Hiszpan pierwszy raz od pięciu lat musiał uznać wyższość innego kolarza na szczycie Mur de Huy.
Wydawało się, że Walońska Strzała może być nazwana na cześć Alejandro Valverde (Movistar). W ostatnich latach Bala z łatwością mijał rywali i raz za razem triumfował na szczycie krótkiego, ale bardzo stromego podjazdu Mur de Huy. Hiszpan znalazł wreszcie swojego pogromcę – Juliana Alaphilippe’a (Quick-Step Floors).
Wszyscy jechali przeciwko mnie, ale to było normalne – wiadomo, że to ja byłem głównym faworytem. Odjeżdżam stąd zadowolony, bo wiem, że dałem z siebie wszystko, co mogłem. Byłem piąty w Amstel i drugi tutaj, ale walczył o zwycięstwo do końca. Nie czuję się dziwnie, że przegrałem, po prostu inaczej
– mówił po wyścigu Valverde.
Na przedostatniej rundzie od peletonu odjechała bardzo silna grupa, w której znalazł się m.in. Vincenzo Nibali (Bahrain-Merida). Valverde razem z kolegami z ekipy musieli gonić, ale doświadczony kolarz przyznaje, że przegrał rywalizację dopiero na finałowym podjeździe pod Mur de Huy.
Przegrałem na Mur. Grupa Nibalego była bardzo silna i drużyna musiała bardzo mocno pracować. Przegrałem jednak już na samym podjeździe do Huy. Jestem w najlepszej formie życia, ale Alaphilippe był lepszy. Zaatakował bardzo wcześnie, a ja skoczyłem zanim i byłem w stanie go dogonić, ale całej energii zużytej na pogoń zabrakło już w końcówce. Starałem się więc jedynie dojechać na pewnym drugim miejscu.
Przy okazji słynnego wyścigu Hiszpan wspomniał o ewentualnym końcu kariery. Wygląda na to, że na razie nie musimy się obawiać, że Valverde odwiesi rower na wieszak.
Chcę dojechać do Igrzysk Olimpijskich w Tokio, potem mam jeszcze rok kontraktu i chciałbym podpisać kolejny. Myślę, że przed nami jeszcze wiele pojedynków między mną i Julianem na Mur de Huy. Może nie będę w tak wspaniałej formie jak w ostatnich latach, ale na pewno będę walczył
– zapewnił „Bala”.