A.S.O. / Pauline Ballet

Możemy się zachwycać pomysłami mającymi na celu uatrakcyjnienie wyścigu, chociażby takimi jak liczący niecałe 100 kilometrów sprint po górach. W trakcie trzytygodniowego wyścigu, który przecież jak żadna inna impreza sportowa nie testuje tak bardzo ludzkiego organizmu, musi pojawić się etap iście maratoński. W tegorocznej Wielkiej Pętli najdłuższy odcinek nadszedł właśnie dziś – w trzynasty dzień miesiąca, a na dodatek w piątek.

Piątek ma dla większości społeczeństwa ten plus, że jest ostatnim dniem tygodnia. Wielu z nas już od wejścia do miejsca pracy co kilka minut nerwowo spogląda na zegarek odmierzając godziny i minuty do upragnionego weekendu. Peleton dziś będzie nerwowo spoglądać na liczniki, bo gdy tylko wyruszą na trasę istnieje duże prawdopodobieństwo, że dzisiejszy dzień będzie im się dłużyć.

Po dwóch dniach spędzonych w Arden…W Bretanii wydaje się, że organizatorom przyświecał plan, by zawodnicy mogli nieco odpocząć już przed weekendem, który przecież ma według wszystkich odwrócić klasyfikację generalną do góry nogami. Cóż, 231 kilometrów po trasie niemal całkowicie płaskiej brzmi jak średni plan na aktywną regenerację przed jednym z decydujących o losie wyścigu etapów.

Piątkowa przejażdżka z zachodu na wschód, z Fougeres do Chartres, wygląda na mało atrakcyjną nawet dla najwaleczniejszy z walecznych Francuzów. Co innego mógłby powiedzieć Thomas Voeckler, który 14 lat temu właśnie w Chartres zdobył żółtą koszulkę i heroicznie bronił jej przed pewnym Amerykaninem. Ostatecznie śmiem twierdzić, że jedna górska premia, w dodatku 4. kategorii, na odcinku 231 kilometrów to mogłoby być za mało i dla tak walecznego zawodnika jakim był Voeckler.

Co mówiliśmy o dzisiejszym etapie przed rozpoczęciem Wielkiej Pętli?

Etap 7, 13 lipca: Fougères  ›  Chartres – 231 km

Maratoński etap, najdłuższy w przyszłorocznej edycji. Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego w postaci ataku najdzielniejszych Francuzów to ponownie do walki wkroczą sprinterzy.

Nie będę nawet próbował porywać się na typowanie składu ucieczki. Mogłoby się tam znaleźć nawet pół peletonu (to mogłoby zapewnić dziś jakieś emocje!), ale spodziewam się grupy jednak niezbyt licznej, która prawdopodobnie zostanie pozbawiona szans na dojechanie do mety przed peletonem jeszcze wcześniej niż zazwyczaj. Równo po 200 kilometrach umiejscowiono sprint bonusowy, który może zachęcić sprinterskie ekipy do złapania harcowników zanim jeszcze zdążą pomyśleć, że jednak mają jakieś szanse.

Jeśli więc sprinterzy to trzeba dziś postawić na Fernando Gavirię (Quick Step Floors). Stawiam na Kolumbijczyka nawet mimo tego, że ostatnie metry będą wiodły delikatnie w górę, a to powinno raczej faworyzować Petera Sagana (Bora-hansgrohe). Mistrz świata jednak poprzednie dwa dni dzielnie walczył o kolejne punkty do klasyfikacji sprinterskiej i może to mu się odbić czkawką właśnie dziś. Nie twierdzę, że Gaviria miał w Bretanii wolne, bo również musiał się ścigać, ale jednak końcówki poprzednich dwóch odcinków spędził na jeździe o zupełnie innej intensywności niż Słowak i to może zrobić różnicę na decydujących metrach.

Nie bez szans będzie dziś także Andre Greipel (Lotto-Soudal). „Gorilla” od początku wyścigu jest w czubie i dziś, gdy z profilu można spodziewać się siłowego sprintu, Niemiec ma szanse powalczyć o swoje etapowe zwycięstwo. Może na przełamanie, w piątek trzynastego, wreszcie objawi nam się w tym wyścigu Dylan Groenewegen (LottoNL-Jumbo)? Póki co jest to niezbyt udany wyścig dla Holendra, a był on przecież przez wielu typowany na tego który może zdominować sprinty podczas tegorocznego Tour de France. Podobnie zresztą jak w przypadku Alexandra Kristoffa (UAE Team Emirates). Mistrz Europy jedzie na razie nieco lepiej niż Groenewegen, ale i tak brakuje mu błysku w sprincie.

Mam mieszane uczucia co do Marcela Kittela (Katusha-Alpecin). Na otwarcie wyścigu zaprezentował się nieźle, ale potem już zabrakło błysku. Jak na razie zdecydowanie więcej spodziewałem się po zawodniku, który przecież ma już 14 etapowych zwycięstw w Tour de France.

Francuzi naturalnie będą stawiać na Arnaud Demare (Groupama-FDJ). Sam zawodnik musi być rozczarowany swoją dotychczasową postawą, bo zaledwie jedno pudło zdobyte na drugim etapie to zdecydowanie za mało jak na zawodnika tego kalibru. Gdyby jednak udałoby się dziś triumfować podopiecznemu Marca Madiot to ponownie francuskie nadzieje rozbudziłyby się w Chartres, zupełnie jakby cofnięto się w czasie, gdy 14 lat temu żółtą koszulkę zakładał Thomas Voeckler…

 

Poprzedni artykułJak wiele daje jazda w grupie?
Następny artykułMistrzostwa Europy 2018: Evenepoel ze złotem, Papierski 10
Licencjat politologii na UAM, pracuje w sklepie rowerowym, półamatorsko jeździ rowerem. Za gadanie o dwóch kółkach chcą go wyrzucić z domu. Jeśli już nie zajmuje się rowerami, to marnuje czas na graniu w Fifę. W trakcie Tour de Pologne zazwyczaj jest na Woodstocku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments