fot. Nowy Targ Road Challenge

Góry – muza poetów, malarzy i fotografów, przy swoim niewątpliwym uroku jednocześnie są bezwzględne; nie wybaczają też błędów. Góry nie biorą jeńców. Góry, hołubione przez artystów, od kolarzy-amatorów słyszą jednak nieco inne, kierowane w ich stronę przymiotniki…

Nowy Targ Road Challenge to doskonale zorganizowany wyścig, który skupia całą śmietankę kolarzy – amatorów (specjalizujących się w pokonywaniu przełęczy górskich rączo niczym kozica) a także mnie osobiście, o którym to powiedzieć można wiele, ale nie to, że radzę sobie w górach. Ot, typowy mazowiecki góral, o bardziej niskopiennej charakterystyce, radzący sobie co najwyżej z większymi wiaduktami w okolicy…

Z rana, przed wyścigiem, od kolegów mierzących w nieco wyższe miejsca klasyfikacji generalnej usłyszałem komentarz, rzucony po mojej uwadze o 7% podjeździe. Brzmiał on:

7%? To zjazd jest…

To, że będzie ciężko, wiedzieli wszyscy. Tam nie jadą ludzie z przypadku. Dobrze pamiętałem podjazd z ubiegłego roku pod Przełęcz Knurowską. Do tego podjazdu organizatorzy dołożyli jeszcze jeden, piekielnie wymagający podjazd pod Studzionki. Również i pogoda nie rozpieszczała – miało miejsce i dwukrotne oberwanie chmury jak i miejscami prażyło skwarne słońce.

PROLOG, JAZDA NA CZAS, 11,6 KM KNURÓW – STUDZIONKI, 514 METRÓW PRZEWYŻSZENIA

Ktoś, kto przyzwyczaił się do tradycyjnego widoku czasowych rowerów kolarskich przed rozpoczęciem czasówki mógł być zdziwiony, widząc niemal dwustu zawodników, rozgrzewających się przed jazdą na czas w górach. Żadnego roweru czasowego, czy też przystawki czasowej na kierownicy. Etap jazdy na czas to dwie ciężkie wspinaczki – najpierw Przełęcz Knurowska, kręte 4,5 km, potem Studzionki 1,7 km– podzielone jednym, szybkim acz technicznym zjazdem. O ile z poprzedniej edycji znałem podjazd przełęczą knurowską, o tyle Studzionki znałem tylko z pełnych szacunku opowieści kolegów – kolarzy.

Przełęcz Knurowska, zjazd i „już” tylko ostatnia część, czyli „ledwie” 1,7 km podjazdu pod Studzionki. I niech nikogo nie zwiedzie to „ledwie”, bo tak ostrego podjazdu nie jechałem jeszcze nigdy w życiu, a miałem okazję niedawno przejechać choćby podjazd pod Gramartboden, wieńczący ostatnią pętle trasy mistrzostw świata w Innsbrucku. Studzionki to podjazd w mojej opinii poza kategorią, ale ja góralem nie jestem. Niech o jego skali trudności świadczy fakt, że naprawdę wielu zawodników i zawodniczek najostrzejszą część pokonywało pieszo, prowadząc rowery, a przecież na górską etapówkę nie przyjeżdżają niedzielni rowerzyści. Sam mijałem kilku idących zawodników, choć uczcicie powiedzieć muszę, że moja prędkość niewiele odbiegała od ich prędkości… zaś gdy wyprzedzał mnie Krystian Piróg, zwątpiłem we wszystko, z podstawowymi prawami fizyki włącznie. Krystian zresztą długo siedział na „gorącym krześle lidera” do przejazdu Patryka Wójcika, który pokonał go o trzy sekundy. Patryk pokonał trasę w 00:26:36.

Pierwsza trójka open:

  1. Patryk Wójcik,

  2. Krystian Piróg,

  3. Marcin Kobiałka.

Wśród kobiet:

  1. Angelika Grabiec (czas 00:32:59)

  2. Dorota Gąsiewicz

  3. Kamila Biernat

  1. Miejsce zajęła Magdalena Chmielewska z Team NaSzosie

ETAP DRUGI – DURSZTYN, 107 KM, 2050 METRÓW PRZEWYŻSZENIA

By dojechać do Dursztyna, trzeba pokonać niemal czterokilometrowy podjazd z Krempach. Nic a nic nastroju nie poprawiał fakt, że w czasie wyścigu będzie on pokonywany jeszcze dwa razy. Warte podkreślenia jest to, że część trasy poprowadzona była nowo wybudowaną niezwykle widowiskową ścieżką rowerową. Ustawienie w sektorach (pierwsza 50 generalki z przodu) i barwny peleton ruszył od razu w dół, piękną i malowniczą drogą, wiodącą początkowo w dół. I to były jedyne chwile, gdy peleton jeszcze jechał zwartą grupą.

Prawdziwa selekcja rozpoczęła się na podjeździe pod Łapszankę (pokonywanym dwukrotnie) oraz nieco krótszym, ale wymagającym podjeździe pod Czarną Górę. Dość wcześnie z peletonu odjechała ucieczka, w której kręcił późniejszy, solowy zwycięzca etapu, Jarosław Górecki.

Zawieszone bardzo nisko, sine niebo, nie napawało optymizmem już od samego początku; monochromatyczne chmury, zza których nie widać było szczytów gór rozpoczęły swoją deszczową orkiestrę po około godzinie trwania etapu. Oberwanie chmury, które przeszło nad okolicą, błyskawicznie zmieniły zjazdy w wyolbrzymione w oczach rwące potoki, nanoszące na asfalt błoto z pól. Rywalizacja do końca etapu rozgrywała się w rytm zacinającego deszczu, lecz nie wpłynęło to na jazdę czołówki. Niestety, kilku zawodników zwiedziło pobocze, dopisując do barwnych historii, opisywanych bliznami po szlifach nowe rozdziały.

Pierwszy na metę w tych wymagających warunkach wpadł Jarosław Górecki, niecałą minutę przed rozciągniętą pogonią, prowadzoną przez Marcina Kobiałkę.

Pierwsza trójka open:

  1. Jarosław Górecki,

  2. Marcin Kobiałka,

  3. Maciej Habrat.

Wśród kobiet:

  1. Angelika Grabiec,

  2. Dorota Gąsiewicz,

  3. Ewa Karchniwy,

  1. Miejsce zajęła Magdalena Chmielewska z Team NaSzosie

ETAP TRZECI – NOWY TARG, 105 KM, 1260 METRÓW PRZEWYŻSZENIA

Przed laty Kazik Staszewski śpiewał „ten dzień przywitał nas ulewą”, i tak też było od wczesnego rana w okolicach Nowego Targu. Pogoda nie była łaskawa; przed startem nie padał co prawda deszcz, ale z przerwami lekko siąpiło. Na stracie honorowym – ze stadionu miejskiego – peleton ruszył w kierunku rund, z głównym podjazdem pod Pyzówkę – pokonywanym pięciokrotnie. Mimo że pierwszy podjazd – pod Łapszankę – nie jest jakoś specjalnie wyniszczający, to jednak jego długość, kumulacja zmęczenia oraz kilkukrotne jego pokonanie przyniosło swoje żniwa. Peleton rozciągnął się bardzo szybko; czołówka jechała w swoim, niedostępnym dla zwykłych śmiertelników tempie, pozostali jechali w mniejszych grupkach.

Ponownie, po pokonaniu trasy oraz technicznego do Nowego Targu ma metę wpadła rozciągnięta grupka liderów, z niej pierwszy przeciął linię mety Mariusz Pałyga.

Nowy Targ Rad Challenge, edycja 2018 przeszła do historii. A nogi boleć będą jeszcze kilka dni.

Pierwsza trójka open:

  1. Mariusz Pałyga,

  2. Marek Wojnarowski,

  3. Michał Nabiałek.

Wśród kobiet:

  1. Angelika Grabiec,

  2. Dorota Gąsiewicz,

  3. Kamila Biernat,

  4. Magdalena Chmielewska z Team NaSzosie

Klasyfikacja generalna:

  1. Jarosław Górecki (Kolarski.eu),

  2. Krystian Piróg (Thule-JMP-Apteka Gemini)

  3. Marcin Kobiałka (Ośka Warszawa).

Wśród kobiet:

  1. Angelika Grabiec (JAS-KOLKA),

  2. Dorota Gąsiewicz (TriActiv),

  3. Kamila Biernat (In Mogilany Cycling Team)

Pełne wyniki na stronie:

https://system.timedo.pl/custom/ntrch2018/generalka/generalna_indywidualna.pdf

Poprzedni artykułGeraint Thomas zmieni barwy?
Następny artykułTour de Suisse 2018: Kelderman wraca po kontuzji obojczyka
"Master of disaster" Z wykształcenia operator saturatora; brak możliwości pracy w wyuczonym zawodzie rekompensuję jeżdżąc rowerem i amatorsko się ścigając, bardzo lubię też o tym pisać. Rytm tygodnia, miesiąca i roku wyznacza mi rower. Lubię się ścigać, i gdy jakiś wyścig mi nie wyjdzie, to wśród kolegów-kolarzy mówię, że jestem redaktorem sportowym, a gdy jakiś tekst mi nie wyjdzie, wśród redaktorów mówię, że jestem kolarzem-amatorem. I tylko do teraz nie rozgryzłem, czy bardziej lubię się ścigać, czy też pisać o tym, dlatego nadal zamierzam czynić i jedno i drugie, póki starczy sił.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments