Gran Sasso d'Italia / RCS Sport

Niedziela w Giro d’Italia tradycyjnie już jest dniem górskich wspinaczek, a ten będzie wyjątkowo długi. Pod względem pokonywanych kilometrów co prawda nie pobije czekającego peleton w najbliższy wtorek etapu wiodącego przez Nizinę Padańską, jednak czasem spędzonym na rowerze, jak najbardziej. I możemy mieć nadzieję, że nie będzie to czas stracony, ponieważ wynik batalii na finałowym odcinku Gran Sasso d’Italia może położyć kamień węgielny pod czyjeś różowe imperium.

Nie istnieje znacznie krótsza lub łatwiejsza droga prowadząca na szczyt Gran Sasso d’Italia – masywu znacznie wyniesionego ponad otaczające go granie Apeninów, dzięki czemu smagany przez wiatr, rozpościera on przywołujące na myśl alpejskie przełęcze krajobrazy. To właśnie niedostępność Gran Sasso, w połączeniu z położeniem w samym centrum włoskiego „buta” niegdyś sprawiły, że znajdująca się na jego stokach stacja narciarska Campo Imperatore wydała się idealnym miejscem do przetrzymywania Benito Mussoliniego po jego krótkim pobycie ma małych wysepkach Morza Tyrreńskiego.

Wówczas potwierdziło się, że formacje spadochronowe stanowiły panaceum na sytuacje beznadziejne i były w stanie odwracać losy przegranych bitew. Dziś, podczas długiej wspinaczki na ten najwyżej wyniesiony masyw Apeninów (2912 m n.p.m.), dla zawodników walczących o różową koszulkę i trofeo senza fine nie będzie żadnej drogi na skróty i wydaje się, że to właśnie tam wielu z nich po raz pierwszy odkryje swoje karty.

Pierwszym kategoryzowanym podjazdem dnia będzie Roccaraso, gdzie przed dwoma laty swój pierwszy etapowy triumf w Giro d’Italia odniósł Tim Wellens (Lotto Soudal). Umieszczony w centralnej części trasy, nie odegra roli w kontekście walki o klasyfikację generalną wyścigu, ale pokaźna pula punktów do klasyfikacji górskiej gwarantowana na jego szczycie powinna sprawić, że z morza oportunistów zaczną wyłaniać się ci zawodnicy, którzy całkiem poważnie myślą o paradowaniu ulicami Rzymu w pięknej maglia azzurra.

Do czasu wspinaczki na Roccaraso przewaga ucieczki dnia nad główną grupą powinna się ustabilizować, a to, co wydarzy się na następującym po niej długim odcinku prowadzącym do dwóch finałowych podjazdów niedzielnego etapu bardzo jasno wskaże, wedle którego scenariusza rozegrana zostanie końcówka.

Jeśli wczorajszy Montevergine nazwaliśmy wzniesieniem długim i regularnym, przy długości 26 kilometrów i średnim nachyleniu 3.9%, Gran Sasso d’Italia mówi „hold my beer”, a trzeba pamiętać, że pokonany on zostanie w sekwencji z bezpośrednio poprzedzającym go Calascio (14.8 km, śr. 6%, max. 10%), co w rezultacie przełoży się na 40 kilometrów niemal nieustannej wspinaczki.

I o ile wszystkie te dane skłaniają do stwierdzenia, że będzie to rozrywka dedykowana obdarzonym dieslowskimi silnikami zawodnikom, Gran Sasso podzielić można na dwa odmienne w swojej charakterystyce podjazdy, a jego finałowe 4 kilometry (śr. 8.2%, max. 13%) powinny zapewnić niedzielnemu etapowi dostatecznie wybuchowy finał.

Oto, co na temat 9. etapu 101. edycji wyścigu Giro d’Italia mieliśmy do powiedzenia jeszcze przed rozpoczęciem imprezy:

Etap 9, 13 maja: Pesco Sannita  ›  Gran Sasso d’Italia / Campo Imperatore (225 km)

Jeśli jednak nie zainspiruje, tradycyjnie umieszczany na trasie Giro d’Italia etap dedykowany pamięci Marco Pantaniego powinien, nawet jeśli najbardziej interesująca historia związana z finałowym podjazdem wcale nie dotyczy triumfu Pirata z roku 1999. Stanowiąc najwyżej wyniesiony masyw Apeninów i jednocześnie ich najbardziej centralny punkt, Gran Sasso d’Italia zasłynęło jako miejsce uwięzienia Benito Mussoliniego aż to czasu jego uwolnienia przez nazistów w roku 1943. Choć podjazd nie należy do najcięższych (26 km, śr. ok. 3-4%, max. 13%), jest bardzo długi, a jego najtrudniejsze partie przypadają na ostatnie trzy kilometry. W dodatku jako pierwszy finisz tego typu w tegorocznej edycji wyścigu, zostanie on poprzedzony dwoma innymi wysoko wycenionymi wzniesieniami, a na wzmożone apetyty liderów powinien wpłynąć fakt, że kolejnego dnia czeka ich (miejmy nadzieję) zasłużony odpoczynek.

Wczoraj najbardziej wytrwałemu z uciekinierów zabrakło jedynie kilometra, by odnieść swój największy w zawodowej karierze sukces, jednak większość najbardziej doświadczonych harcowników nie zdołała załapać się do odjazdu dnia.

Podejrzewamy zatem, że dziś kolejną próbę podejmą Alessandro De Marchi (BMC Racing), Tim Wellens (Lotto Fix All), Ben Hermans (Israel Cycling Academy), Giovanni Visconti (Bahrain Merida), Felix Grossschartner (Bora-hansgrohe), Jan Hirt (Astana), Robert Gesink (LottoNL-Jumbo) i Giulio Ciccone (Bardiani-CSF).

Spośród wyżej klasyfikowanych zawodników, ataku na stromych finałowych rampach mogą spróbować Miguel Angel Lopez (Astana), Davide Formolo (Bora-hansgrohe), Esteban Chaves (Mitchelton-Scott) i Domenico Pozzovivo (Bahrain Merida), podczas gdy na swoje przyspieszenie w finiszu z grupy liderów ponownie liczyć będą Thibaut Pinot (Groupama-FDJ), Simon Yates (Mitchelton-Scott) i Tom Dumoulin (Team Sunweb).

 

Pełną zapowiedź 101. edycji Giro d’Italia można znaleźć tutaj

Mapy i profile tutaj

Lista startowa tutaj

Plan transmisji TV > tutaj

Poprzedni artykułRichard Carapaz: „Od początku podjazdu czułem się bardzo dobrze”
Następny artykułDrogi ku niebu | Race vlog #3.3
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments