Za nami pięć etapów 101. edycji Giro d’Italia i pięć zwycięstw faworytów bukmacherów, jednak dziś rozpoczyna się prawdziwa walka, a mechanizm maszyny losującej zostanie zwolniony. To dokładnie ta sama Etna, która przed rokiem w podobnej fazie wyścigu wprowadziła pretendentów do tytułu w stan niczym niezmąconego uśpienia, ale zgoła inny kontekst powinien przyczynić się do znacznie dynamiczniejszej rozgrywki na zboczach wulkanu. Więc choć podtrzymuję, że tym razem obiecywać niczego nie będę, małych fajerwerków nie wykluczam.

Etna, po raz pierwszy w historii włoskiego wielkiego touru, pokonywana będzie inną trasą niż doskonale wszystkim znany podjazd do Rifugio Sapienza, jednak wcale nie to sprawia, że tym razem oczekiwać można nieco innego rozwoju wypadków.

Wspomniany inny kontekst to przede wszystkim odmienna sytuacja w klasyfikacji generalnej tegorocznej edycji Giro. Przed rokiem na tym etapie rozgrywania imprezy pozostali pretendenci mogli obawiać się zaatakowania wówczas uznawanego za faworyta wyścigu (a przez wielu również za najlepszego górala w zawodowym peletonie) Nairo Quintany, spodziewając się, że na jego odpowiedź własnej już nie znajdą. Tym razem  muszą być w pełni świadomi, że mają przeciwko sobie kolarza innego typu, który po etapie jazdy indywidualnej na czas w Jerozolimie i mając w perspektywie dłuższą czasówkę w Rovereto, może pozwolić sobie na daleko idącą bierność

Albo dwóch takich kolarzy. Niewielu w tej chwili potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy Chris Froome (Team Sky) pokona całą drogę z Izraela do stolicy Italii, ani czy od początku planował to zrobić. Fakty są jednak takie, że w pierwszych dniach rozgrywania Giro d’Italia lider brytyjskiej ekipy nie był najlepszą wersją samego siebie, więc jeżeli istnieje jakakolwiek szansa na wykorzystanie jego słabości na stokach Etny, wstydem byłoby choć nie spróbować jej wykorzystać. A ponieważ nie tylko dwóch wybitnych specjalistów od jazdy na czas ciągle uznawanych jest za głównych pretendentów do tytułu, ale trzeci od kilku dni prezentuje swoje zawadiackie oblicze w różowej koszulce lidera wyścigu, stawka powinna być dostatecznie wysoka.

Odnośnie samego podjazdu natomiast, wśród ekspertów panują sprzeczne opinie na temat tego, czy wykorzystywana w tym roku trasa jest łatwiejsza, czy trudniejsza od tej standardowej. Z jednej strony pokonywany od tej strony podjazd jest krótszy i charakteryzuje się odrobinę niższym średnim nachyleniem, z drugiej jednak zawiera kilka cięższych odcinków, doskonale nadających się do przepuszczenia ataku (szczególnie odcinek o długości 3700 m i śr. nachyleniu 8%, rozpoczynający się od 500-metrowej rampy o gradiencie ok. 12%). Ostatecznie jednak, niezależnie od strony jej pokonywania, Etna pozostaje Etną – stosunkowo długim ale regularnym wzniesieniem, które nie powinno przestraszyć żadnego zawodnika specjalizującego się w wyścigach wieloetapowych. I oczywiście największym, choć zważywszy na okoliczności bardzo łaskawym, stratowulkanem kontynentalnej części Europy.

Oto, co na temat 6. etapu 101. edycji wyścigu Giro d’Italia mieliśmy do powiedzenia jeszcze przed rozpoczęciem imprezy:

Etap 6, 10 maja: Caltanissetta  ›  Etna  / Oss. Astrofisico (164 km)

Ogień, lawa, eksplozje i jeszcze więcej ognia! Tak zapowiadaliśmy kończący się na zboczach Etny, pierwszy finisz na podjeździe (z prawdziwego zdarzenia) zeszłorocznej edycji Giro d’Italia, podczas którego wulkaniczne wyziewy ostatecznie wprowadziły pretendentów do tytułu w stan niczym niezmąconego uśpienia. Ponieważ nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy, tym razem nie będę obiecywać jakichkolwiek fajerwerków ze strony największych tego wyścigu. Zamiast tego nieśmiało jednak zaznaczę, że zbocza najwyżej wyniesionego stratowulkanu kontynentalnej Europy peleton pokonywać będzie od innej, nie wykorzystanej przez wyścig nigdy wcześniej strony, co zaowocuje trudniejszą wspinaczką (15 km, śr. 6.5%) i podda ich nogi pierwszemu poważnemu testowi. Pozwoli to oddzielić gotowych do rywalizacji liderów od tych niedogotowanych, choć należy pamiętać, że to ci drudzy mogą mieć ostatnie słowo wśród śniegów czekających na nich daleko na północy alpejskich przełęczy.

Przed rokiem po akcji z ucieczki dnia triumfował Jan Polanc (UAE Team Emirates), jednak tym razem los może okazać się dla dzielnych harcowników mniej łaskawy – nie tylko z uwagi na spodziewane ataki liderów na klasyfikację generalną, ale również niespecjalnie sprzyjający solowym akcjom wiatr.

Po raz pierwszy w tegorocznej edycji włoskiego wielkiego touru nie ma jednoznacznego faworyta w kontekście etapowego zwycięstwa, co samo w sobie jest obiecujące. Logika podpowiada, że najbardziej oczywiści pretendenci do tytułu, jak Tom Dumoulin (Team Sunweb), Chris Froome (Team Sky), Fabio Aru (UAE Team Emirates) czy Thibaut Pinot (Groupama-FDJ) będą trzymać siebie nawzajem w szachu, tym bardziej, że żaden z wyżej wymienionych nie dowiódł jeszcze, by już na tym etapie rozgrywania wyścigu był w formie pozwalającej zdystansować rywali.

Powinno to otworzyć furtkę poruszającym się nieco poza zasięgiem radaru, a już teraz znajdującym się w wybornej dyspozycji zawodnikom o agresywnym nastawieniu, których atak nie wywoła natychmiastowej reakcji pierwszoplanowych postaci. Do tej grupy zaliczyć należy przede wszystkim Domenico Pozzovivo (Bahrain-Merida), Simona Yates’a, Estebana Chavesa (Mitchelton-Scott), George’a Bennetta (LottoNL-Jumbo), Michaela Woodsa (EF Education First) i młodego Kolumbijczyka, który z uwagi na swoje występy na trasach tegorocznego Giro już teraz zasługuje na osobny akapit.

To prawda, że różnice w klasyfikacji generalnej między pretendentami do tytułu są przed szóstym dniem rozgrywania wyścigu większe, niż można się było spodziewać. Jest jednak jeden zawodnik, który już na pierwszym górskim etapie musi wytoczyć całą artylerię i rozpocząć odrabianie strat, a jest nim oczywiście Miguel Angel Lopez (Astana). Nie jest tajemnicą, że utalentowany 24-latek przewraca się często i spektakularnie, ani że jest jednym z najlepszych górali swojej generacji. Jeśli więc obserwowana w ostatnich dniach kumulacja była jedynie wynikiem obciążenia psychicznego lub braku koncentracji, a noga dopisuje, powinien dziś zaatakować jako pierwszy. Jeśli natomiast Kolumbijczyk nie znajduje się jeszcze w optymalnej dyspozycji, już można sobie zacząć wizualizować go w ostatnim tygodniu Giro d’Italia, wzorem Mikela Landy przemierzającego kolejne przełęcze w maglia azzurra.

Czwartek będzie również dniem próby dla lidera wyścigu, Rohana Dennisa (BMC Racing). Jeszcze przed dwoma laty wydawało się, że jego rozwój przebiegać będzie w takim samym tempie i kierunku jak Toma Dumoulina, jednak rywalizacja z najlepszymi góralami peletonu okazała się dla Australijczyka znacznie większym wyzwaniem. Czy jest już gotowy bronić różowej koszulki w najmniej sprzyjającym sobie terenie?

Jest jeszcze ten Tim Wellens (Lotto Fix All), który podejrzanie dobrze zaczyna się wspinać, a od maglia rosa dzieli go dystans zaledwie dziewięciu sekund i bonifikaty. Nie spuszczałabym go z oczu, tak na wszelki wypadek…

Pełną zapowiedź 101. edycji Giro d’Italia można znaleźć tutaj

Mapy i profile tutaj

Lista startowa tutaj

Plan transmisji TV > tutaj

Poprzedni artykułWygraj pakiet startowy w GFNY Gdynia 2018!
Następny artykułCztery dni Dunkierki 2018: Etap dla Bouhanniego, Dupont nowym liderem
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments