fot. Michał Kapusta / naszosie.pl

Kilka lat polowania na Liege – Bastogne – Liege zakończyło się zwycięstwem w Mediolan – San Remo. Przeglądając wyniki z tego sezonu można odnieść wrażenie, że coś takiego miało już miejsce w historii…Dziś w cyklu „Bohaterowie sezonu” o tym jak Michał Kwiatkowski zamiast tęczy wygrał pomnik.

Kiedy przed rokiem Michał Kwiatkowski rozpoczynał współpracę z największą kolarską drużyną na świecie spora część kibiców liczyła na to, że „Kwiato” szybko zacznie dominować w wyścigach niemal tak jak Chris Froome w Tour de France. Rok 2016 nie był udany dla mistrza świata z Ponferrady i sam zainteresowany potwierdził to podczas rozmowy z naszym portalem na zgrupowaniu na Majorce. Ten sezon miał być inny.

Sezon 2016 był dla mnie trudny. Wyciągnąłem wnioski z popełnionych błędów. Przede wszystkim zmieniłem podejście do sezonu przygotowawczego, który w zeszłym roku potraktowałem zbyt poważnie. Zbyt wcześnie chciałem zwyciężać, a nie chodzi o to, żeby być w bardzo wysokiej formie cztery miesiące przed głównym celem sezonu

-mówił Kwiatkowski w styczniu na zgrupowaniu ekipy Sky.

Droga do San Remo

Mimo iż Kwiatkowski sezon rozpoczął zaledwie kilka dni później niż rok temu to zgodnie z postawionym celem – nie walczył o triumfy od samego startu. Pierwszy występ w 2017 roku podczas Volta a la Comunitat Valenciana nie był tak imponujący jak dwa „pudła” na Majorce 12 miesięcy wcześniej. Kolejne tygodnie minęły na spokojnych treningach, a sam „Kwiato” zaznaczał, że  „liczą się tylko monumenty”. Świetny występ w Algarve, gdzie w gwiazdorskiej obsadzie Polak zajął drugie miejsce, a następnie po raz drugi w karierze triumfował w Strade Bianche – to niemal natychmiast zaczęło przywoływać wspomnienia z sezonu 2014, który zakończył się tęczową koszulką zdobytą w Hiszpanii. Oczywistym był fakt, że Polak będzie jednym z faworytów do walki o medale w Bergen, to jednak norweski czempionat wciąż był dość odległą perspektywą.

Strade Bianche / strade-bianche.it

Styl w jakim Kwiatkowski wygrał Strade Bianche był imponujący. W niezbyt sprzyjającej pogodzie Polak był nie do pokonania przez żadnego z rywali, a walczyli z nim specjaliści od kiepskich warunków atmosferycznych, tacy jak choćby Tim Wellens czy Zdenek Stybar. Triumf na Piazza del Campo w Sienie nie był jednak przypadkowy. Zgodnie z tym co Torunianin zapowiadał – ważne były monumenty. Droga do pierwszego z nich wiodła przez start w Strade-Bianche, Tirreno – Adriatico i niemal 300 kilometrów na trasie z Mediolanu do San Remo.

fot. Mediolan – Sanremo

„Wiosenne mistrzostwa świata” miały być walką sprinterów. Na liście startowej Matthews, Kristoff, Gaviria, Degenkolb, Ewan, Colbrelli…i Sagan. Nawet sam „Kwiato” nie był jedyną opcją w Team Sky na ten wyścig, bo przecież nie bez szans był Elia Vivianni. Kiedy jednak przyszło do decydującej rozgrywki na atak Sagana pod koniec Poggio odpowiedzieć zdołała tylko dwójka zawodników – Kwiatkowski i Julien Alaphilippe. Gdy po zjazdach przewaga atakującej trójki wynosiła kilkanaście sekund wydawało się, że Sagan ma autostradę do triumfu w San Remo. Kwiatkowski jednak jest jednym z tych, który Sagana ogrywał najczęścieściej – chociażby podczas pierwszego zwycięstwa w Strade Bianche czy rok temu na E3 w Harelbeke, nie wspominając już o czasach juniorskich. Wygrana ze Słowakiem na kresce była minimalna, ale przeprowadzona z precyzją profesora chirurgii i Polak znów okazał się lepszy od teoretycznie szybszego rywala.

Słodko-gorzkie Ardeny

Pierwsze zwycięstwo w pomnikowym wyścigu to było zbyt mało dla Kwiatkowskiego. Sam zapowiadał jeszcze lepszą formę na Ardeny i docelowy wyścig pierwszej części sezonu, czyli Liege-Bastogne-Liege. Kiedy w decydującej fazie Amstel Gold Race Polak pozostał na placu boju z Philippem Gilbertem ponownie można było mieć deja vu jak w przypadku Strade Bianche. Wydawało się przecież oczywiste, że skoro po blisko 300 kilometrach Kwiatkowski był w stanie pokonać mistrza sprintu jakim jest Sagan to powinien również poradzić sobie z Gilbertem. Gdy przypomnimy sobie w jaki sposób 2 lata temu jadąc w koszulce mistrza świata zwyciężał w Holandii to tym bardziej powinien ograć Phil Gila. Tym razem to jednak Belg wykazał się sprytem na miarę Kwiatkowskiego z San Remo – przeczekał sprint Polaka i triumfował w „piwnym” wyścigu.

© Quick-Step Floors Cycling Team / Tim de Waele

Przed rywalizacją w Ans Kwiatkowski zajął 8. miejsce na „najdłuższym kilometrze’ w Huy pokazując, że forma wciąż jest wysoka i jeśli ktoś miałby pokonać Alejandro Valverde w Liege to będzie to właśnie Polak. Wspaniałe rezultaty w klasykach pokazywały też inną rzecz – problemy „magicznego odcięcia” Polaka w okolicach dwusetnego kilometra poszły w zapomnienie i to także podbudowywało nadzieje przed rywalizacją w „La Doyenne”. Na wspomnianego wyżej Valverde mocnych jednak nie było, a z perspektywy telewizora trzecie miejsce wydawało się rozczarowaniem. Wynik ze wszech miar fenomenalny – wszak to powtórka rezultatu z roku 2014, sezonu zwieńczonego mistrzostwem świata. Mimo wszystko wydawało się, że końcówka nie została rozegrana w najlepszy możliwy sposób i noga pozwalała na walkę o zwycięstwo, co Kwiatkowski potwierdził sam po wyścigu.

Powrót do Tour de France

Dopełnieniem mimo wszystko rozczarowującego pierwszego sezonu w barwach Team Sky był brak powołania na Wielką Pętlę. Tym razem jednak Polak, będący wciąż w wysokiej formie, świetnie wspierał Chrisa Froome’a na Criterium du Dauphine, a następnie w Krokowej zdemolował rywali w walce o mistrzostwo Polski w jeździe indywidualnej na czas. Kwiatkowski musiał znaleźć się w składzie Sky i zameldowac się w Dusseldorfie choćby z tego powodu, że jeśli w Krokowej „Kwiato” pokonał takiego specjalistę od czasówek jak Macieja Bodnara o ponad półtorej minuty to trzeba było rozpatrywać go jako kandydata do pierwszej żółtej koszulki.

fot. Michał Kapusta / naszosie.pl

Tak się nie stało, ale 8. miejsce w czasówce było początkiem fenomenalnego wyścigu w wykonaniu Polaka. Być może przesadą byłoby stwierdzenie, że Froome nie wygrałby we Francji bez pomocy Kwiatkowskiego, ale o zwycięstwo byłoby mu zdecydowanie trudniej bez takiego zawodnika jak 27-latek z Torunia. Pochwały spływały z każdej strony – począwszy od kolegów z drużyny, przez dziennikarzy (zarówno tych krajowych, jak i zagranicznych), aż na internautach kończąc. Gdyby nie porażka o sekundę z Maciejem Bodnarem na czasówce w Marsylii można by stwierdzić, że Kwiatkowski zaliczył wyścig kompletny.

Trzeci szczyt formy

Kolejny raz można wrócić do sezonu 2014. Wówczas to jeszcze w barwach Omega Pharma – Quick Step Polak także miał świetne Tour de France za sobą. Zanim w Livigno rozpoczął ostateczne przygotowania do mistrzostw świata we wspaniałym stylu zdążył triumfować w Clasica San Sebastian i zapewnić sobie nowy kontrakt w brytyjskiej grupie.

Jeśli ten sezon niemal od początku roku był bliźniaczo podobny do sezonu 2014 to znów oglądaliśmy Kwiatkowskiego w Tour of Britain i znów „Kwiato” pojechał tam świetny wyścig. Próba generalna przed mistrzostwami świata pokazała, że treningi we Włoszech dają efekty i Polak będzie gotowy do walki o medale w Norwegii.

Fot. Marek Bala / naszosie.pl

Znów – powtórka z 2014 roku. Światowy czempionat rozpoczął się od brązu w drużynowej czasówce i można było pomyśleć, że złoty medal w wyścigu ze startu wspólnego musi stać się faktem. Tak się jednak nie stało i nie ma teraz sensu rozpisywać się, zwłaszcza, że sam Kwiatkowski dość szczegółowo opowiedział o tym co zadecydowało o braku medalu.

2017 – deja vu, 2018 – quo vadis?

Dyskusji o tym w jakim kierunku „Kwiato” powinien się rozwijać było już od groma. Kiedy jeszcze oglądaliśmy go grupie Patricka Lefevere’a wydawało się jasnym, że skierowanie jego kariery w stronę wielkich tourów mijało się z celem, zwłaszcza w belgijskiej grupie, której cele były zupełnie inne. Pierwsze lata zawodowej kariery pokazały też, że Polak idealnie sprawdza się w Tryptyku Ardeńskim i tym podobnych wyścigach i doskonale potrafi się odnaleźć walcząc ramię w ramię z Alejandro Valverde, Danem Martinem czy Philippem Gilbertem.

Transfer do Team Sky otwierał całkowicie nową kartę. Kwestią osobną jest to jak wiele wątpliwości budzi ta grupa, ale jeśli z Bradleya Wigginsa i Gerainta Thomasa dało się zrobić zawodników walczących w trzytygodniowych wyścigach to i Polak będzie mieć swoje szanse. Sam Kwiatkowski zwrócił także na to uwagę podsumowując sezon na oficjalnej stronie brytyjskiej grupy:

Takie występy przez trzy tygodnie jak mój [podczas Tour de France] dają nadzieję, ale żeby wygrać Wielki Tour trzeba być świetnym czasowcem i jeszcze lepszym góralem. Jeśli poprawię się w tych dwóch aspektach, jednocześnie nie tracąc szybkości w sprincie i umiejętności walki na wiatrach…może spróbuję. Być może najpierw na takich wyścigach jak Criterium du Dauphine czy Paryż – Nicea, a jeśli później pojawią się możliwości by być liderem na Wielki Tour to chciałbym spróbować. Tak samo zrobił Geraint Thomas

-opowiadał „Kwiato” na początku października.

Nieraz żartowaliśmy w redakcji, że jeśli w Team Sky nie nauczą jeździć w górach to ostatnią alternatywą zostaje ekipa Astany… Bądźmy dobrej myśli, że szlak przetarty przez Gerainta Thomasa będzie słuszną drogą na rozwój i kiedyś doczekamy się Kwiatkowskiego w roli lidera na starcie Tour de France. Nie mamy też nic przeciwko temu by, zanim to nastąpi, Polak triumfował w Liege – Bastogne – Liege. Być może już w przyszłym, w końcu sam „Kwiato” zapowiedział, że wróci tam po wygraną.

Fot. Team Sky

To czy Polak zostanie „produktem” Team Sky i dzięki doskonałej jeździe na czas i chociażby wystarczającej jeździe po alpejskich i pirenejskich przełęczach będzie miał szansę walczyć o triumfy w grand tourach czy zamiast tego wskoczy w buty Alejandro Valverde i zacznie seryjnie wygrywać w Ardenach to pytania o dość odległą przyszłość. Ktoś jednak będzie musiał kiedyś spróbować zawalczyć o poprawienie 3. miejsca Zenona Jaskuły w Wielkiej Pętli i ktoś kiedyś będzie musiał wygrywać na szczycie Mur de Huy zamiast Alejandro Valverde. Kwiatkowski jest w takim wieku, że oba scenariusze są równie prawdopodobne i pozbawione etykiety nierealności.

Poprzedni artykułTour de l’Avenir przepustką do kariery?
Następny artykułChris Froome z nagrodą „International Flandrien”
Licencjat politologii na UAM, pracuje w sklepie rowerowym, półamatorsko jeździ rowerem. Za gadanie o dwóch kółkach chcą go wyrzucić z domu. Jeśli już nie zajmuje się rowerami, to marnuje czas na graniu w Fifę. W trakcie Tour de Pologne zazwyczaj jest na Woodstocku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments