przez kolarza miejsce, a jeśli i to nie przyniesie rezultatu – miejsce w klasyfikacji punktowej. Gdyby w ten sposób utworzyć ranking sprinterów, wyglądałby on tak:

lp. kolarz triumfy podium top 5 top 10
1. Jonathan Milan 3 7 8 8
2. Tim Merlier 3 3 4 5
3. Olav Kooij 1 1 2 4
4. Kaden Groves 0 4 3 4
5. Phil Bauhaus 0 2 2 4
6. Stanisław Aniołkowski 0 1 2 5
7. Juan Sebastian Molano 0 1 2 4
8. Giovanni Lonardi 0 1 1 4
9. Biniam Girmay 0 1 1 1
10. Alberto Dainese 0 0 2 5
11. Tim van Dijke 0 0 2 2
12. Danny van Poppel 0 0 1 2
13. Laurence Pithie 0 0 1 2
14. Jenthe Biermans 0 0 1 1
15. Tobias Lund Andersen 0 0 1 1
16. Fernando Gaviria 0 0 0 5
17. Madis Mihkels 0 0 0 4
18. Davide Ballerini 0 0 0 3
19. Caleb Ewan 0 0 0 3

 

W tak utworzonym rankingu Stanisław Aniołkowski zająłby miejsce 6. Rzecz jasna byłoby ono nieco gorsze, niż w poprzedniej tabelce, jednak wynikałoby to z faktu, że uwzględniłem w nim większą liczbę sprinterów. Najważniejszy jest fakt, że znów plasuje się w czołowej czołówce, co jest tym bardziej imponujące, że lista startowa tegorocznego Giro d’Italia jest napakowana topowymi sprinterami. Owszem, najlepszego z nich (jak się na razie wydaje) – Jaspera Philipsena nie było, ale jest to “zmartwienie” jedynie dla Jonathana Milana, który w związku z tym nie może ogłosić się najlepszym sprinterem na świecie.

Dla kolarza takiego jak Polak – ustabilizowanego na poziomie czołowej “10” dużo ważniejsza jest liczba bardzo dobrych sprinterów. A tak się składa, że tych jest naprawdę wielu. Z czołowej “20” sprinterskiego rankingu PCS* przyjechało ich 10 – więcej niż na jakiekolwiek Giro d’Italia lub Vuelta a Espana w XXI wieku. Obsada tegorocznego Giro zdecydowanie była godna Tour de France, gdzie tego typu wynik jest normą. A to oznacza, że Aniołkowski tym bardziej może być dumny ze swojego występu.

*ranking ten ma swoje wady, ale nie wypacza wyników na tyle, bym nie mógł się nim posługiwać w tak ograniczonym stopniu, jak robię to w tym tekście.
Najlepszy sprinter Cofidisu od lat?

Taki kolarz to dla takiego zespołu jak Cofidis – stosunkowo małego, jak na warunki World Touru, prawdziwy skarb, zgadza się? Zdecydowanie tak – ekipie takiej jak ta trudno jest walczyć w klasyfikacjach generalnych wielkich tourów, zatem aby regularnie pokazywać swój trykot w kamerach telewizyjnych musi liczyć albo na liczne ucieczki z udziałem swoich kolarzy, albo wysłać na wielki tour sprintera, który w pojedynkę będzie w stanie walczyć na dużej liczbie etapów. Stanisław Aniołkowski wywiązał się z tego zadania kapitalnie – aby się o tym przekonać, wystarczy porównać jego występ z występami poprzednich sprinterów Cofidisu na wielkich tourach.

Sprinterzy Cofidisu w wielkich tourach od 2020 roku (powrót do World Touru)
rok wielki tour sprinter Cofidisu triumfy podium top 5 top 10
2024 Giro d’Italia Stanisław Aniołkowski 0 1 2 5
2023 Vuelta a Espana Davide Cimolai 0 0 1 1
Tour de France Bryan Coquard 0 0 2 5
Giro d’Italia Simone Consonni 0 0 1 2
2022 Vuelta a Espana Bryan Coquard 0 1 2 2
Tour de France Max Walscheid 0 0 0 0
Giro d’Italia Simone Consonni 0 1 1 4
2021 Vuelta a Espana Piet Allegaert 0 0 1 5
Tour de France Christophe Laporte* 0 0 0 2
Giro d’Italia Elia Viviani** 0 2 3 5
2020 Vuelta a Espana Emanuel Morin 0 0 0 2
Tour de France Elia Viviani** 0 0 2 3
Giro d’Italia Elia Viviani** 0 0 1 2
*Christophe Laporte nie jest typowym sprinterem, więc oprócz finiszów, brał też udział w ucieczkach. Po jednej z nich zajął 2. miejsce na etapie, jednak nie uwzględniłem jej tutaj, bo zestawienie uwzględnia wyłącznie miejsca po finiszach z grupy
** W 2020 roku rozprowadzający Vivianiego Simone Consonni zajął 3. miejsce na etapie Tour de France i 4. na etapie Giro d’Italia. Podczas obu wyścigów tylko raz zameldował się w czołowej „10”, ale jego najlepsze miejsca były lepsze niż Vivianiego. Choć w 2021 roku Włochowi szło już całkiem nieźle, to Consonniemu udało się utrzymać tę tendencję, jeden z etapów, tym razem już nie po finiszu, a po ucieczce, zakończył na 2. miejscu.

 

Jak widać, odkąd Cofidis wrócił do World Touru po kilkuletniej przerwie, tylko jeden sprinter osiągał w wielkich tourach lepsze wyniki. Był to jednak Elia Viviani, a ten jego wynik tak bardzo ucieszył szefów ekipy, że ci… właściwie wyrzucili go z zespołu. U Włocha zdecydowanie wyższy był bowiem poziom oczekiwań, ze względu na to, co osiągnął wcześniej, a także, co pewnie zdecydowanie ważniejsze, ile kosztował włodarzy Cofidisu. 

Nie wiemy, ile zarabia “Aniołek”, ale biorąc pod uwagę, że przychodził z upadającego zespołu prokontynentalnego – zapewne zdecydowanie mniej. Publiczne ruganie ze strony dyrektora sportowego zapewne mu więc nie groziło, jednak i on potrzebował dobrego występu. Dostał szansę życia i po prostu musiał ją wykorzystać – niezależnie od tego, że wcześniej nie udało mu się przepracować pełnego okresu przygotowawczego.

Musimy bowiem pamiętać, że w Cofidisie roi się od świetnych sprinterów. W kadrze wciąż jest bardzo mocny Bryan Coquard, jest szalenie utalentowany Milan Fretin, a do tego jeszcze Axel Zingle, który choć nie jest klasycznym sprinterem, to również potrafi świetnie zafiniszować – zresztą to samo można powiedzieć o Piecie Allegaercie. A o tym, że każdy z nich jest w tym roku bardzo dobry, niech świadczy indywidualny ranking UCI, w którym Aniołkowski, do niedawna był bardzo daleko za każdym z nich.

Mimo to, właśnie on dostał szansę w pierwszym z wielkich tourów i tym bardziej cieszy, że udało mu się ją wykorzystać. Bo to, że tak było, nie ulega najmniejszej wątpliwości. “Aniołek” spisał się w ostatnich tygodniach lepiej, niż uważany za gwiazdę ekipy Bryan Coquard. Francuz – wciąż jeden z lepszych sprinterów na świecie, w koszulce Cofidisu nie doczekał się jeszcze ani jednego tak dobrego występu w wielkim tourze, jak “Aniołek” w Giro d’Italia. Wcześniej zdarzały mu się występy nawet lepsze, ale ostatni raz w 2020 roku, gdy był jeszcze zawodnikiem B&B Hotels.

Co dalej?

To wszystko wróży mu bardzo dobrze na przyszłość – na tyle dobrze, że niektórzy już wróżą mu wielkie sukcesy, jeśli tylko uda mu się trafić do jakiegoś lepszego zespołu – takiego, który zapewni mu albo pociąg z prawdziwego zdarzenia, albo chociaż kilku kolarzy do pomocy. Teoretycznie taki scenariusz nie jest wykluczony – w końcu z komunikatu, który Cofidis opublikował przy okazji podpisywania kontraktu z naszym rodakiem można wywnioskować (choć nie jest to napisane w sposób niepozostawiający żadnych wątpliwości), że Polaka wiąże z zespołem tylko jednoroczny kontrakt. 

Problem w tym, że jeden świetny występ w Giro d’Italia nie czyni z Aniołkowskiego gwiazdy światowego sprintu, a tylko one mogą liczyć na podporządkowany im zespół. Oczywiście, gdyby CCC Team nie zakończyło swojej działalności w 2020 roku, polska ekipa z przyjemnością przygarnęłaby najlepszego polskiego sprintera i zapewniła mu przynajmniej takie warunki jak Jakubowi Mareczce. Niestety polskiej ekipy już nie ma, a worldtourowe zespoły, nawet jeśli gotowe są postawić na kogoś, kto jeszcze nie zdołał pokazać całego swojego potencjału, to z reguły wybierają kolarzy ze swojego kraju lub zawodników zdecydowanie młodszych od Aniołkowskiego, który ma już przecież 27 lat.

Nie oznacza to jednak, że powodów do wiary w jeszcze lepsze występy kolarza Cofidisu nie ma. Przypomnijmy, ten sezon jest dla niego pierwszym na poziomie World Touru. Teraz po raz pierwszy w karierze wystartował w wielkim tourze, a te przecież, ze względu na swoją długość, zdecydowanie różnią się od innych wyścigów. Wystąpił w Giro d’Italia bez choćby jednego rozprowadzającego, a mimo to okazał się lepszy od kilku czołowych sprinterów świata. Pomimo pewnych trudności na początku wyścigu, gdy kilka finiszów zakończył poza pierwszą dziesiątką, później rozkręcał się z każdym dniem i w drugiej połowie wyścigu nie przepuścił już żadnej szansy na finisz. 

Teraz musi tylko, w koszulce Cofidisu, potwierdzić swoją klasę – być może tym razem już z większą pomocą ze strony kolegów z zespołu – w kadrze Francuzów nie brakuje przecież naprawdę szybkich zawodników. Kto wie – być może wtedy nie będziemy musieli zadowalać się już tylko miejscami w czołówce, a nasz kolarz dołoży do swojego palmares zwycięstwa w wyścigach bardziej prestiżowych niż Tour of Hellas. Być może nie warto jednak na razie wybiegać myślami za bardzo do przodu? Cieszmy się tym, że po wielu latach oczekiwania doczekaliśmy się tak dobrego występu w wykonaniu naszego sprintera.

Poprzedni artykułGiro d’Italia 2024: Jonathan Milan ukarany za pogoń z pomocą samochodów technicznych
Następny artykułParyż 2024: Igrzyska Olimpijskie bez mistrza z Tokio
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
13 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Andrzej
Andrzej

Można różne klasyfikacje wymyślać, tylko po co? Porównanie klasy kolarskiej Majki i Aniołkowskiego, to jak zastanawianie się, czy lepszy Lewandowski od Kapustki. Majka w tym wyjątkowo ciężkim wyścigu zajął 15 miejsce ze stratą 37 minut. Aniołkowski był 129 ze stratą ponad 5 i pół godziny.
To nawet wstyd porównywać.

Maciek
Maciek

Świetna analiza, dzięki 🙂

Grzegorz
Grzegorz

Przepraszam ale nie dałem rady doczytać tego do końca. Taki elaborat o facecie, który nic nie wygrał. „Spójrzcie jednak sami, co by się stało, gdyby pójść po linii najmniejszego oporu i sklasyfikować sprinterów tylko według miejsc zajętych przez w tej klasyfikacji.” A gdyby sklasyfikować tylko tych kolarzy, którzy w nazwisku mają literę „ł”? Aniołkowski prawdopodobnie wygrałby klasyfikację generalną, a już na pewno punktową. Co za bzdury!

Jakub Jarosz
Editor
Jakub Jarosz
Reply to  Grzegorz

Czyli zrezygnował Pan przed doczytaniem do potencjalnie bardziej miarodajnych statystyk i narzeka, że tekst jest bzdurą? Moje serdeczne gratulacje. 😉

Grzesiek
Grzesiek

Zacznę się podpisywać jako Grzesiek, bo dwóch Grzegorzów na forum to o jednego za dużo 🙂

Maciek
Maciek

Jak już pisałem, artykuł mi się podobał, ale panu Jakubowi Jaroszowi proponuję mniej zgryźliwych i bezsensowych komentarzy. Trochę klasy. Jeśli ktoś chce pisać negatywne, czasem nielogiczne komentarze, to po co jeszcze bardziej zaniżać poziom będąc redaktorem tego portalu?

Jakub Jarosz
Editor
Jakub Jarosz
Reply to  Maciek

Polemika z nielogicznymi, nastawionymi na pozbawioną merytoryki krytykę dla krytyki komentarzami bądź ich piętnowanie obniża poziom? Mam odmienną opinię.

Maciek
Maciek

Właśnie Pan Redaktor nakręca gównoburzę, po raz już kolejny. Polecam trochę wyluzować i złapać dystansu.

Jan
Jan

Andrzej, świetna analiza wyścigu w wykonaniu Aniołkowskiego. Milan był 118 w generalce ze stratą 5:18:49 do Pogacara, czyli w jego wykonaniu wyścig niewiele lepszy niż Polaka, ale raczej też do zapomnienia. Prawda?

Kolarski Patriota
Kolarski Patriota

Maciek co Ty gadasz. Z debilami trzeba krótko, jeszcze krócej niż to robi redaktor, ale pewnie nie moze przez prace. Głupota pozostawiona samopas mysli, ze ma racje, wiec jazda z takimi Jakub!

Jose Jimenez
Jose Jimenez

Panie Jakubie zafascynowała mnie ta czołowa czołówka;) pozdrawiam..

Andrzej
Andrzej

Jan. Chcesz powiedzieć, że Aniołkowski to prawie Milan?
Brawo.

Maciej
Maciej

Analiza trochę wpisuje się w taką polską megalomanie, ale nie ma wątpliwości co do tego, że obecnie nikogo lepszego nie mamy. Fakt jest też taki, że dzięki Aniołkowi pierwszy raz na Giro podniecałem się w ogóle sprintem, dzięki czemu zupełnie inaczej niż zwykle oglądało mi się tegoroczy wyścig. Szacun.