Niedzielny monument, dla wielu kibiców zakończył się wraz z przekroczeniem linii mety przez Petera Sagana. Jak się jednak okazało, ponad godzinę po Słowaku, na metę wpadł Evaldas Siskevicius, który „musiał” ukończyć wyścig.
Litwin, startujący w ekipie Delko Marseiile ma za sobą bardzo ciekawy weekend. Podczas Paryż – Roubaix, choć nie został sklasyfikowany, udało mu się przejechać całą trasę i ukończyć rywalizację około godzinę po Peterze Saganie i Silvainie Dilierze.
Byłem bardzo zmotywowany, by przejechać całą trasę. Około 30 kilometrów przed metą zrozumiałem, iż kierowca „miotły” wolałby, bym zszedł z trasy. Przejechałem już jednak 230 kilometrów i nie miałem zamiaru się poddawać
– powiedział Siskevicius w rozmowie ze Sporzą.
Niestety, mimo wielkiego serca, Litwin został ponownie przetestowany przez los na Carrefour de l’Arbe, kiedy to zanotował defekt. Na szczęście jednak w pobliżu pojawił się wówczas wóz techniczny jego ekipy, który… kilka chwil wcześniej się popsuł, a transportowała go laweta. Siskevicius szybko postanowił skorzystać z okazji, wymienił koło i pognał do mety.
Mimo to, organizatorzy musieli podjąć jedyną odpowiednią decyzję – przyszedł czas na otwarcie ruchu i pozostawienie kolarza samemu sobie. Sam zawodnik Delko Marseille nie miał nic przeciwko. Znał bowiem trasę i wiedział jak dojechać do mety.
Około 18:13 Litwin zdołał dojechać do velodromu w Roubaix, spotykając… zamknięte bramy. Dyrekcja wyścigu postanowiła jednak dać mu możliwość przejechania się po torze i „ukończenia” wyścigu.
#ParisRoubaix – At 18.13, one hour later than Sagan, Siskevicius reached the velodrome out of time, with gates closed. Organizers still opened the gate for him giving him the joy to reach the finish line. pic.twitter.com/TVOcUHVUik
— La Flamme Rouge (@laflammerouge16) April 9, 2018