Przed laty, zafascynowany do granic bezdechu obserwowałem, jak adepci wojskowi uczą się latać. Uczyli się latać teoretycznie; i choć brzmi to niczym klasyczny oksymoron, to rzeczywistość tak właśnie wyglądała – po narysowanych kredą na lotnisku kreskach biegali dwójkami żołnierze, rzecz jasna z rozłożonymi na bok rękami, imitującymi skrzydła. Czasami wolniej przechodziła obok czwórka – to byli czołgiści. Taka też była moja pierwsza myśl o trzymanym, tym razem jaskrawo-zielonym, kasku BELL Falcon z systemem MIPS, który miałem przetestować. Ale jak praktycznie przetestować kask, nie zaliczając przy tym widowiskowej kraksy…?

Kask rowerowy oceniać można z kilku perspektyw: wygody noszenia, wentylacji, systemu dopasowania do głowy, estetyki, wagi oraz funkcjonalności. I ta ocena, funkcjonalna właśnie pozostaje w przypadku testowanych kasków wielką niewiadomą. Bo oceną funkcjonalną jest bezpieczeństwo głowy w przypadku upadku, a tego nie da się zweryfikować bez mocnego uderzenia kaskiem.

Kask otrzymałem w tradycyjnym pudełku, chwila na rozpakowanie i już mierzę; jednak szybciej niż założyłem, kask zdjąłem. Sprawdzam, jak wygląda ów system MIPS. Mający za zadanie chronić mózg przed uderzeniami pionowymi, ale też skośnymi, w tym modelu wykonany jest z lekkiego poliwęglanu, a nie z folii jak w innych kaskach. Do tego kolejna nowość –  elementy trzymania są pochowane, przez co powierzchnia samego MIPS-a jest dużo większa w całej konstrukcji.  Wewnętrzna skorupa jest lekko ruchoma w stosunku do zewnętrznej, jednak po założeniu kasku na głowę pozostaje on stabilny i nieruchomy.

Założenie kasku wiązało się z koniecznością dopasowania do obwodu głowy specjalnym pokrętłem, to zaś połączone jest z wewnętrzną warstwą MIPS. To powoduje, że po zapięciu kasku i „dokręceniu” go wewnętrzna skorupa lekko się usztywnia i bardzo dobrze trzyma głowę. By od razu rozwiać potencjalne wątpliwości – nie czuć jej w żaden sposób; poliwęglan skorupy jest dość cienki i elastyczny. Po dopasowaniu i zapięciu paskami kask staje się po prostu wygodny. Waga – w zależności od rozmiaru – 280 gram nie jest odczuwalna nawet przy długim treningu. Co w pierwszej chwili zwróciło uwagę; to że przy systemie MIPS kask po zapięciu, jego zewnętrzna warstwa, jest minimalnie ruchoma. I taka być powinna, w ten sposób ma zadziałać amortyzacja w przypadku uderzenia.

A skoro powiedzieliśmy o paskach – tu BELL zastosował „nie skręcające się” paski. I fakt; przez tyle dni, co testowałem ów kask żaden z pasków nie pokręcił się, nie zdarzyło się, by po założeniu kasku trzeba było tracić czas na ich układanie. A wiem, co mówię, bo mój czteroletni kask, w którym normalnie jeżdżę (nieźle już zmęczony) paski ma pokręcone niczym dredy rastafarian…

Ten model kasku wyposażony został w osiemnaście otworów wentylacyjnych. Skoro testy odbywały się w ciepłe dni, na tę funkcję kasku zwróciłem szczególną uwagę; w ciepłe dni wentylacja głowy podczas długiego treningu jest rzeczą strategiczną.
Na szczęście, czy to własnej głowy czy też kasku BELL, wentylacja sprawdziła się wyśmienicie. Nie mam pojęcia, w jaki sposób inżynierowie BELL`a wyliczyli i zaprojektowali otwory, ale wiem, że zrobili kawał dobrej roboty.

Kask sprawdzałem na dwa sposoby; jeżdżąc w potówce i bez niej. W obydwu przypadkach nie pojawiło się zjawisko potu spływającego w oczy, co – jak jeździcie, to wiecie, o czym mówię – nie jest miłym przeżyciem, bo sól w oku do przyjemnych nie należy. Wynika to z prostej rzeczy – tworzywo, z którego zrobiono wewnętrzną wyściółkę spełnia swoją rolę i doskonale absorbuje pot. Co też da się zauważyć po treningu, bo materiał ów da się bez problemu wyżąć…

Ocena kolorystyki kasku jest rzeczą całkowicie indywidualną, ale ów jaskrawo-zielony kolor ma zaletę, którą każdy trenujący powinien mieć z tyłu (a w zasadzie – na) głowy. Taki kolor sprawia, że jesteśmy nieco lepiej widoczni dla kierowców.

Wygoda użytkowania; to oczywiście punkt całkowicie subiektywnej oceny, ale na tym przecież polegają recenzje. Jeździłem w kasku na szosie, kilkanaście treningów i – nieco mniej – w terenie, na przełaju. To jest w zasadzie najważniejsze w odbiorze kasku, bo co z tego, że kask opisywałby milion akronimów, jeśli byłby po prostu niewygodny? A w tym kasku jeździło mi się po prostu dobrze. Nie ciążył, nie przeszkadzał, nie ograniczał widoczności. Dotyczy to tak szosy jak i przełajów. Zapięcie i rozpięcie, wymagające użycia tylko jednej ręki, bez najmniejszego problemu można dokręcić go w czasie jazdy, o ile przyjdzie taka potrzeba.

Cóż, to w zasadzie tyle, co można napisać o kasku, który nie brał udziału w żadnej kraksie; najważniejsze zaś w jego używaniu jest po prostu wygoda. W tym wypadku warunek ten został po prostu spełniony.

Poprzedni artykułTour de France 2018: Bauke Mollema na czele Trek – Segafredo
Następny artykułAlexis Guerin w Delko Marseille Provence KTM
"Master of disaster" Z wykształcenia operator saturatora; brak możliwości pracy w wyuczonym zawodzie rekompensuję jeżdżąc rowerem i amatorsko się ścigając, bardzo lubię też o tym pisać. Rytm tygodnia, miesiąca i roku wyznacza mi rower. Lubię się ścigać, i gdy jakiś wyścig mi nie wyjdzie, to wśród kolegów-kolarzy mówię, że jestem redaktorem sportowym, a gdy jakiś tekst mi nie wyjdzie, wśród redaktorów mówię, że jestem kolarzem-amatorem. I tylko do teraz nie rozgryzłem, czy bardziej lubię się ścigać, czy też pisać o tym, dlatego nadal zamierzam czynić i jedno i drugie, póki starczy sił.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments