Fot. BORA hangrohe

Zbiór dziedzin, w których niespecjalnie się wyznaję, i nie zajmuję stanowiska w dyskusjach ich dotyczących jest dość szeroki. Jestem całkowitym laikiem jeśli chodzi o piłkę nożną. Jestem jak tak blondynka z dowcipów o spalonym. Nie wyznaję się na tenisie, nigdy nie przyszło mi do głowy, by sprawdzić dlaczego tak dziwnie się to punktuje. Fascynuje mnie zjawisko curlingu, ale tylko przez pryzmat jego właściwości antydepresyjnych, jako żywo mnie zajmujących, zaś o samym sporcie nie wiem zupełnie nic. Jestem strasznym laikiem w wielu dziedzinach. Co to oznacza? Że nie zajmuję stanowiska w sprawach, o których nie mam zielonego pojęcia, by uniknąć wstydliwej kompromitacji.

Cienias bez ambicji. Powinien odejść na sportową emeryturę i nie przynosić wstydu taką jazdą. On przecież nie umie jeździć. Przytrzymaj mi piwo, sam mu pokażę, jak się jeździ na rowerze, Grażyna, daj mnie tu mojego Huragana, ale „letko” go tylko napompuj. 

Nie ma formy / nie trafił z formą / źle trenował / za mało trenował / za dużo trenował / zła drużyna / za dobra drużyna /…

Nie chce mi się wymieniać wszystkich kalumnii, które w ostatnim czasie wylały się na Rafała Majkę i niejako przy okazji także na Michała Kwiatkowskiego. Bo ten też znów nic, tylko nawala… były mistrz świata, a jedzie jako pomocnik, mistrz Polski, a nie walczy o zwycięstwa etapowe, a tak w ogóle to zawodnik pozbawiony osobistych ambicji. I ta cała Bora Majki i Sky Kwiatkowskiego, przecież każdy wie, że powinni jeździć w polskich klubach, promować to, co rodzime… a, nie, my nie mamy klubów na takim poziomie, jaki oni prezentują. 

Kibic jest przecież kapryśny, chimeryczny, kibic nie zapomina słabszych dni, za to błyskawicznie zapomina i całkowicie przekreśla dotychczasowe osiągnięcia.
Dokładnie taki cyrk był przy okazji przejścia Kwiatkowskiego do Sky, gdzie pierwszy sezon niespecjalnie mu wyszedł. Skończył się jako kolarz. To przejście to był błąd. Dopadła go klątwa tęczowej koszulki. To już czas sportowej emerytury, nie pozbiera się, i tak dalej…

Teraz to samo dotknęło Majkę. Kibic nie wnika w okoliczności, w piekielnie wyrównany poziom czołówki, w kraksy czy totalny brak pomocników o charakterystyce choć odrobinę zbliżonej do Majki. Kibic widzi tylko to, że pierwsza piątka generalki odjechała – a przecież obiecywał…

Obiecywał, że będzie walczył o pierwszą piątkę. Nikt nie dostrzega, że teraz wyścigi trzytygodniowe rozgrywają się o sekundy; nikt nie wnika, że czasy, dzielące pierwsze od drugiego miejsca godzinnymi różnicami dawno odeszły w niebyt. Teraz Majka odpadł na pierwszych większych górach – e, cienias bez ambicji. I żadnego znaczenia nie ma późniejsze atakowanie na trzech etapach z rzędu, walka o dwa zwycięstwa etapowe na piekielnie ciężkich etapach górskich. Mamy to generalnie w poważaniu; ważniejsze jest to, że możemy pobawić się w naszą narodową specjalizację, czyli „szcza się na zwłoki, gryząc grdykę”, cytując Staszewskiego.

Nikt już nie pamięta, jak błyskotliwie przejechał pierwsze, płaskie etapy, jako jedyny z nominalnych górali nie tracąc nic do czołówki.
Obiecywał. Bo jest mocny. Bo piekielnie ciężko trenuje, poświęcając temu cały możliwy czas. Obiecywał, bo ma na to papiery.

Jako kibice kochamy nienawidzić.

Mam nadzieję, że żaden z nich, choćby przez przypadek, nie zauważy żadnych wpisów na swój temat. Bo większość „kibiców”, odsyłających naszych najmocniejszych kolarzy do diabła najzwyczajniej pojęcia nie ma bladego, jakich gigantycznych poświęceń wymaga znalezienie się tam, gdzie są oni.

To najbardziej wyselekcjonowana elita elit. To top topów. To poziom niedostępny dla setek bardzo dobrych kolarzy zawodowych. Bardzo dobrych, ale nie błyskotliwych.

A czym różni się poziom elity od rodzimego zawodowstwa? Jasno pokazały to ostatnie Mistrzostwa Polski, ogolone przez Michała Kwiatkowskiego przy wybitnej pomocy Michała Gołasia. Przyjechała na mistrzostwa trójka elity prosów. Kwiato, Gołaś, Bodnar.
I co zrobili? Od początku ustawili wyścig pod siebie. Zrobili dokładnie to, co chcieli, tam gdzie chcieli, pokazując naszym pozostałym klubom zawodowym, jaka jest różnica miedzy elitą a jej zapleczem. Rozegrali wyścig, jakby jechali z juniorami.

Ale co z tego, skoro kibic i tak wie, że Metallica skończyła się po Kill`em all.

Źródło: www.inaczejokolarstwie.blogspot.com

Poprzedni artykułArnaud Démare: „To jest najlepsza odpowiedź, jakiej mogłem udzielić”
Następny artykułKorona Pirenejów – zapowiedź 19. etapu Tour de France 2018
"Master of disaster" Z wykształcenia operator saturatora; brak możliwości pracy w wyuczonym zawodzie rekompensuję jeżdżąc rowerem i amatorsko się ścigając, bardzo lubię też o tym pisać. Rytm tygodnia, miesiąca i roku wyznacza mi rower. Lubię się ścigać, i gdy jakiś wyścig mi nie wyjdzie, to wśród kolegów-kolarzy mówię, że jestem redaktorem sportowym, a gdy jakiś tekst mi nie wyjdzie, wśród redaktorów mówię, że jestem kolarzem-amatorem. I tylko do teraz nie rozgryzłem, czy bardziej lubię się ścigać, czy też pisać o tym, dlatego nadal zamierzam czynić i jedno i drugie, póki starczy sił.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments