Pierwszy weekend z Tour de France stał pod znakiem kraks i strat czasowych wielu faworytów. Największego pecha mieli jednak Tsgabu Grmay i Lulu Sanchez, którzy jako pierwsi zmuszeni byli do wycofania się z rywalizacji.
Grmay zmagał się już z bólem brzucha przez ostatnie kilka dni, ale problem nasilił się podczas drugiego etapu i uniemożliwiał dalszą jazdę. Zawodnik Trek-Segafredo nie ukrywał swojego rozczarowania.
Trudno opisać jak bardzo jestem zawiedziony i jak mi smutno, że tak szybko muszę opuścić Tour de France, który był wyścigiem moich marzeń. Przyjechałem tu przygotowany jak nigdy, chcąc jak najbardziej pomóc drużynie i Bauke [Mollemie], gdy wyścig wjedzie w góry. To zniweczyło wszystkie plany, ale po prostu nie byłem w stanie jechać dalej. Czuję się okropnie. Życzę kolegom sukcesów w dalszej części wyścigu
-opowiadał wyraźnie zasmucony Erytrejczyk.
O ile problemy Grmaya nie wydają się zbyt poważne to mniej szczęścia miał Luis Leon Sanchez. Hiszpan zmuszony został się wycofać po kraksie w której doznał pięciu złamań.
Całe wydarzenie miało miejsce 40 kilometrów przed metą i choć zawodnik Astany próbował jeszcze wrócić na rower to jednak zmuszony był wsiąść do karetki i wycofać się z dalszej rywalizacji. Badania w szpitalu w La Roche-sur-Yon wykazały złamanie łokcia i czterech żeber i konieczna będzie operacja, którą Sanchez przejdzie już w Hiszpanii w ciągu kilku najbliższych dni. Dopiero wtedy będzie możliwe dokładne określenie jak długiej przerwy będzie potrzebował zawodnik Astany zanim wróci do treningów.