Ruszamy. Z tyłu lodówka z bidonami, kieszenie w bocznych drzwiach pełne żeli i batonów, na dachu dwa rowery. Radio wyścigu słychać, to drugie, do komunikacji między dyrektorami zaraz będziemy sprawdzać. Jesteśmy samochodem numer dwa.

Czyli jedziemy za samochodem głównego sędziego, radiem wyścigu i całym rzędem samochodów teamowych numer jeden. To znaczy zaraz tak pojedziemy, bo na razie trzeba wyjechać z Ora i potem szyk zacznie się ustawiać. Te dwa rowery na dachu też wskazują nasze miejsce w kolumnie. Jeśli nasi będą w ucieczce, to wskakujemy za nich i musimy mieć ich rowery – tak tłumaczy mi mój kierowca. Rowery na dachu są ustawione pod Kocha i Sisra. Bo samochód, którym jadę ma kolor pomarańczowy, a kierowcą jest Piotr Wadecki.

8.kilometr. The peleton is going all together mówi radio wyścigu. Piotr chwyta za drugą „gruszkę”: Misa, mi senti? Cisza.

Pytam o spodziewany przebieg etapu. Jeśli będzie ucieczka, to może dojechać do mety, bo teren jest sprzyjający. Ale peleton może gonić, bo nawet jeśli w ucieczce będzie kolarz, który zagraża zawodnikowi z siódmego miejsca w klasyfikacji, to drużyna może pracować. Miejsce w pierwszej dziesiątce to dla niektórych będzie sukces. Szczególnie w tym wyścigu – jest dużo podjazdów, składy na Giro jeszcze nie są ustalone, obsada mocna: wielu chce się pokazać.

13. kilometr. Kolarz nr 167 (Simone Sterbini z Bardiani CSF) jedzie koło swojego samochodu. Zaglądamy mu w twarz. Chyba ma problemy ze zdrowiem – mówi Piotr. Pewnie zaraz się wycofa. Kolarz nr 93 (Daniel Knapp z Tirol Cycling Team) w rozpiętej koszulce powoli spływa do tyłu. To dowód na to, że z przodu idzie gaz – mówi Piotr. Peleton jedzie szybko, a jednak nie ma ucieczki i słabsi powoli odpadają. Dyrektor CCC odczytuje przebieg wyścigu ze śladów widocznych nawet z samochodu numer dwa.

20.kilometr. „Allez, Stosz! Full gas downhill!” słyszę w radiu Gabriele Missaglię. Zaraz będzie zjazd. Wiemy, że z przodu jest 15 kolarzy, nie wiemy jeszcze kto i jaka jest przewaga.

27. kilometr. Widzę pomarańczowych. To Mateusz Taciak i chyba Patryk Stosz. Odruchowo się cieszę, zaraz potem strofuję się w myślach. Radio wyścigu podaje skład ucieczki: zawodnicy numer 11, 66, 156 i 166 podane po cyferce w trzech językach: włoskim, angielskim i francuskim. Zawodnicy z AG2R, Felbermayr Simplon Wels, Bahrain-Merida i Bardiani CSF. Taciak i Stosz jadą w grupce 8 kolarzy – widzimy ich. Współpracują. Wszyscy chcą dojść do peletonu. Uda im się – mówi Piotr.

38. kilometr. The feeding is open słyszę w radiu. Gabrielle Missaglia od razu reaguje i mówi do kolarzy: „Bar is open!” Patrzę pytająco na mojego kierowcę. Podjeżdżanie do samochodów po wodę i jedzenie jest według przepisów dozwolone od kilometra 50., do 20km przed metą. Ale czasem – jak jest gorąco, czy zimno, czy etap jest bardzo trudny, sędziowie zezwalają na wcześniejsze „otwarcie baru”. Mijamy samochody Bahrain-Merida. Numer jeden i numer dwa zjechały na pobocze i zamieniają rowery na dachu. To dla Viscontiego, samochód numer dwa pojedzie z jego rowerem za ucieczką. Mają już 3’20” przewagi.

69. kilometr. Zaraz zacznie się podjazd. Dookoła jest po prostu pięknie. I jest czas na to, żeby się rozejrzeć. Dlatego zawsze lubiłem wyścigi we Włoszech – mówi Piotr. Zawodnik nie ma czasu na zwiedzanie miasteczek, ale widoki po drodze może oglądać. „We are at the back. Why? Let’s go to the front!” słyszę w radiu Missaglię. Zaczyna się góra – wtóruje mu natychmiast Piotr – Schlegel i Antunes muszą zacząć podjazd z przodu. „Ja tu wciąż jadę z przodu” słychać cichy głos Stosza…

fot. Monika Probosz / naszosie.pl

73. kilometr. Atak na początku podjazdu. Ucieczkę gonią między innymi Pinot i Aru. Przed nami grupka 17 kolarzy. Sisr próbuje do nich dojechać. Podjeżdżamy, Piotr podaje mu bidon. Przy okazji dokłada lekkie pchnięcie. Wszystko w dozwolonych granicach. Sisr za chwilę dogania grupkę. Mijamy ich, dojeżdżamy do Taciaka, który jedzie nieco z przodu. Za tobą idzie duża grupa z Kochem, Sisrem i Stoszem – mówi mu Piotr. Chyba, że chcesz dołączyć do tamtych – wskazuje trójkę z przodu. „Wolałbym do nich” Mówi Mateusz. Jedziemy dalej. Z przodu kolejnych 8 kolarzy, przed nimi Leszek Pluciński. Chcesz bidon? Bierze. Powoli zjeżdżamy do tyłu. Przejeżdżamy koło Stosza. Coś potrzeba Patryk? Nie, nie…

85. kilometr. Michal Schlegel jest w grupie, która odjechała od peletonu i goni ucieczkę. Amaro Antunes zostaje – mówi, że to nie jego dzień. Dojeżdżając do niego mijamy Przemka Niemca, dawaj Przemek, wołam – uśmiecha się. Amaro zmęczony, ale nic nie chce.

fot. Monika Probosz / naszosie.pl

98. kilometr. Przed nami dużo pomarańczowych punktów. Podjeżdżamy, podajemy bidony przez okno. Ja też podaję. Kochowi. Thank you – mówi grzecznie. Śmiesznie. Nie spodziewałam się, że zmęczony kolarz w czasie wyścigu będzie dziękował za wodę. Słyszę Gabrielle: „I know that it is difficult, but you must take downhill at the front, before Astana. This downhill is very fast.” I rzeczywiście. Jedziemy ponad 100 km/godzinę. Nie mamy radia, nie wiemy co się dzieje. Stajemy, żeby dać bidony zawodnikom. Ruszamy dalej, szukamy zasięgu. Jest! Wygrał Ben O’Connor z Dimention Data, Michal Schlegel dojechał 10. Mnie się wydaje, że to sukces i widzę, że Piotr też jest zadowolony.

PS/ Zawodnik numer 167 wycofał się na 19. kilometrze. Taciak i Stosz doszli do peletonu z 8-osobową grupką. Tropiciel śladów miał rację :).

Poprzedni artykułMichał Kwiatkowski: „Skończyliśmy z niczym”
Następny artykułŻTC Bike Race 2018: Czas na wielkie ściganie w Grójcu
Lubię szukać głębszego sensu w codziennych wydarzeniach. Bardzo chętnie w kolarstwie, a raczej w jego okolicach. Uwielbiam dzielić się tym, co tam odkryję. Na co dzień współpracuję z organizacjami pozarządowymi przy różnego rodzaju projektach społecznych. Tam szukam tego samego.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments